Rozdział 24

3K 133 2
                                    

Minęło już parę godzin odkąd jesteśmy z mamą w galerii. Już zapomniałam jak to jest chodzić z nią na zakupy "Alex, przymierz!" , "Kochanie to będzie odpowiednie dla ciebie!", "Myślę, że to będzie lepsze" i tak w kółko. Nie powiem, że nie lubię zakupów z mamą bo bardzo lubię, ale jak mama wejdzie do jakiegoś ze sklepu z ciuchami to nie ma mowy, żeby szybko z niego wyszła i właśnie w ten sposób nasza cała gotówka zniknęła w mgnieniu oka...

- Patrz kochanie jakie to jest śliczne.

- Mamo – jęknęłam - ale czy ty widzisz ile kosztuje ta sukienka?

- Oj pieniądze nie są ważne.

- Mamo proszę cię. Pół tysiąca to nie dużo?

- Po prostu chcę ci sprawić przyjemność z zakupów.

- Uwierz mi mamo, że sprawiłaś już samym przyjazdem tutaj. I tak już jestem obładowana tyloma torbami. Myślę, że na dziś już wystarczy tego szaleństwa.

- Może i masz rację.

- Mam na pewno.

- To chociaż chodźmy coś zjeść.

- A może wrócimy do domu i coś ugotujemy?

- Mamo! - jęknął Leo - jeśtem głodny! Chodźmy cioś zieść.

- No swojemu synowi chyba już nie odmówisz, prawda?

- Dobra przekonaliście mnie, chodźmy - powiedziałam i skierowaliśmy się do restauracji.

Jak to bywa w galeriach, gdzie nie pójdziesz ludzi jest mnóstwo. Tak samo jak i w tej restauracji. Nie ważne czy tu jest kilka restauracji i pizzerii oraz kawiarni w każdej jest pełno ludzi, dlatego wolę jadać w domu niż w takich miejscach...

- Więc na co macie ochotę kochani? - spytała mama.

- Dla Leo jakąś sałatkę.

- Mamusiu! Ja chcie flytki!

- Leo. Dobrze wiesz, że nie powinieneś jeść takich rzeczy.

- A coś się stanie jak zje frytki? Raz na kiedyś? Alex już nie bądź taka.

- Dobrze, ale małe frytki.

- Dzień dobry. Witamy w restauracji Mariposa. Co podać?

- Co chcesz Alex?

- To co zawsze mamo a dla Leo wiadomo. Frytki – przewróciłam oczami.

- Dobrze. W takim razie poprosimy pieczonego kurczaka z ziemniaczkami, dwa razy i do tego frytki z ketchupem, jeśli można.

- Oczywiście. Muszą panie poczekać jakiejś 20 minut.

- Dobrze nie ma problemu, dziękujemy.

- Dziękuję - i kelnerka odeszła

- Przytulnie tutaj, prawda?

- Tak. Jest dość ładnie. Alex?

- Tak?

- Czemu wczoraj nie spotkałaś się z Lukiem? - dlaczego akurat teraz się musisz o to pytać?

- No bo do sklepu wczoraj przywieźli towar i postanowiłam pomóc Megan w rozpakowaniu go a potem poszłyśmy do niej i po prostu zapomniałam, że jestem umówiona z Lukiem, ale już wszystko sobie wyjaśniliśmy.

- Nawet nie wiesz jak mu było przykro. Przyszedł do nas był elegancko ubrany. Myślę, że chciał zabrać cię na jakąś kolację.

- Umówiliśmy się na inny dzień. Przecież nic się nie stało.

- Luke myślał, że jesteś z Louisem - bo to prawda mamo.

- Mylił się.

- Ja wiem, że kiedyś byliście ze sobą pomimo tej dziwnej sytuacji i wiem, że was do siebie ciągnie, ale Luke jest fantastycznym chłopakiem.

- Mamo proszę cię przestań! To co było pomiędzy mną a Louisem już dawno minęło - nadal trwa - a poza tym on jest moim bratem.

- Bratem czy nie. To nie robi żadnej różnicy. W końcu masz z nim dziecko, łączyła cię z nim wielka więź a teraz gdy się pojawił to...

- Mamo przestań! To co nas jedynie łączy to tylko i wyłącznie Leo. I tak zostanie - potem już nic się do siebie nie odezwałyśmy dopóki nie przeniesiono nam posiłku.

W czasie obiadu rozmawiałyśmy o urodzinach Leo, które odbędą się już za tydzień. Leo skończy 4 latka! Boże mój mały synek skończy 4 latka. Coś nieprawdopodobnego.

- Ale się niajadłem - powiedział Leo kiedy skończył swoją porcję frytek.

- Dobre były prawda? - spytała mama a Leo pokiwał tylko głową - no to teraz można wracać do domu.

- Można! – podeszłam do kasy i zapłaciłam rachunek, kiedy już zapłaciłam i odwróciłam się aby odejść, poczułam, że na kogoś wpadam i to w dodatku poczułam, że ten ktoś wylał na mnie kawę. Kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam dobrze już mi znane błękitne oczy Louisa...

- Alex co ty tutaj robisz?

- Przyszłam z mamą i z Leo na zakupy. A ty?

- Miałem spotkanie biznesowe.

- Tutaj?

- Tak.

- Nie widziałam cię - powiedziałam a Lou jedynie się zaśmiał.

- Może dlatego, że stoliki i krzesła są jeszcze za tą ścianą - wskazał na wielką ciemną ścianę.

- Może mógł byś nas podwieźć do mieszkania, co?

- A dostanę coś w zamian? - spytał ciszej a ja się lekko uśmiechnęłam.

- Będzie to możliwe dopiero wtedy gdy panna Jane i mały pan Leo pójdą spać.

- Och już nie mogę się doczekać - wychrypiał - Tak bardzo bym chciał abyś znalazła się na górze, podskakując na mnie. To byłby piękny widok – wyszeptał mi do ucho po czym odszedł i podszedł do naszego stolika. Stałam w tym samym miejscu. To były podniecające słowa.

- Louis był tak uprzejmy, że zaproponował nam podwózkę – oznajmiłam, podchodząc do stolika. Zauważyłam jak moja mama tak samo jak kiedyś, przyglądała mu się.

- To miło z twojej strony - powiedziała mama a Leo wskoczył Louisowi na ręce – miło znów cię widzieć Louis.

- Panią również – mówią szczerze?

- To co? Idziemy?

- Oczywiście - odparłam po czym wzięłam torby z zakupami i opuściliśmy restaurację.

W mojej głowy cały czas szumiały słowa Louisa "Tak bardzo bym chciał abyś znalazła się na górze, podskakując na mnie. To byłby piękny widok". Coś czułam, że nie będę spała tej nocy.

My little Tomlinson ✔ (ZAKOŃCZONE - DO KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz