- Brad! - wchodzę do mieszkania chłopaka. - Brad?! Jesteś tu?
- Idę!
Czekam pod jego domem jakieś pięć minut, gdy w końcu wychodzi przez drzwi frontowe, całuje mnie krótko i ciągnie do samochodu.
- Gdzie się tak śpieszymy? - pytam siadając na siedzeniu za kierowcą.
- Czemu siedzisz z tyłu? - chłopak siada za kierownicą i rusza z parkingu.
- Bo lubię. Przecież zawsze tak siadam.
- No tak, nigdy cię chyba nie ogarnę. Wtedy myślałem, że się mnie wstydzisz, czy coś, ale teraz nic nie rozumiem - pochylam się i opieram na fotelu przede mną, obejmując go za szyję rękami. - Ty to masz pomysły.
- Ale tak mogę się przytulić? Mogę. I wszystko supi. - Brad uśmiechnął się, po czym szybko z powrotem zasmucił. Ja automatycznie też przestałam się śmiać, na co on posmutniał jeszcze bardziej. - Co jest?
- Sam nie wiem. - opieram głowę na jego ramieniu, kończąc tym samym rozmowę. Nie lubie się wypytywać o coś, czego ktoś nie chce mi powiedzieć.
Po trzydziestominutowej jeździe wysiadamy z auta w Nowym Jorku.
- Gdzie idziemy? - pytam zaciekawiona.
- W sumie, to nigdzie. Ale ci się spodoba. - ucina tajemniczo. Łapię go za rękę i idziemy w głąb jakiegoś nieznanego mi parku. W jego środku jest dość wysoki pagórek pozbawiony drzew. Wchodzimy na niego powoli, od płaskiej strony.
- Nie-samowite - jąkam się na szczycie, a mój chłopak parska śmiechem. Stoję nad krawędzią pagórka, a przede mną rozpościera się panorama Nowego Jorku spowitego poranną mgłą. Obracam się w drugą stronę, obserwując kraniec parku. Tworzy on idealne koło otaczające górkę. - Tu jest pięknie!
- Sam ją zrobiłem - Brad mówi dumnie obracając mnie w stronę małej ławki. - Nie martw się, nie powinna się rozlecieć.
- Napewno? - mówię ze śmiechem, na co chłopak dźga mnie łokciem w bok. - Hey, żartowałam!
- Trzeba się liczyć z konsekwencjami popełnionych czynów.
- Poeta się znalazł, kurde. - dostałam kolejnego kuksańca. - A to za co?
- Za nic. Taki bonusik.
Wybucham śmiechem i siadam na jego ławce. Brad siada koło mnie, zarzuca rękę za moją szyję i bawi się moimi włosami. Jeju, czemu to mi się tak bardzo z czymś kojarzy? Tylko nie pamiętam z czym...
- Angel?
- Tak? - spoglądam na niego.
- A, nic. - nie będę go prosić o odpowiedź, to nie w moim stylu. Ale wolę go upewnić, że może mi powiedzieć cokolwiek zechce.
- Możesz mi powiedzieć... - mówię, a gdy już ma zaoponować, dopowiadam: - ale nie musisz. To zależy od ciebie.
- Angel... Ja nie wiem już co myśleć. Opowiem ci wszystko, bo chcę być z tobą szczery, ale będziesz musiała mi coś obiecać - przutakuję lekko głową. - To zaczęło się jakieś pięć lat temu. Znaliśmy się wtedy bardzo dobrze, pamiętasz? Ale nie o to tu chodzi. Bo... choruję na jakąś nieznaną nikomu chorobę psychiczną - po jego policzku spływa łza. Nie żartuje. Robi krótką przerwę, a ja już wiem, o co chodzi:
To już koniec.
Dopiero się zaczęło, dopiero poczułam szczęście bycia z kimś, dopiero pokochałam najważniejszą osobę w moim życiu.
Moje serce zaczyna bić szybciej, nie mogę tak myśleć. Nie, on nie jest idiotą. Angel, ogarnij się! Brad mówi coś do mnie w międzyczasie, ale ja już nie kontaktuję.
- Angel, słuchasz mnie?
- Jak... Jak możesz? - wstaję i odwracam się w jego stronę wściekła. - Myślisz, że jestem w stanie nie martwić się o ciebie? Zapomnieć? - zaczynam się histerycznie śmiać na myśl o tym, co on chce mi zrobić. - Tak! Hah, genialne Brad. Myślisz, że to dobra wymówka, aby zerwać bez sumienia?!
Chłopak wstaje, łapie mnie za ramiona i mimo moich protestów zaczyna uspokajać.
- Angel! Ja nie chcę z tobą zerwać. Oni chcą mnie zabić, rozumiesz? - szepcze w moją twarz. Natychmiastowo się rozklejam, a Brad ściska mnie przepraszając.
- Jestem głupia, ale po prostu... kocham cię.
- To się zaczęło bardzo dawno i z początku nie było problematyczne, ale od kiedy z tobą chodzę, śnią mi się koszmary, że umierasz. Czasami to ja ciebie zabijam. I później nie panuję nad sobą. Rozwalam wszystko, chcę się dowiedzieć, kto cię zabił, albo próbuję się powiesić czy podciąć żyły - chlipię w jego ramię, myśląc o tym co się dzieje. To niemożliwe. - To boli. Wydaje mi się, że to, co mi się śni dzieje się naprawdę i to strasznie boli. Psychicznie i fizycznie. Ale...
- Przepraszam.
- Kocham cię. Nie masz za co - podnosi moją głowę ze swojej szyi i znowu łapie mnie za ramiona. Spoglądam w te cudowne czarne oczy, których mam już nigdy nie zobaczyć.
- Obiecaj mi, że nie załamiesz się. Że znajdziesz chłopaka. Spotkaj się z Alexandrem, zrób to dla mnie i opowiedz mu.
Nie wiem skąd wie o Aleksandrze i nie rozumiem słów, które do mnie skierował, mimo, że zdążyłam je zapamiętać tak, że nigdy nie zapomnę. Jedyne co zdołuję wydusić, to ciche 'obiecuję'.
Usiedliśmy z powrotem na ławce. Oparłam się o jego ramię, gdy ławka załamała się pod nim.
Jego własne dzieło go niszczy.
Jak dobrze, że przyrzekłam. Jak dobrze, że spełniłam obietnicę.
CZYTASZ
Unknowed Number
Teen FictionNie wiem! Naprawdę nie wiem, jak mogłam zgubić telefon! Miałam tam wszystko! Znalazłam mój telefon! Ale teraz ktoś próbuje ze mną pisać sms-y. Ktoś, kto zapisał się w kontaktach jako: "Mój numer <3" Teraz nie mogę bez tych sms-ów normalnie funkcjono...