Rozdział 6

36 5 23
                                    

Po kilku dniach leżenia w szpitalu, Krieger nareszcie mógł z niego wyjść. Miał dosyć codziennych wizyt. To było jeszcze dobre na początku, ale w końcu zaczęło się robić męczące jak wszyscy dookoła przeżywali jaki on jest biedny. Wspomniany przez jego matkę, Klaus też się w końcu zjawił ze swoją rodziną i od początku wiedział, że będzie to jedna wielka porażka.

Jego wuj powiedział, że na pewno jego problemy z pamięcią wzięły się od tego, bo palił po kątach zioło i powinien w końcu się do tego przyznać. Ktoś przechodząc obok podsłuchał tą rozmowę i nie musieli długo czekać aż wparowała policja w tej sprawie. Przy okazji chcieli porozmawiać na temat wypadku, ale Ronnie nie był zbyt pomocny w tej kwestii. Do tej pory nic nie wpadło mu do głowy, więc funkcjonariusze musieli sobie odpuścić dalsze przesłuchanie.

Szatyn, kiedy go wypisali, zaliczył wizytę w swoim domu rodzinnym. Pooglądał parę albumów i jego rodzice liczyli, że zostanie z nimi na noc, ale chłopak jedyne czego chciał to spokoju. Miał dosyć całej tej popieprzonej sytuacji. Coronel dał mu miesiąc wolnego, ale powiedział, że jak nie będzie czuł się na siłach, żeby wrócić - to może przedłużyć swój urlop.

Wchodząc do mieszkania, nie był zbyt pewny siebie. Miał wrażenie, że przebywa w obcym miejscu. Ostrożnie wchodził do każdego z pomieszczeń, oglądał je i dopiero jak dokładnie wszystko prześwietlił, ze spokojem położył się do łóżka. Przez większość czasu patrzył w sufit. Nie był jakiś interesujący, ale akurat znajdował się na wprost zasięgu jego wzroku. Kiedy palił, obserwował jak chmura dymu z każdą sekundą znikała. Nie wiedział nawet, że skończył całą paczkę, dopóki nie poczuł dziwnego drapania w gardle. Musiał aż wstać do kuchni, żeby napić się wody. Zaraz po tym, usłyszał pukanie do drzwi. Niechętnie je otworzył i zastał w progu zdyszanego Floresa. Na dworze musiało ostro padać, bo był cały mokry. Chłopak spojrzał na niego przez zaszklone oczy, żeby zaraz go ochrzanić:

— Gdzie ty masz kurwa ten telefon?! — Ronnie aż podskoczył z szoku — Myślałem, że coś ci się stało!

— Ale ja nie mam telefonu. — dopiero to do niego dotarło. Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

Flores niespodziewanie rzucił mu się w ramiona i nadal coś mamrotał pod nosem. Coś czuł, że zacznie znienawidzić przytulanie, bo odkąd trafił do szpitala, nie było ani jednego dnia bez tego. Ludzie nie mogli sobie po prostu kupić jakiegoś pluszaka, zamiast się nad nim znęcać?

— Jak widzisz żyję i mam się dobrze. — odparł — Zaraz zdrętwieje od tego stania, więc proszę. Puść mnie.

— Sorki. — zrobił to o co poprosił — Tak czy inaczej, pójdę już. Nie będę ci przeszkadzał.

— Nie ma mowy, żebyś wracał do domu o tej porze. Jesteś na to stanowczo za młody.

— Mam już dwadzieścia jeden lat.

— A ja zaraz będę miał trzydzieści, więc nie pyskuj gówniarzu.

Chociaż i tak myślał, że jest dużo starszy. Yannick powiedział, że jak byli niepełnoletni to zawsze wszyscy wysyłali go po papierosy i alkohol, bo wyglądał poważniej i nigdy nikt nie pytał go o dowód. Dopiero jak już był wystarczająco dorosły, parę razy może się zdarzyło, ale to wciąż mało w porównaniu do tego ile razy Vanacker musiał pomachać plastikiem przed sprzedawcami w sklepie.

— No nie tak zaraz. — skomentował Flores, ale widząc jego minę odpuścił sobie dalszą dyskusję.

Ronnie dał mu swoje ciuchy na przebranie, ale młodszy wyglądał w nich komicznie. Hiszpan był chudy jak szczypior, więc musiał trzymać się za spodnie, żeby nie spadły mu z tyłka jak chodził.

to capture a heart | boyxboyWhere stories live. Discover now