4.

97 10 0
                                    

Siedzę na jednej z ławek w Central Parku, w Nowym Jorku. Na kolanach trzymam dołującą, szara kartkę z moim imieniem i emotikonką całusa. Nowy Jork to marzenie wielu nastolatek. A ja? Chyba nie czuję się tu najlepiej...

Otwieram notes na losowej stronie i czytam. Polecenie w zeszycie każe mi opisać mojego boga i co się według mnie dzieje z człowiekiem po śmierci. Wyjmuję długopis z plecaka, ściągam zatyczkę i zaczynam pisać:

'Według mnie, bóg nie istnieje. Nie ma nikogo. Nikt nami nie steruje, nikt nie zna naszych myśli. Nikt nie widzi naszymi oczami i nie słyszy naszymi uszami. Nie ma nikogo. Tak samo po śmierci - Nie ma nic. Jest Ziemia i ludzie żyjący na niej, ale ty po śmierci już ich nie postrzegasz. Nie widzisz, nie słyszysz, nie czujesz, nie myślisz - Nie ma cię. Nie nudzisz się, nie kochasz, nie jesteś w pustym pokoju. Po prostu wszystko się kończy.'

Zauważam cień na notesie. Podnoszę wzrok na bruneta pochylającego się nade mną. Patrzę długo i wnikliwie w jego oczy, jednocześnie badając wzrokiem jego twarz. Jest przystojny. Nie mój ideał, ale nie jedna by się o takiego biła.

- Dlaczego tak myślisz? - mówi powoli, wskazując na mój zeszyt.

- Czy ja wiem? Po prostu tak mi się wydaje. Bo to by było przecież bez sensu, gdyby cały czas ktoś nas obserwował, niby kochał i jednocześnie był obojętny na nasze prośby i modlitwy.

Zapada cisza, która jak zawsze mi nie przeszkadza. Nie wiem, czemu w każdej książce, gdy dziewczyna gada z chłopakiem w końcu nastaje "niezręczna cisza", której nigdy nie doświadczyłam.

- Alexander, a ty co o tym myślisz? - zaczynam.

- Skąd znasz moje imię?

- A niby dlaczego siedzę tu z szarą kartką ze swoim imieniem?

- No w sumie... Nie myślę o tym. Każą mi się modlić, to się modlę, ale nie wierzę, że to coś daje.

- Okay. Co robimy? - pytam, a w tym momencie chłopak siada po mojej lewej stronie, na ławce.

- Nic - mówi cicho.

Otwieram szeroko oczy. Wow, jakaś nowość. Odkładam notes i zsuwam się nieco z ławki, aby było mi wygodniej i krzyżuję nogi w kostkach. Spoglądam w oczy chłopaka, który mi się przypatruje. Też siedzi nieco krzywo, opierając prawą kostkę na lewym kolanie i prawy łokieć na oparciu ławki. Jest lekko opalony, ma jasne, niebieskie oczy i lekko się uśmiecha. No i oczywiście dużo wyższy ode mnie. Zresztą, prawie każdy jest ode mnie wyższy. Przez długi czas patrzymy sobie w oczy. W końcu ja je zamykam i wracam do poprzedniej pozycji głowy.

- Mi to pasuje - mówię i siedzę dalej z zamkniętymi oczami, krzyżując ręce.

- No nie mów, że będziesz spała!

- Jak już nie jestem w szkole, to chociaż chcę jakoś dobrze wykorzystać ten czas. - wzruszam ramionami.

- A umiesz spać i rozmawiać jednocześnie? - pyta ze śmiechem.

- Ja nie śpię! - mówię oburzonym głosem.

- No to co robisz?

- Odpoczywam gałki oczne! - Alexander wybucha śmiechem. - No co? Już nawet nie spać nie można?

- Nie nie można!

- A to niby czemu?

- Bo ja nie pozwalam! - oboje robimy minę obrażonych dzieciaków, po czym zaczynamy prawdziwie płakać ze śmiechu. Popycham go lekko tak, że teraz siedzi do mnie tyłem i opieram swoje plecy o jego. Wyciągam nogi wzdłuż ławki. - Co u ciebie?

- Pytasz, jakbyśmy znali się od ponad dziesięciu lat, i od ponad pięciu nie widzieli. - mówię śmiejąc się. - Jakoś tam żyję.

- Jakoś?

- Jakoś tak.

- Okay. - słyszę jego kończącą ten pseudo-dialog odpowiedź i wyjmuję telefon. Włączam aparat i ustawiam obiektyw na nas.

- Zrób to co ja - mówię.

- Że zdjęcie?

- Nie, żeby na moim zdjęciu było widać mnie, twoje plecy i ciebie w ekranie twojego iphone'a.

- Skąd wiesz, że mam iphone'a?! - odpowiada zdziwiony.

- Jestem szpiegiem. - żartuję. - Po prostu wysyłasz mi iphone'owe emotki. - szepczę.

- No ładnie...

Robię zdjęcie i wysyłam na Twittera. Alexander bierze moje włosy i zaczyna pleść warkocza.

- Zostaw moje włosy, idioto! - przeczesuję lekko jego włosy palcami lewej ręki.

- Jaka agresja! - mówi ze sztucznym oburzeniem. - Mieszkasz tu?

- Nie obchodzi cię to!

- Ale chodzisz tu do szkoły?

- To też!

- Co się stało?

Jęczę przeciągle wyrażając niezrozumienie.

- O co się modliłaś?

- Oh. Moja mama zmarła na raka. - mówię bez emocji.

- Przepraszam. - mówi cicho.

- Nie szkodzi. - szepczę do niego.

Zepsułeś Alexander, wszystko zepsułeś...

Wtedy nie miałam pojęcia, że naprawi, ani że zepsuje jeszcze więcej...

Unknowed NumberWhere stories live. Discover now