Rozdział 31

1.2K 76 2
                                    


Lille na północy Francji

Wysiadam z auta oglądając zapuszczoną, starą kamienicę. Okna są zarośnięte chwastami. Wycieraczka, na której staje jest oznaczona napisem "Welcome" z wyblakłą literą e.

Grayson sygnalizuje mi, abym zapukała.

Koło wejścia widnieje dzwonek do drzwi w postaci ryczącego lwa. Wyciągam rękę i pociągam za obrożę zwierzęcia. W uszach dzwoni mi dzwon.

Po chwili otwiera nam pulchna kobieta o włosach w kolorze marchewki, niebieskich oczach i nosem wielkości głowy Lincolna.

Uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Obejmuje mocno Graysona, a potem Daisy.

– Dzieci... Tak dawno was nie widziałam. Czas tak szybko płynie, ja się starzeję... Co was sprowadza? Grayson! To twoja dziewczyna? Wygląda na inteligentną. Brzydka nie jest. Ale jakaś wychudzona... Chodźcie zatem na ciasteczka – zaprasza nas gestem ręki do środka.

– My...? – próbuję odpowiedzieć starszej pani.

– Tak, tak... Mam fajną dziewczynę – Grayson bezczelnie mi przerywa. Uderzam go lekko łokciem w żebra.

May zabiera chłopaka na stronę.

– Ładna jest, prawda? Wręcz prześliczna – ciągnie ciotka.

– Oczywiście. Ma rysy po mnie – Grayson szczerzy zęby w szelmowskim uśmiechu.

– Oj, oj, ty nasz skromnisiu... A gdzie Will? Został z ojcem? – zauważam reakcję chłopaka. Wyglądem przypomina przejechanego szczeniaka.

– Ciociu... Will... On... – Grayson zakrywa dłońmi twarz.

– Nie żyje? – pyta prosto z mostu ciotka.

– Tak – jego twarz nie ukazuje żadnych uczuć.

– Och... Kochanie... Tak mi przykro – May obejmuje Graysona ramieniem. – Poradzimy sobie. A ty – dźga go palcem. – Masz przestać udawać twardziela, którym nie jesteś! Jesteś jeszcze dzieckiem! Życie jest po to, aby się nim cieszyć! A teraz, wracaj do swojej ślicznej dziewczyny! I pamiętaj: rób to, na co masz ochotę.

Szybko i niepozornie siadam na kanapie, żeby nie podejrzewał mnie o podsłuchiwanie. Chłopak siada koło mnie. Spoglądam na niego.

Jego włosy są zmierzwione, ale wciąż piękne, w kolorze zachodzącego słońca. Oczy o barwie głębokiej zieleni patrzą na mnie z rozbawieniem.

– O co chodzi? – pytam.

– Gapisz się na mnie – śmieje się, a ja nie zdaję sobie sprawy z tego, że wwiercam w niego wzrok.

– Nieprawda – kłamię.

– Lubię, kiedy się rumienisz – przyznaje z uśmiechem. Ma rację. Moje policzki płoną żywym ogniem i nic nie mogę na to poradzić.

– Zawsze się rumienię – znów kłamię. Nie chcę, aby Grayson dowiedział się, jakie emocje we mnie wywołuje.

– Mad... Tylko przy mnie, na twojej twarzy pojawia się czerwień – przysuwa się nieznacznie do mnie.

– Grayson! Zawstydzasz mnie! – emocje pokrywają całą okolicę mojej twarzy.

Chłopak jedną ręką chwyta mnie za dłoń, a drugą za policzek. Jego wargi są centymetry od moich. Grayson delikatnie muska moje usta. Odwzajemniam pocałunek. Nigdy nie wierzyłam w prawdziwą miłość, taką od pierwszego wejrzenia. To nie może dziać się naprawdę, wmawiam sobie. Nasz pocałunek sprawia, że czuję się kochana. Ktoś mnie jeszcze kocha. Niestety, niepokoi mnie to słowo: "jeszcze". Możliwe, że chłopak, który mnie całuje, tak naprawdę jest mordercą, złodziejem i tylko wmawia mi, że mnie kocha. Muszę go o to spytać.

– Grayson?

– Hmm?

– Czy... zależy ci na mnie? – ośmielam się.

– Maddie...

– Odpowiedz – żądam.

– Odpowiem.

– Kiedy? – jestem zdezorientowana.

– Wtedy, kiedy będę pewien – odpowiada i wstaję. Zmierza do kuchni, aby napoić swój mały, odwodniony organizm. Idę za nim.

– Pewien? Czego? – krzyżuje ręce na piersi.

– Chcę być w stu procentach pewien, że cię kocham, zanim ci to powiem.

Szczęka mi opada. Słodki... Nie, nie Maddie... Przestań bujać w obłokach! Mówię do swojego wewnętrznego ducha.

– Powinnam zacząć chodzić na jogę, żeby go oswoić – oznajmiam na głos.

– Na jogę? Kogo oswoić? – Grayson wypija spory łyk soku pomarańczowego.

– Nieważne... Czyli wniosek jest taki, że mnie kochasz? – jąkam się.

– Raczej tak, ale upewnię się – chłopak wyjmuje z szafki paczkę ciasteczek. – Chcesz?

– Nie, dzięki... Jak chcesz się upewnić? – jestem zaciekawiona jego pomysłami.

– Coś wymyślę – chrupie ciasteczko.

– Aha – kończę. – Jest późno. Idę pod prysznic. Masz jakieś plany na wieczór?

– Już byłem pod prysznicem, jeśli o to ci chodzi – Grayson wybucha śmiechem.

– Ha, ha, ha. A na serio?

– Będę spać. W szpitalu nie było zbyt wygodnie – ziewa Grayson.

– Skoro o tym mowa... Gdzie mogę się przespać? – z niewiadomego powodu rumienię się.

– Na górze. Najpierw w lewo, prosto, drzwi po prawej.

– Dzięki. Dobranoc, Grays – czy ja naprawdę powiedziałam Grays?!

– Poczekaj! – chłopak szarpie lekko mój łokieć. Wpadam na niego.

– Tak? – w moim głosie pojawia się chrypa.

Grayson uśmiecha się. Całuje mnie namiętnie. Stykamy się językami. Po dłuższej chwili odsuwa się.

– Dobranoc, Mad. Miłej nocy.

 Miłej nocy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz