Rozdział 46

1K 67 4
                                    


– Jak to umrę?! – krzyczę na May, wywołując na kobiecie jeszcze większą presję niż dotychczas.

– Nie chodziło mi konkretnie o twoją śmierć, dziecko. Spójrz tutaj – wskazuje palcem na pojedynczy wers. – Sen wieczny, koszmar konieczny. Przykro mi, kochanie. Akurat przy tym nie ma żadnych wątpliwości. Wniosek jest prosty. To będzie coś typu śpiączka lub coś gorszego. Jeszcze nie znalazłam wyjścia z tej sytuacji – May automatycznie się smuci.

– No super. Po prostu super. Nie mogło być lepiej. Pewnego dnia pójdę spać i się nie obudzę. No super – jestem w kompletnej rozsypce.

– Uspokój się. Przecież to nie musi się spełnić. To jakieś brednie – kobieta podnosi się z krzesła. Gasi lampkę po czym odzywa się do mnie:

– Kochanie, położę się. Już późno.

– Dobranoc – wychodzę z sypialni May. Rozglądam się wokół. Zauważam otwarte okno na końcu korytarza. Idę w jego stronę, aby nie oziębić i tak już chłodnej temperatury w domu.

Już mam zatrzasnąć zasuwkę, kiedy słyszę odgłosy wydobywające się z zewnątrz. Pochylam się nieco, by dojrzeć, co dzieje się na podwórzu.

Sztywnieje, gdy dostrzegam dwóch zamaskowanych mężczyzn w kominiarkach. Jeden z nich próbuje wspiąć się na balkon przystający do pokoju Daisy.

Natychmiast chwytam komórkę i wybieram numer.

– Halo? – odzywa się Daisy.

– Daisy! Uciekaj z pokoju! Ktoś wchodzi na twój balkon! – wykrzykuję słowa tak głośno, że czuję jak bardzo moje gardło jest zrypane.

Kiedy tak biegam bez opamiętania po korytarzu jak jakaś wariatka, Daisy wyskakuje ze świstem ze swojego pokoju. Podbiega do mnie, chwyta moją rękę i ciągnie mnie w stronę kolejnych drzwi. Otwiera je z trzaskiem, ukazując prawie nagiego Graysona.

– Uciekamy! – jednocześnie wydajemy z siebie krzyki.

– Ale co... – chłopak nie ma szansy dowiedzieć się, o co chodzi, ponieważ jego siostra wyciąga go z pomieszczenia siłą.

– Powiecie mi, co jest grane?! – Grayson otrzepuje wodę z włosów. Widać, że dopiero, co wyszedł spod prysznica.

– Nie ma na to czasu! Ja biegnę po May, a wy idźcie po Shannon – decyduję i biegnę do sypialni starszej kobiety. Wpadam za drzwi, ale nikogo nie widzę. Ostrożnie i powoli stawiam kolejne kroki. Jestem już przy łóżku, gdy nagle ktoś chwyta mnie od tyłu i knebluje usta, jednocześnie mnie usypiając.

***Po długim śnie***

Leżę przykuta kajdankami do jakiejś barierki. Nie zamierzam otwierać oczu. Za bardzo nie mam ochoty poznawać moich porywaczy. Oddycham powoli, skupiając się na otoczeniu. Wdycham nosem zapach cynamonu, co bardzo mnie dziwi. Poruszam palcami u stóp, aby poczuć odrobinę ciepła w stopach. Jedyne, o czym teraz myślę to moje zziębnięte ciało i nadzieja, że reszcie udało się uciec.

Czuję wibracje w podłodze. Ktoś się zbliża. Stawiam, że to dwie osoby. Słyszę głosy w tym samym pokoju, w którym się znajduję, dlatego staram się nie ruszać.

– Obudziła się? – pyta jeden z nich głosem tak zachrypniętym i zmysłowym, że mam ochotę na jęk, ale się powstrzymuję.

– Jeszcze nie. Porządnie ją ogłuszyłeś – drugi głos jest tak krzykliwy, jakby należał do jakiejś jaszczurki.

– Tak... – seksowny głos podchodzi do mnie, przyklęka i zaczesuje mi włosy za ucho. – Piękna jest nie sądzisz?

– Racja, ale to nie mój typ– śmieje się jaszczurka.

Chłopak krąży palcami po moich ustach. Mam ochotę mu przyłożyć, ale jak na razie wolę udawać nieżywą.

Do pomieszczenia wchodzi osoba trzecia.

– Stary, szef cię wzywa. Plan gotowy.

– Już idę – odpowiada chłopak koło mnie, po czym wszyscy mnie opuszczają. Zostaję sama. Co za ulga... Podnoszę powieki. Unoszę wzrok. Nawet nie jest tak źle...

Okno umieszczone na jednej ze ścian daję dużo światła. Po prawej stronie stoi krzesło, a obok niego nieduży, drewniany stoliczek. Jeśli miałabym opisać kolor ścian, powiedziałabym, że są o barwie cementu. Na wprost mnie znajdują się stalowe, przygwożdżone drzwi z metalowymi kratami.

Mój słuch przewiercają kolejne tym razem głośne kroki. Postanawiam mieć oczy otwarte.

Do pokoju wchodzi dwóch mężczyzn albo raczej chłopaków na oko w moim wieku.

Kiedy oboje dostrzegają, że gapię się na nich, uśmiechają się do mnie zadziornie. Mój wyraz twarzy zmienia się na jeszcze gorszy.

Chłopaki podchodzą do mnie szybkim krokiem.

– No proszę, księżniczka się obudziła – mówi zmysłowy głos.

– Nie nazywaj mnie tak – warczę.

– Będzie cię nazywał jak chce – irytuje się bardziej piskliwy głos.

– Może złagodzę trochę atmosferę. Jestem Zayn Sorenson. A to Slaider, moja prawa ręka – uśmiecha się szerzej.

Przyglądam się bliżej obu typom. Zayn ma na oko 190 cm wzrostu. Jest ciemnym brunetem. Widać, że włosy ułożył na żelu. Przednią grzywkę ufarbował na złoty blond. Jego oczy są ciemnobrązowe. Ubrany jest w czarny t–shirt opinający jego mięśnie, czarne spodnie typu rurki przewiązane w pasie beżowym paskiem. Na nogach ma czarne buty, podobne do takich, które ubiera się do garnituru. Mogę z pewnością przyznać, że Zayn jest przystojny i seksowny.

Drugi chłopak to Slaider. Jest niższy od Zayna. Na oko ma 160 cm wzrostu. Jest krótko obciętym rudzielcem. Jego twarz pokrywa milion pomarańczowych piegów. Oczy chłopaka mają odcień ciemnej zieleni. Slaider ubrał się w ciemny niebieski t–shirt, na to narzucił jeansową kurtkę. Spodnie ma do kompletu z kurtką. Na nogach ma czerwone tenisówki z wyciągniętymi sznurówkami.

– Zapewnię cię od razu, że nic ci nie zrobimy – Zayn przyklęka przy mnie.

– Ta... Ja mam w to uwierzyć – śmieję się pod nosem.

– Jeśli obiecasz, że pójdziesz z nami bez próby ucieczki i żadnych sztuczek, wtedy rozepnę twoje kajdanki – przytakuję, a chłopak pomaga mi się podnieść z podłogi. Idziemy w kierunku stalowych drzwi. Slaider otwiera je lekkim popchnięciem.

Stawiam kroki na zimnych kafelkach. Nagle stajemy przed białymi, sylikonowymi drzwiami. Zayn wyciąga rękę i puka. Po kilku sekundach drzwi otwierają się ze skrzypnięciem.

 Po kilku sekundach drzwi otwierają się ze skrzypnięciem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz