Rozdział 30

4 0 0
                                    

***

...
Poprzedniego wieczoru, wróciliśmy do mnie do domu. Spędziłem z Vex upojną noc, po czym budząc się rano, zastałem śniadanie przygotowane w kuchni. Postanowiłem, wyjść na balkon się dotlenić, była ładna pogoda, bezchmurne niebo, ah... Można by rzec lato. Słyszałem z łazienki, że Vex się myje, zaś jeśli chodzi o mnie, podziwiałem widoki, które już doskonale znałem.

Jakbym chciał aby nowy świat wyglądał? Prawdę mówiąc, nie miałem pojęcia, jak wyobrazić sobie to wszystko. Wbrew pozorom, to nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać. Pamiętam dni, gdy Bhunivelze, mówił aby zatopić znany nam świat w chaosie i na jego prochach tworzyć wizję. Łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Myślałem sobie, że będę musiał stanąć naprzeciw wszystkim który znam. Wbrew pozorom, już jestem skreślony w rodzinie Gremory, a przynajmniej takie mam wrażenie. Hmm... Nie będę się jednak tym zadręczać. Z drugiej strony jednak, nikt nie może nam nic zrobić. Nie daliśmy nikomu jeszcze żadnych powodów, dla których ktoś miałby nas uznać za chociażby organizację terrorystyczną. Założę się, że będą na nas teraz szukać haków... Jednak czy to będzie miało jakieś znaczenie? Lada dzień, skończy się wszystko...

- Nad czym się zastanawiasz? - Usłyszałem głos Vex za sobą.
- Nad koncepcją nowego świata. Jak ma wyglądać. - Odwróciłem się do niej opierając się o barierkę balkonu.
- Stworzymy go wedle własnego uznania. - Stała w ręczniku, w środku kuchni.
- Jej, ale Ty pięknie wyglądasz.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. - Zaśmiała się. - Dziś będziemy mieli wiele do zrobienia.
- Czyżby? - Zaciekawiła mnie.
- Dużo myślałam w nocy, gdy powiedziałeś, że chcesz stworzyć ten świat szybciej. A raczej... Pozbyć się tego.
- I co takiego wymyśliłaś?
- Skoro już pytasz. - Usiadła na kanapie. - Pozwól, że przedstawię ci moje myśli.

Zatem, plan jest prosty, a takie są najlepsze. Dziś, planuję udać się do Akademii, gdzie otworzę pierwszy portal chaosu. Powinno to zainteresować, wszystkie frakcje. W międzyczasie ty otworzysz drugi, nieco dalej, co pozwoli nam rozbić ich na dwie grupy...

- Czekaj, planujesz to wszystko na dziś ?
- Mhm... - Kiwnęła twierdząco głową.
- Nie przygotowałem się jeszcze do tego.
- Nie musisz. Po prostu, rób co masz robić. Ja zajmę się resztą. Jeśli przyjdzie nam do walki, wierzę, że dasz sobie radę. - Uśmiechnęła się.
- Hmm... Więc, jako kobieta, specjalnie się ładniej umalowałaś niż zwykle, jako że chcesz ładnie wyglądać na koniec świata. - Zaśmiałem się.
- Między innymi. W każdym razie, zaczniemy od dwóch portali, które powoli będą przelewać chaos na ten świat.
- Następnie?
- Następnie, wydarzenia potoczą się swoim torem. A ja wiem, że zrobisz to co trzeba.
- ... Dobra a dalej?
- Koniec Planu.
- I tyle? - Zdziwiłem się.
- Aż tyle. Nie zapominaj kim jesteśmy... Zbawcami tego świata.

Patrzyłem na nią, starając sobie to wyobrazić. Cóż rzeczywiście, plan był prosty, aż za prosty, liczyłem, że kiedy mówi o planie, będzie miała, rozrysowana jakąś tablicę albo coś tego typu, przedstawiającą każdy krok... Lekko się zawiodłem, choć przyznam, najprostsze rozwiązania czasem są najlepsze.

- Więc.. - Kontynuowała. - Jeśli chcesz, się jeszcze jakoś pożegnać z tym światem. Idź to zrobić teraz, to znaczy po śniadaniu. Chcę aby mój Król, był w pełni sił.

***

Po kilkunastu minutach i oczywiście zjedzeniu śniadania, które swoją drogą Vex robi znakomicie, wyszedłem postanawiając się nieco przejść, popatrzeć i powspominać co nieco. Czy ja serio, zamierzam spalić to wszystko? Zatrzymałem się na moście, gdzie spotkałem pierwszy raz, Dezodoranta... Deiodore Przepraszam. Spojrzałem w tafle wody, zastanawiając się czy dobrze robię. Z drugiej strony, przecież mogę cofnąć czas...

Jednakże ... Co ja będę wtedy czuć ? Widząc wszystkich przyjaciół, stających naprzeciw mnie? Czy faktycznie, będę w stanie wyzbyć się przeszłości, na rzecz przyszłości?

Wystawiłem dłoń przed siebie, próbując tworzyć pieczęć Gremory... Ej, zadziałało. To znaczy, że nie usunęli mnie z rodziny... Dlaczego? Ciekawe...  Stałem jeszcze chwilę na tym moście, gdy odezwał się do mnie Bhunivelze.

- Hmm... Dylemat co?
- Nawet nie wiesz jaki.
- Wiem, czuję to w tobie. Ta ludzka natura, która w tobie jest, a co więcej twój charakter, walczą o dominację nad twoim umysłem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Widziałem jego odbicie w tafli wody.
- Chcesz zaprowadzić nowy ład na tym świecie, lecz nie chcesz aby wszystko co stare na nim cierpiało. A to jest niemożliwe, musisz wybrać.
- Chce nowego świata, bez bólu ... Bez tych złych emocji...
- Więc, daj mi się tym zająć. - Uśmiechnął się w odbiciu.
- Chcesz abym oddał Ci kontrolę?
- Zastanów się nad tym... Jeśli Ty wahasz się, ja zabiorę od ciebie ten ciężar.
- Kusząca propozycja. Jednak odmówię.
- Lecz gdybyś, nie mógł znieść ciężaru śmierci przyjaciół, jestem tu dla ciebie.

Miał trochę racji. Prędzej czy później i tak będę musiał tego dokonać. Szlag, jestem miękki. Podziwiam trochę Vex, jest.. Twarda, potrafi stłumić w sobie wahania...

Nagle poczułem klepnięcie w ramię. Odruchowo się odwróciłem, będąc gotów do ewentualnego uderzenia.

- ... ?! - Co jest?
- Ładny widok o poranku.
- Co Ty tu robisz?! - O mało nie dostałem zawału.
- Pomyślałem, że wpadnę. W końcu otworzyłeś portal i zaraz go zamknąłeś.
- Nie rozumiem o czym mówisz Lucyferze.
- Przecież sam otwierałeś portal. - Zdziwił się.
- Ale... - Sam byłem zdziwiony.

Pewnie jak sprawdzałem czy mogę utworzyć pieczęć Gremory, wtedy mnie wyczuł... Ale to nie zmienia faktu, że wciąż nie usunęli mnie z rodziny.

- Więc... - Zaczął.
- Taaaak... - Zrobiło się nie zręcznie.
- Co planujecie? - Zapytał w końcu.
- ... - Co mam odpowiedzieć? - Rewolucję.
- Rewolucję? - Powtórzył.
- Mhm... Jednak pozwól, że to ja zapytam. Dlaczego po wczoraj, nie usunęliście mnie po prostu z rodziny?
- ... Haha. - Zaśmiał się. - Ponieważ to zasługa mojej siostry.
- Rias? - Spojrzałem na niego.
- Zgadza się. Powiem Ci tak, wczoraj mieliśmy zebranie frakcji. Wybłagała naszego ojca, aby cię usuwać z rodziny.
- Dlaczego? - Zaciekawił mnie.
- A jak myślisz? Hehe... Prawdopodobnie wiem do czego dążycie. Jeśli to co myślę jest prawdą.. Cóż spotkamy się naprzeciw siebie. Ale wiesz... Jest coś co powiedziałeś gdy się spotkaliśmy pierwszy raz...
- Co masz namyśli ?
- Miłość wymaga poświęceń.

... Lekko mnie tknęło. Nie przestało jej zależeć?

- Tak czy inaczej. - Ciągnął dalej. - Mam nadzieję, że ten świat, zazna w końcu spokoju. - Uśmiechnął się.
- Hej, Lucyferze... Przekaż jej coś ode mnie.
- Co takiego?
- ... - Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na niego.
- Chyba zrozumiałem. - Zaśmiał się. - W porządku, skoro mnie nie wzywałeś ani nic podobnego, będę leciał. Myślę, że niebawem się spotkamy.
- Zatem do zobaczenia.

Przeteleportował się do zaświatów ponownie. Stałem tak jak jeszcze troszkę, myśląc o tym co mi powiedział. Innymi słowy, spodziewają się tego co planujemy zrobić.. Ale Rias... szlag by to.. wciąż mi siedzi w głowie. Chyba nie da się od tak po prostu zapomnieć... Spojrzałem w stronę domu... Myśląc, że najwyższy czas do niego wrócić.

********
Bhunivelze:

A już myślałem, że odpuściłeś sobie szkarłatnowłosą... A jednak gdzieś głęboko w tobie siedzi... Taaak... Może to i lepiej? Lada moment, rozpocznie się przedstawianie . Gdzie ja zagram główną rolę.

Dobrze, dobrze... Bądź złamany... Niepewny czego chcesz... Ja z przyjemnością, wezmę twoje brzemię na siebie.

*** Highschool DxD: Jhin II ***Where stories live. Discover now