Rozdział 14

186 47 37
                                    

Czarek



Od dwóch dni, nie mogłem myśleć, o niczym innym, jak tylko o tym, czy przyjdzie do klubu. Na moją wiadomość nie odpisała, a ja nie chciałem wysyłać następnych, żeby nie poczuła się przytłoczona.

Kiedy ujrzałem ją jednak w  progu sali, moje serce od razu przyspieszyło rytm. Czułem się jak nastolatek, przed pierwszą randką.

Ja prawie trzydziestoletni facet, który nie miał wcześniej najmniejszego problemu w kontaktach z kobietami. 

Na widok pełnej sali, zrobiła taką minę, że niemal mogłem usłyszeć myśli, które w tamtej chwili przelatywały jej przez głowę… chciała wiać, tego byłem pewien.

Dlatego podszedłem do niej szybko i przekonałem, żeby została. Ale widziałem to rozczarowanie malujące się na jej twarzy…nie była zachwycona…no i nic dziwnego, obiecałem jej wspólny trening, a nie grupowe zajęcia.

Przyszła, chociaż byłem przekonany, że nie często zaglądała do takich miejsc. Można to było wyczytać, po sposobie, w jaki się zachowywała. Przy każdym ćwiczeniu rozglądała się nerwowo na boki, jakby chciała się, najpierw upewnić czy nikt, nie patrzy na nią oceniająco.  Była jakby spłoszona, zawstydzona…sam nie wiem…

Jedno było jednak pewne, zaufała mi w pewien sposób, przychodząc tutaj, a ja, ją zawiodłem…

 Chciałem jej wytłumaczyć zaistniałą sytuację, ale najpierw przeszkodził nam głos jednej z  klientek. Później czepiła się mnie, ta wypacykowana lala, której tona pudru nie spłynęła nawet po godzinnym  treningu.

Nic dziwnego skoro, bardziej skupiała się na wypinaniu w moją stronę, niż na samych ćwiczeniach.

Potem widząc ją już przy wejściu z Renatą, przebrałem się szybko, wiedząc, że jak się nie pospieszę, to znowu mi ucieknie. Co prawda uczuliłem Renie, że w razie czego ma ją zatrzymać, ale nie wiedziałem, na jak długo się jej to uda.

Zebrałem się pospiesznie, pędząc do wyjścia. Jednak kiedy usłyszałem rozmowę toczącą się na recepcji, przystanąłem, podsłuchując  z myślą, że dzięki temu, czegoś się o niej dowiem.

Ale jak usłyszałem, te wiedźmy, postanowiłem wkroczyć. Jak w ogóle można, czerpać radość z wyśmiewania się z kogoś i to jeszcze w tak perfidny sposób.

 Co więcej, żałowałem, że tak szybko udało mi się ich pozbyć, bo kiedy wspomniała, że ma tak z nimi na co dzień, zacisnąłem pięści  w gniewie, bo
miałem ochotę je udusić.

Kiedy jednak chwile później, widziałem ją taką radosną, przy rozmowie z Renatą, cała złość, ze mnie wyparowała.

Miała taki piękny uśmiech... Chciałem powiedzieć coś, żeby i do mnie się tak uśmiechnęła, ale nie potrafiłem wydobyć, z siebie głosu.
Gapiłem się na nią tylko jak psychopata.

Kompletnie głupiałem przy tej kobiecie.

Próbę ponownego wyjaśnienia sytuacji, podjąłem w momencie, gdy chciała już wyjść. Wtedy jednak wparował Misiek, zachowując się jak nieokrzesany gbur.

- Co ty wyprawiasz?-syczę cicho.

- Ratuję cię ze szponów, kolejnej namolnej klientki -stwierdza.

- Odsuń się idioto -odpycham go, ale nigdzie jej nie widzę - Gdzie ona jest? -pytam Renaty.

- Wyszła przed chwilą -odpowiada, a ja wybiegam na zewnątrz, jednak nie ma już po niej śladu.

No i znowu mi zwiała…cholera…może to ze mną jest coś nie tak…

Sweet FightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz