52. EVERLY

411 67 20
                                    

Zamierzałam spędzić niedzielę, zamknięta w swoim pokoju.

Przed dziesiątą usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Cześć, skarbie – powiedziała mama, wchodząc do pokoju. W wątłych dłoniach trzymała tacę ze śniadaniem.

– Nie musiałaś – zerwałam się, odbierając od niej tosty i pokrojoną na ćwiartki pomarańczę.

Popatrzyłyśmy na siebie, a ja zastanawiałam się, co chodzi jej po głowie. Przypomniałam sobie o tym, że przeze mnie pokłóciła się z ojcem i o całym stresie, którego jej dostarczyłam. Spuściłam wzrok.

– Miłość to nie grzech – odezwała się, kładąc na moim ramieniu chłodną dłoń. – I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

Spojrzałam na nią i dostrzegłam blady uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił.

A później, zanim zdążyłam sklecić jakąkolwiek odpowiedź, puściła mnie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Tak. Ona też czuła się zraniona. Ale w przeciwieństwie do taty, rozumiała, że nie zawsze mamy wpływ na to, czego chce nasze serce.

***

W poniedziałek, po wejściu do Sali matematycznej, pani Fisher rozejrzała się i oznajmiła:

– Mam przekazać wam, że po tej lekcji wszystkie osoby uczestniczące w ... – ściągnęła usta i zatrzymała wzrok na Paulu, którego policzki zapłonęły żywą czerwienią – piątkowej imprezie, mają stawić się w gabinecie dyrektora.

O mój Boże... Niby przypuszczałam, że po tym, jak sprawa wypłynęła do mediów, czekają nas konsekwencje ze strony szkoły, ale chyba do tej pory łudziłam się, że Campbell przymknie na to oko. Co teraz? Stracę szansę, żeby dostać się na Yale?

Oblała mnie fala zimna. Otoczyłam ramiona dłońmi, wbijając wzrok w ławkę. Przez chwilę rozważałam, czy da się jakoś z tego wybrnąć, ale chyba nic już nie zależało od nas. Narobiliśmy bałaganu, a teraz przyszedł czas, żeby za to zapłacić.

Zerknęłam na Cadena i aż ścisnęło mnie w dołku. Wpatrywał się w przestrzeń, jakby nagle znalazł się lata świetlne stąd. Chciałam go dotknąć, wyrwać z tej katatonii, ale nie było to możliwe bez podniesienia się z miejsca. Mogłam bać się tego, co szykuje dla nas Campbell, ale to jemu groziło najwięcej. Czy dyrektor naprawdę wyrzuci go ze szkoły?

– Caden – szepnęłam, a on powoli odwrócił głowę w moją stronę.

Brwi miał ściągnięte, w oczach czaiło się coś ciemnego i ponurego.

Chciałam zapewnić go, że wszystko będzie dobrze, ale nagle wydało mi się to głupie i nieszczere. Posłałam mu więc pełne współczucia spojrzenie. Przymknął na chwilę powieki, dając do zrozumienia, że wie, co miałam na myśli.

Później pani Fischer przeszła do tematu zajęć, ale ja za nic nie mogłam skupić się na matematyce. Moje myśli były już w gabinecie Campbella, gdzie wkrótce rozegra się kolejny akt naszej małej tragedii.

******

– Pan Clarke ma na razie zaczekać przed gabinetem – oznajmiła sekretarka, gestem zapraszając nas do wejścia.

Zaczerpnęłam tchu, rzucając Cadenowi ostatnie spojrzenie i razem z pozostałymi wmaszerowałam do środka. Sekretarka zamknęła za nami drzwi, zostawiając nas sam na sam z siedzącym za biurkiem Campbellem.

Dyrektor zsunął okulary i popatrzył na nas znad srebrnych oprawek.

– Młodzi, zdolni i niezbyt rozsądni – skwitował.

Stolen stars (CHANCES #1) (ZAKOŃCZONA)Where stories live. Discover now