Rozdział 18

46 7 1
                                    

Powiedziałam tak.

Tydzień później przygotowywałam się w kościelnej kaplicy, gotowa złożyć przysięgę przed samym Bogiem. Lecz czy ta obietnica miała jakąkolwiek moc, gdy oboje wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo miało być tylko układem?

Było to porozumienie, które zamierzaliśmy zawrzeć na naszych warunkach, a Bóg i ksiądz miał być tylko dodatkiem, aby upewnić Rosellinich, co do prawdziwości naszego małżeństwa.

Prawdę mówiąc, nie byłam nawet wierząca, a jednak stałam w kościele w śnieżnobiałej sukni z aksamitu, którą przysłano dla mnie na specjalne zamówienie z Paryża. Wayne zaskoczył mnie, zjawiając się dzień przed ślubem z pudełkiem zapakowanym za pomocą złocistej wstążki.

Sukienka była prześliczna, ale skręcało mi żołądek na myśl, ile pieniędzy musiał wydać, aby uszyto ją na zamówienie w tak krótkim terminie. Metki przestały mieć dla mnie znaczenie. Równie dobrze mogłabym przyjść do ołtarza w dresie od piżamy, ale to nie znaczyło, że mniej przejmowałam się tym dniem.

Przygotowania do szybkiego ślubu spędzały mi sęk z powiek, ale z pomocą współlokatorek i narzeczonego, wszystko udało się zaplanować w tak krótkim czasie.

Wyznawałam religię pieniądza, który doprowadził mnie do upadku. Pieniądze rządziły światem. W rękach nieodpowiednich ludzi mogły wyrządzić wiele szkody, a w rękach kogoś tak nieodpowiedniego jak ja mogły się jedynie zmarnotrawić.

Przez pragnienie posiadania omal nie straciłam przyjaciółek, czego nie mogłam sobie wybaczyć.

— Lio, wyglądasz tak pięknie! — Melody podała mi rękę i zakręciła mnie wokół własnej osi, abym zaprezentowała prezent od narzeczonego. Roześmiałam się wraz z szelestem materiału.

Zatrzymałam się i wyciągnęłam dłonie w stronę przyjaciółek, które natychmiast je uścisnęły.

— Widać po mnie, że się stresuję. — Zniesmaczyłam się, obserwując swoje drżące dłonie.

— Tylko troszeczkę. — Kate zbliżyła do siebie dwa palce i zmrużyła jedno oko, chcąc poprawić mi tym humor. — Jeśli chcesz możemy to wszystko odwołać. Jeszcze nie jest za późno.

Melody posłała jej karcące spojrzenie.

— Kate...

Współlokatorka wzruszyła ramionami.

— Znasz go dopiero niecałe trzy miesiące. Nikt nie będzie cię za to winił. — Uśmiechnęłam się, rozumiejąc jej obawy. Gdy wspólnie ogłosiliśmy przyjaciółkom naszą decyzję, dziewczyny nie dawały mi spokoju. Pragnęły zrozumieć moją pochopną decyzję, ale nie mogłam zdradzić im prawdziwych szczegółów naszych ustaleń.

Pozostało mi tylko udawać szalenie zakochaną co wcale nie było trudne, gdy mój przyszły mąż był cholernie przystojny i rozpieszczał mnie na każdym kroku, codziennie przynosząc na uczelnię prezenty, których nie potrzebowałam.

— Tu nie chodzi o to jak długo się znają. Ważne, że oboje się kochają — powiedziała rozmarzonym głosem Melody, przygarniając ręce do policzka. — Bo kochasz go, prawda?

— Tak, kocham go — przyznałam ze śmiechem. Nie skłamałam. Naprawdę darzyłam go szczerym uczuciem. Gotowa oddać mu się w pełni i przyjąć jego nazwisko. Pozwolić mu otoczyć się swoją opieką.

Ale nie zamierzałam mu tego zdradzać, bo uczucia były słabością. A w obliczu kogoś takiego jak Wayne Baldovini były zbędnym dodatkiem, które mogły skomplikować nasz plan i na zawsze mnie go pozbawić.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Where stories live. Discover now