Rozdział 15

226 55 47
                                    

Czarek



Od godziny siedzimy w barze i debatujemy. To znaczy, oni to robią, ja już się chyba poddałem, nie wiem, jak mógłbym naprawić, to co tak koncertowo spieprzyłem.

Po kilku kolejkach jestem tak samo mądry, jak przed przyjściem tutaj.

- Poza tym zapominasz o jednej bardzo ważnej kwestii -próbuje jeszcze Renata - mianowicie o tym, że masz jej numer jak i...

- Który już na pewno zablokowała -przerywam jej.

- I o tym, że zostawiła swoje dane na recepcji. -kontynuuje - Dodatkowo, powiedziała mi, na którym wydziale studiuje -kończy, posyłając mi uśmiech.

- No i co z tego? Nie będę tam przecież na nią czatował.

- A dlaczego nie? Masz jakiś lepszy pomysł?-pyta, unosząc brew - Pójdziesz tam w piątek -kontynuuje - i wszystko sobie wyjaśnicie.

- Czemu nie jutro?-budzi się Boguś.

- Bo mówiła, że odwołali jej jutrzejsze zajęcia -tłumaczy - Ale wole mu o tym, przypomnieć, bo nie wiem, czy cokolwiek zakodował, kiedy z nią rozmawiałam.

- Oczywiście, że tak -zapieram się, na co oboje posyłają mi spojrzenie, sugerujące, że, ani trochę mi nie wierzą.

I słusznie... No co? Nie mam podzielnej uwagi. Nie mogłem, słuchać o czym rozmawiają i jednocześnie obserwować jak pięknie się uśmiecha... Tak?

- Ale i tak tam nie pójdę -zapieram się.

- Dlaczego?! -krzyczą jednocześnie.

- Nie będę robił z siebie kretyna.

- Na takie deklarację, chyba już, za późno -mamrocze Misiu pod nosem.

Renata wbija mu łokieć w żebra, słysząc tą uwagę, a on patrzy na nią z niedowierzaniem.

- Za co kobieto?! Sama prawda, przecież.

- Wiem, ale nie musisz mu o tym przypominać -tłumaczy mu po cichu, ale nie bardzo jej wychodzi, bo słyszę, każde słowo - i go dodatkowo zniechęcać -kończy, wyszczerzając się w moją stronę, a ja sapie ciężko.

Przyjaciele... jak nie spiskują, za moimi plecami, to obgadują... w dodatku nie umiejętnie.

- Dosyć tego. Powiedziałem, że tam nie pójdę i koniec. Kropka.

~~~

W piątek rano, czając się jak stalker. Od godziny, siedzę w krzakach nieopodal uczelni.

Tak! Nie wytrzymałem, zadowoleni!
Możecie się ze mnie śmiać, ale nie mogę się poddać. Muszę spróbować, to wyjaśnić, bo inaczej do końca życia, będę żałował.

Mam na sobie gruby dres i kurtkę, ale i tak zamarzają mi już nawet włosy na klacie.

Taka mądra Renatka. Wszystkiego się niby wypytała, ale o której rozpoczyna zajęcia, to już nie.

Wcale nie jestem lepszy... trzeba było wziąć samochód... trudno jeszcze pół godzinki i najwyżej powtórzę akcje w poniedziałek.

Wychylam się za krzaka jak surykatka, co chwila -dziwne, że jeszcze ktoś nie wezwał na mnie policji, biorąc mnie za zboczeńca - I mam nadzieje, że w końcu przyjdzie, bo nie wiem, jak wytrzymam do poniedziałku.

Kiedy opuszczają mnie już nadzieje, widzę burze blond włosów, ukrytą w połowie pod białym szalikiem. Wychylam się bardziej, upewniając się, że to na pewno ona. Po czym wyskakuje z krzaków, udając, że akurat uprawiam jogging i biegnę w jej stronę.

Sweet FightsWhere stories live. Discover now