Rozdział 25

9 1 22
                                    

Mijały dni, tygodnie, a Nathan myślał, że nie wyleci z Francji nigdy. Małżeństwo jak na złość było zbyt słowne i nie chciało wprowadzić się szybciej (zdobycie takiej ilości gotówki, wymagała sporo czasu). Tak, jak kiedyś Ronnie odliczał w kalendarzu do trzeciego marca - on wyczekiwał czternastego czerwca, a nadal nie pochwalił się Kriegerowi, że niedługo ich odwiedzanie się dobiegnie końca, bo razem zamieszkają.

Nim się obejrzał, został niecały tydzień. Mniej więcej w tym samym czasie do Cannes przybyła Odette Barlowe. Nie wiedział o tym nawet Coronel, bo doskonale wiedziała, że zabroniłby jej tam polecieć. Dlatego powiedziała mu, że leci na grób rodziców. Na londyński cmentarz też dotarła, ale nie ten był faktycznym celem jej podróży. Spełniła ich ostatnią wolę i pochowała w Anglii, chociaż relacje dziewczyny z nimi nie wyglądały najlepiej odkąd została z Lloydem i jego pierwszym biznesem.

Tak naprawdę jej ojciec, nigdy nim nie był. Nie dowiedziałaby się prawdy, dopóki nie dostała od listu od tego prawdziwego (przynajmniej do czegoś przydały jej się lekcje francuskiego, bo treść była napisana właśnie w tym języku). Na początku myślała, że to jakaś pomyłka i zignorowała wiadomość, jednak coś nie dawało jej spokoju. Musiała porozmawiać o tym ze swoją matką.

Evelyn potwierdziła wszystkie słowa zapisane na kartce papieru, ale też wyznała, że Jacques od dawna chciał ją poznać, tylko ona była temu przeciwna. Wyrzucała wszelkie prezenty jakie jej były kochanek wysyłał dla swojej córki. Nie zdążyła jedynie schować przed nią tego listu. W trakcie rozmowy dwóch pań, okazało się, że jej ojciec też wiedział o istnieniu tego mężczyzny.

Odette nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do Jacquesa, kiedy go poznała. Wyglądał na bogatego skurwysyna. Bogaty to w sumie był. Czy skurwysynem? Zależy kto go oceniał.

Jak pierwszy raz zabrał ją na zakupy powiedział coś w stylu: bierz wszystko, stać mnie. Barlowe rzuciła złośliwie, że w takim razie chce całą tą galerię handlową, a on jedynie poklepał ją po ramieniu i powiedział, że kiedyś jak będzie dorosła, da jej coś zdecydowanie więcej.

Jacques Laroche nie był typem ojczulka, który zabierał swoje dzieci na lody, mówił im jak bardzo je kocha, bo najzwyczajniej na świecie nie miał na to czasu, zabiegany między kochankami a pracą. Dlatego Evelyn nie rozumiała dlaczego skąd u niego takie zainteresowanie Odette.

Przez te swoje szybkie życie, nie zauważył nawet jak nowotwór zdążył tak go zaatakować, że jakiekolwiek próby leczenia byłyby bez sensu. Jednak postanowił nikogo nie martwić swoim stanem, dopóki nie miał siły podnieść się z łóżka. Nie chciał, aby ktokolwiek go żałował i zapamiętał w jego najgorszym momencie. Seraphine nie patrzyła na ojca, kiedy odchodził. Nie mogła oderwać swojego wzroku od Odette, którą uważała za winną jego śmierci. Dopóki nie postanowiła grać jego córki, nic mu nie było.

Nigdy za sobą nie przepadały. Nawet jak w wakacje Barlowe przyjeżdżała do ich pięknej rezydencji, młodsza dziewczyna nawet nie udawała, że starsza nie jest tu mile widziana. Odette próbowała wytłumaczyć Seraphine, że nie chce zabierać jej ojca, bo ojca zawsze będzie miała tylko jednego i będzie nim pan Barlowe, ale (wtedy jeszcze) dama Laroche miała swoje zdanie na ten temat. Skoro blondynka niby mówiła prawdę, to co tu właściwie robiła?

Córka Jacquesa podsłuchała któregoś dnia jego rozmowę przez telefon z jakimś gościem na temat podziału majątku. Myślała, że zabije swojego własnego ojca, gołymi rękoma, kiedy wychwalał Odette. A jeszcze bardziej chciała to zrobić, jak wspomniał, że zapisze jej większość, bo ma męża, a zaraz zapewne do tego dojdą jeszcze dzieci. Dlatego po prostu należało się jej więcej.

Seraphine nie mogła tego odpuścić i wiedziała, że musiała znaleźć sobie kogoś. Nie chciała dzielić z nim życia, mieli być małżeństwem jedynie na papierze. Stąd też wziął się Pierre Labre. Syn katolików, który ukrywał swoje prawdziwe ja. Układ jak najbardziej mu odpowiadał, każda strona miała z tego korzyści - ona dostaje majątek ojca, on odsunie od siebie podejrzenia i rodzice nie wyślą go na terapię. Dlatego poszedł do ołtarza z dziewczyną, której nawet do końca nie znał, ale nie mógł też narzekać, bo jego żona nieźle mu za to zapłaciła. A jedyne co zrobił to wskoczył w smoking, ucałował ją raz w usta i złożył podpis pod przysięgą.

to capture a heart | boyxboyWhere stories live. Discover now