Rozdział 34

1K 75 3
                                    


Ogród

– Nie mogę w to uwierzyć – mówię do siebie. Grayson patrzy na mnie, jakby nie wiedział, o co chodzi. Zaprowadziłam go do tego schowka, a on nie wie nawet, dlaczego się denerwuję.

– No co? – irytuje się.

– Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! – krzyczę.

– Przecież to nie jest takie ważne – odpowiada wymijająco Grayson.

– I wszystko jasne – decyduję się to wszystko wreszcie zakończyć.

– Nie rozumiem – krzywi się chłopak.

– Grayson... Nigdy nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę twoją dziewczyną. Przecież widać, że mi nie ufasz, więc my... nie możemy być razem – wychodzę zostawiając go samego.

***

Ryan idzie zdać sprawozdanie May z lekcji. Kobieta wbija w niego poważne spojrzenie. Ryan tężeje.

– O co chodzi?

– On już wie – May zaraz dostanie palpitacji serca.

– Jesteś pewna? – chłopak dygocze.

– Mam nowego informatora . To nie plotki, Ryan – ciotka wywija nerwowo palcami.

– Wyjeżdżamy – zarządza.

***

Pięć minut później

Spoglądam na zdenerwowanego, czerwonego i mokrego od potu Ryana.

– Wyjeżdżamy – rzuca mi walizkę.

– Jak to? – marszczę brwi.

– Jacob nas znalazł.

– Kto? – nie ogarniam.

– Stwórca. Kojarzysz? – irytuje się.

– Oczywiście – denerwuję się. – Poradzę sobie. Idź już sobie, dobra? – krzywię się.

– Powiedziałem coś nie tak? – martwi się chłopak.

– Trzeba ci wszystko tłumaczyć – wkładam ubrania do walizki.

– W takim razie proszę. Mów – niecierpliwi się.

– Na razie, Ryan – wypycham go za drzwi.

Pakuję do ulubionej torby kilka podstawowych rzeczy: 2 ręczniki, klapki, bieliznę, parę dżinsów, kilka bluzek, gumkę i szczotkę do włosów, szczoteczkę do zębów i pastę. Oczywiście wszystkie te rzeczy nie są moje. May mi je pożyczyła.

To chyba wszystko. Biorę moje szpargały. Schodzę po krętych schodach. Nikogo nie widzę.

– Grayson! – wołam. Nikt nie odpowiada. Wchodzę do salonu. Pusto.

Idę dalej. Otwieram drzwi do gabinetu.

May siedzi na krześle związana z opuszczoną głową.

Na moją twarz wdziera się przerażenie. Puszczam torbę. Rzucam się do drzwi.

Nagle drogę zastępuje mi mężczyzna z czarną lufą w ręce.

– Dokąd się wybieramy? – uśmiecha się szyderczo. Podnosi broń, kierując ją w moją głowę.

– Proszę, nie strzelaj – błagam, lecz tak naprawdę obmyślam plan ucieczki.

– Tak młodo umarłaś – śmieje się i naciska spust.

Czuję mrowienie pod gęstwiną moich włosów. Krew spływa mi po nosie. Me nogi są jak z waty. Upadam. Przed oczami zapada ciemność.

***

Budzę się w śnieżnym pokoju z białymi lampami rażącymi białym światłem. Podnoszę się z kolan. Dziwnie się czuję. Nic mnie nie boli.

Dotykam swoje czoło. Patrzę na dłoń.

Ani śladu krwi.

Idę przed siebie. Mam nadzieje, że dokądś dojdę.

Już po kilku sekundach docieram do złotej bramy. Po obu stronach na kolumnach powieszone są anielskie skrzydła. Jedne są białe, drugie czarne. Pod nimi widnieją dwa dzwonki. Który wcisnąć?

Ostatecznie decyduje się na białe. Podchodzę i naciskam kciukiem guzik. Czekam.

– Kto tam? – pyta ostrym tonem głos odbijający się echem.

– Dzień dobry... Ja nie wiem, gdzie jestem... Czy możecie mi pomóc? – brama przede mną się otwiera. Naprzeciw mnie wychodzi facet odziany tylko i wyłącznie w białą płachtę. Na głowie ma wianek z liści bukszpanu.

– Kim pan jest? – mrugam, żeby przyzwyczaić oczy do oślepiającego światła.

– Św. Jan. Do usług – wyciąga do mnie przyjaźnie rękę. Witam się z nim. Ale już po chwili orientuję się, w czym rzecz.

– Święty? Gdzie ja jestem?! – niepokoję się.

– W niebie – odpowiada spokojnie Janek.

– To ja nie żyję? Jezus...

– Nie wypowiadaj imienia Pana Boga swego nadaremno – mówi Jan. Spoglądam na niego.

– Przepraszam – krzywię się. – Nie żyję? – powtarzam.

– Twój wybór.

– Możesz mówić jaśniej? – mamroczę.

– Grzeczniej, grzeczniej – gniewa się.

– PROSZĘ. Możesz mówić jaśniej?

– Powiedziałem już, że masz wybór. Albo zostajesz w niebie albo wrócisz na tamten świat – odchodzi.

– Hej! Gdzie idziesz? – krzyczę.

– Kiedy się zdecydujesz, powiedz nam swoją decyzję – znika po drugiej stronie bramy.

– Serio?! Zostawił mnie samą? – mówię do siebie. Siadam na zimnej podłodze. Mam się zdecydować. Wybór jest oczywisty.

Wstaję i ogłaszam wszystkim swoją decyzję.






Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz