Rozdział 24

9 1 16
                                    

Carina bez Nathana przynajmniej skupiła się na pracy. Czasami zamieniła parę słów z Isabel i Eleanor, ale one standardowo były zajęte swoimi zajęciami. Nawet nie wiedziała, kiedy tamte wyszły, a ona została sama. Chciała pójść do kawiarni na dole, ale w tym samym momencie weszli niespodziewani goście.

— Co wy tu robicie? — spytała zaskoczona ich wizytą.

— Mieliśmy po drodze. — odpowiedział Ronnie uśmiechając się lekko.

— Gówno, a nie po drodze. — skomentował Flores stojący zaraz obok niego — Biedak nie może wytrzymać bez swojego chłopaka pięciu minut.

— Nie widzimy się już parę godzin, nie przesadzaj. — oburzył się — To nie ja rozmawiałem ze swoją dziewczyną całą drogę tutaj.. właśnie. Ty się w końcu rozłączyłeś?

— Zadzwonię później, kocham cię.  — odparł przykładając telefon, który trzymał odkąd wysiedli z auta, blisko swoich ust i zaraz schował go do tylnej kieszeni spodni — Tak.

Do środka weszła Seraphine. Wyglądała na szczęśliwą, dopóki nie zobaczyła tamtej dwójki w firmie. Hiszpan zaraz schował się za swoim przyjacielem, jakby Francuzka chciała mu wyrządzić jakąkolwiek krzywdę, a on miał służyć mu za tarczę.

Ici, on parle en français. — powiedziała na samo dzień dobry.

— Ta zasada obowiązuje tylko osoby tutaj pracujące, zgadza się? — Ronnie uśmiechnął się wrednie — Chyba, że chcesz słyszeć nique ta mère albo inne tego typu, proszę bardzo. Mogę mówić po twojemu.

Przekleństwa weszły mu do głowy doskonale, ale to była szkoła Nathana. Rachel i Odette z Coronelem nauczyli go czegokolwiek, co mogłoby mu się przydać na codzień. Chciał zaskoczyć swojego chłopaka znajomością tego języka, a przede wszystkim utrzeć nosa jednej, głupiej suce, która właśnie przed nim stała.

Carina starała się powstrzymać od śmiechu, ale musiała aż zasłonić usta ręką. Dopiero widząc minę swojej szefowej, skutecznie przyprowadziła się do porządku. Jej potyczki słowne z Nathanem nie robiły na niej już wrażenia, ale po Ronnie'm się czegoś takiego nie spodziewała.

Salopard. — prychnęła pod nosem Labre.

Salope. — Krieger i tak to usłyszał, więc nie pozostał jej dłużny.

Enculé.

— Putain.

— Ta gueule, pédé! — uniosła głos, na co aż podskoczył.

W takim momentach doskonale widział, że między nią, a Floresem nie było żadnej różnicy. Ona też wciąż była dzieckiem. Bardziej go zastanawiało jakim cudem ktoś taki jak Seraphine zarządzał jakimkolwiek biznesem. On sam nie wyobrażał sobie siebie w roli szefa, niezależnie jakiej branży. Nie nadawał się na lidera. Czym prędzej popadłby w długi niż poprowadziłby wszystko jak należy.

— Wybaczę ci nazwanie mnie pedałem tylko dlatego, że jesteś młoda i masz nieco inne rzeczy w głowie. — powiedział szatyn spokojnie — Ale proszę, żebyś więcej tego nie robiła.

Już nic więcej mu nie odpowiedziała. Zamknęła się w swoim własnym pokoju, trzaskając drzwiami na tyle mocno, że było słychać jak jakiś przedmiot upadł na podłogę. Carina spytała czy wszystko w porządku, ale odpowiedziała jej jedynie cisza. Nie ponowiła pytania.

*

Wyszli na zewnątrz, żeby móc w spokoju porozmawiać bez Seraphine za ścianą. Kupili w sklepie ciasto lodowe, zestaw plastikowych sztućców i jedli je łyżeczkami na ławce niedaleko L'agence de Labre. Ludzie patrzyli się na nich jak na idiotów, ale nie takie akcje odstawiali w Francji, żeby zniesmaczone żabojady robiły na nich jakiekolwiek wrażenie.

to capture a heart | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz