Part 53.

4.3K 359 26
                                    


Kilka dni później odebrałam telefon od Mads. Dziewczyna pytała co u nas i kiedy będzie mogła przyjechać. Ona najchętniej przeprowadziłaby się do nas na stałe. Mówiłam, że teraz mam dużo pracy do szkole, a ta zmieniła temat na list, który do mnie przyszedł. Poprosiłam o przeczytanie, ale nie usłyszałam charakterystycznego dźwięku rozrywania papieru, co oznaczało, że moja siostra zna już treść. Jakaś obca dziewczyna opisywała swoją siostrę, która cierpi na depresję i od kilku miesięcy nie wychodzi z domu. Autorka przyznała, że ostatnio w jej rzeczach znalazła list, w którym jej starsza siostra żegna się ze wszystkimi i przeprasza za to co zrobiła. Podobno w pamiętniku opisywała samobójstwo, które zamierza popełnić w dniu swoich osiemnastych urodzin przed Bożym Narodzeniem. Dziewczyna pisała, że Amber jest wielką fanką Justina i prosi żebym coś zrobiła. Czułam jak coś ściska mnie w środku, bo nie wyobrażałam sobie żeby na przykład Madison mogła chcieć odejść.

- No i na dole jest adres, wiesz - dodała Mads. - Jesteś, Audi?

- Prześlij mi skan tego listu, okej? Pogadam z Justinem.

- Pozdrów go.

Rozłączyłam się i czekałam na wiadomość. Siedząc na kanapie nerwowo bawiłam się bransoletką i czekałam aż moja siostra zrobi to, o co ją poprosiłam.

- Wszystko okej? - zapytał Justin przychodząc z dworu z roześmianą Soph. Nie odwróciłam się, by na niego spojrzeć więc nie wiedziałam czy zarejestrował mój ruch głową na tak. - Audrey.

- Tak!

Podał mi dziecko, któremu zaczęłam zdejmować kurteczkę. Mój telefon zawibrował, a ja podskoczyłam przestraszona. Prędko otworzyłam wiadomość i pokazałam Justinowi. Poprosiłam żeby przeczytał, bo sama musiałam przewinąć Soph. Po chwili chłopak wszedł do pokoju dziecka pytając o co chodzi:

- Ktoś wrzucić taki list do skrzynki mojej babci.

- Kto?

- A skąd ja mogę wiedzieć?!

- Masz do niej jakiś numer?

- Do kogo?

- Do tej dziewczyny.

- Wiem tyle co ty, Juss.

Podczas posiłku rozmawialiśmy o dziewczynie od listu. Chłopak zastanawiał się co powinniśmy zrobić. Ze mnie emocje zaczęły schodzić i zastanawiałam się czy to nie jest jakaś wkrętka. Przecież tak wiele słyszy się o głupich żartach dotyczących samobójstw. Dzieciaki lubią żartować bez względu na konsekwencje.

- Może i masz rację, ale co jeśli to nie jest żart, a laska naprawdę zabije się za dwa tygodnie?

Spojrzałam w brązowe tęczówki bruneta, nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu ten przyznał, że musi pogadać z menadżerem. Odszedł od stołu, a z salonu zaczął dobiegać jego głos. Tłumaczył mężczyźnie cały list, a ja nadal próbowałam wmusić w Sophie posiłek. W końcu poddałam się i czekałam aż wróci jej ojciec. Jemu o wiele lepiej szło karmienie córeczki, która już nie była małym, słodkim Aniołkiem.

- Lecę jutro do Nowego Jorku, lecicie też? - usłyszałam za sobą.

- Po co?

- Lecisz czy zostajesz?

- Lecę.

Po rozmowie poprosiłam, by nakarmił Sophie i pytałam o rozmowę z menadżerem. Ten opowiadał, że musi to sprawdzić, a ja wiedziałam, że już nie uda mi się go odwieść od tego pomysłu. Plus był jeden: spotkam się z rodziną i znajomymi.

Następnego dnia ze zdenerwowaniem czekaliśmy na zakończenie lotu. Wieczorem długo rozmawiałam z Justinem, który bał się o nieznajomą dziewczynę. jego humor mi się udzielił i sama czułam obowiązek pomocy. W końcu to do mnie zaadresowany był list i to mi dziewczyna zaufała.

- Pojedziemy do niej teraz?

- Najpierw podrzucimy Soph do mojej babci. Rozmawiałam z nią.

Moi dziadkowie ucieszyli się na nasz widok. Cała moja rodzina była już wtajemniczona w sytuację i wspierali nas, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Moja mama, która wzięła wolne specjalnie na nasz przyjazd, stwierdziła, że nie powinniśmy jechać tam tak wcześnie. Mijała jedenasta, a my postanowiliśmy odłożyć wizytę w czasie. Wypiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie, ale z braku cierpliwości pod odpowiednim adresem byliśmy tuż przed pierwszą.

- Jesteś pewien, że robimy dobrze? - zapytałam, patrząc na chłopaka. - Boję się, Justin.

- Ja też, Audrey, ale musimy to zrobić.

- Mam dziwne przeczucia.

- Będzie dobrze, tak? - pocałował mnie w czoło.

Wysiadł i otworzył przede mną drzwi. Dwóch ochroniarzy poszło z nami mimo jasnego zakazu Biebera. Wewnętrznie cieszyłam się, że są blisko nas. Przyzwyczaiłam się do poczucia bezpieczeństwa, które mi dawali. Wiedziałam, że zawsze nas obronią i nie pozwolą, by cokolwiek stało się mi, Justinowi czy - co najważniejsze - Sophie.

- Co ja mam powiedzieć? - zapytał brunet, gdy staliśmy na werandzie, a ten wahał się czy nacisnąć dzwonek.

- Jesteś Justin Bieber i nie wiesz co powiedzieć?

Uśmiechnął się, obejmując mnie i naciskając odpowiedni przycisk. Rozglądałam się po okolicy, czekając aż ktokolwiek otworzy. Ogród przysypany był śniegiem, który ostatnio spadł, a po ulicy co jakiś czas przejeżdżał samochód. Przypominało mi to trochę okolicę mojego domu rodzinnego, a na samą myśl wzdrygnęłam się. W końcu zamek w drzwiach poruszył się, a nas przywitała nastolatka mniej więcej w wieku mojej siostry. Od razu zasłoniła usta ręką po czym wybuchnęła płaczem i wtuliła się we mnie. Nie wiedziałam o co chodzi, ale objęłam ją.

- Tak bardzo dziękuję – szepnęła.

- Nie ma za co. To jemu powinnaś podziękować.

Spojrzała na Justina, a w tej samej chwili z domu wyszła matka dziewczyny. Przywitaliśmy się z czterdziestoletnią kobietą, której smutek w oczach zdradzał całą sytuację. Zaprosiła nas do środka i zapytała czy napijemy się czegoś. Siedząc w salonie opowiadała nam, że rzeczywiście jej córka od kilku tygodni nie wychodzi z pokoju, a od miesięcy nie opuszcza domu. Wybuchnęła płaczem, gdy Juss wspomniał, że nie może pozwolić na jej samobójstwo. Widocznie nie wiedziała o wpisie w pamiętniku, który znalazła Caroline.

- Mogę iść do niej? - zapytał Justin, wstając.

Kobieta podała drogę, a chłopak poprosił żebym została tutaj. Z jednej strony nie chciałam zostawiać go samego, ale z drugiej to właśnie on był idolem Amber.

----

Mamy 160K wyświetleń i ponad 12K gwiazdek! Yay! *dzikie tańce* 

Dziewczyna ze zdjęcia - Justin Bieber FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz