Rozdział 11

710 106 99
                                    

Emilka


Wracają po południu z zajęć, cieszę się, że mam podwózkę do domu. Dzisiejszy dzień tak mnie, przemielił emocjonalnie, że nie dałabym rady przejść nawet tych paru metrów.

Ale żeby nie było zbyt pięknie...bo w moim życiu przecież, tak nie może być...

To po drodze, muszę wysłuchiwać wykładu Dr.Joanny Zaradnej -specjalizacja: psychoanaliza Emilii, z dokładnym wypunktowaniem jej złego -Według pani doktor-zachowania.

- Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu siedziałaś i wysłuchiwałaś, jak te nadmuchane lale cię obrażają ... -opieprza mnie -Powinnaś się bronić, a nie tylko uszy po sobie, albo w tył zwrot, licząc na to, że w końcu znajdą sobie coś lepszego, do robienia w życiu, niż wyśmiewanie się z ciebie. Tak nie będzie. Takie larwy, żywią się twoim cierpieniem.

- Niepotrzebnie się wtrącałaś...teraz będzie tylko gorzej...-mówię już lekko trzęsącym się głosem.

- Niepotrzebnie!! Zwariowałaś! Nie pozwolę na to, aby tak cię traktowały... -krzyczy, uderzając ręką o kierownice -Powinnaś się im przeciwstawić, a nie codziennie wysłuchiwać tych obrzydliwych komentarzy na swój temat...tak nie można Emiś, zrozum to w końcu -mówi z czułością.

Odwracam się w stronę okna, ledwo hamując łzy. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić -Zwłaszcza że w większości mają rację, sama mam o sobie takie zdanie...

I to nie tak, że nie doceniam tego, że stanęła w mojej obronie, po prostu uważam, iż na zaczepki lepiej nie reagować, a one w końcu się skończą...a teraz po interwencji Aśki boję się, że tylko przybiorą na sile.

Nie powiem, miło było zobaczyć, jak Monika robi się purpurowa na twarzy i nawet jej dwie koleżanki, nie odważyły się odezwać, kiedy Asia mieszała ją z błotem i darła się tak, aż pól uczelni się zleciało.

Widok godny zapamiętania, ale obawiam się, że Monika zemści się, za to na mnie i to dwa razy mocniej...

Szykany z powodu mojej wagi, są stałym elementem mojego życia, a przez kierunek, który studiuję, tylko się wzmocniły...

Otóż panowie i panie, bo tego jeszcze nie wiecie, studiuję Dietetykę...-Ogarniacie to, ktoś, komu wyglądem bliżej do pączka, niż do wysportowanej laski, chce tłumaczyć w przyszłości ludziom, jak mają się odżywiać.

Śmiech na sali prawda...ale ja naprawdę to lubię, fascynuje mnie ta dziedzina i to, że praktycznie każdego dnia, odkrywane są następne- rośliny, warzywa, owoce czy zioła, które mają w sobie niesłychane pokłady wartości odżywczych i mikroelementów, korzystnych dla naszego zdrowia.

Wszystko to wiem, wszystkim o tym opowiadam, każdego pouczam zwłaszcza Halinkę, bo chce, żeby była zdrowa i żyła jak najdłużej ...podczas kiedy sama...

No właśnie żyję miłością niezmienną już od kilku lat do słodyczy...więc jak mam trafiać do ludzi, żeby chcieli zmienić coś w swoim życiu?...chyba tylko jako eksponat -żywy dowód -na to jak można skończyć, nadmiernie objadając się słodyczami*.

Niestety słodycze to nieodłączna część mojego życia, nie tylko dlatego, że je lubię i moja babcia prowadzi cukiernie. Ale do tego jeszcze wrócę...

~~~

Kiedy docieramy do mieszkania, emocje już nieco się uspokajają, przynajmniej moje, bo Asik rozpłaszczając się, mamrocze jeszcze pod nosem -Wyrwę jej te doczepiane kudły, jak jeszcze raz otworzy w twoim kierunku, te glonowate wary- szarpie za rękaw kurtki, jakby właśnie to sobie wyobrażała, po czym przeklina jeszcze parokrotnie.

Sweet FightsWhere stories live. Discover now