Rozdział 11

64 6 9
                                    

Po raz kolejny potrzebowałam kasy. Tym razem, żeby naprawić własne błędy.

Po powrocie do akademika dziewczyny wciąż szukały bransoletki, a ja wyszłam na prawdziwą sukę, bo odmówiłam im pomocy. Zajęłam się źródła pieniędzy, które mogłoby zapewnić mi natychmiastową gotówkę.

Ze skulonym ogonem zadzwoniłam do ojca, ale on pozostał nieugięty. W dodatku dodał swoim smętnym głosem, że bardzo się na mnie zawiódł, gdy opowiedziałam mu całą historię związaną z bransoletką i rzucił od słuchawki, że sama muszę naprawić wyrządzone szkody.

Jakbym o tym nie wiedziała, tato.

Zdesperowana zapakowałam wszystkie ubrania, które kupiłam na zakupach z Melody i powróciłam do sklepu, ale miła ekspedientka, która mi je wcisnęła zachowała się jak prawdziwa suka i oznajmiła, że nie mogę zwrócić towaru, który był używany, bo znalazła na jednym ze swetrów małą dziurkę.

A ja nawet nie zdążyłam założyć tego kaszmirowego sweterka.

Przeklęta baba. Prawo konsumenta dawało mi możliwość zwrotu, dlatego zaczęłam wydzwaniać na biuro klienta. Mechaniczny głos wciąż odpowiadał mi to samo, informując o mojej pozycji w kolejce, a gdy w końcu udało mi się porozmawiać z normalnym człowiekiem, on powiedział, że nic nie może z tym zrobić i że ma związane ręce.

Bezczelny miał czelność zaprosić mnie na kolejne zakupy do ich sklepu. Po moim trupie! Moja noga już nigdy nie postanie w ich butiku.

Wracając na kampus, po drodze dostrzegłam komis z ubraniami. Postanowiłam sprzedać połowę swoich ubrań w szafie, żeby zarobić pieniądze. Z bólem serca rozstawałam się z ubraniami od projektantów, ale przyjaźń z Kate warta była każdej ceny.

Okropnie żałowałam tego, że wzięłam tą przeklętą bransoletkę, ale nie mogłam cofnąć czasu i musiałam stawić czoła konsekwencją, dlatego oddałam ubrania, które kochałam całym sercem.

Kobieta sprzedała mi je za sto dwadzieścia dolarów i trzydzieści osiem centów. Po dodaniu do pieniędzy, które miałam w torebce, to wciąż było za mało, aby kupić duplikat bransoletki Kate.

Z braku innych możliwości zadzwoniłam do Wayne'a i poprosiłam go o spotkanie. Zaprosiłam go do knajpy, znajdującej się obok stacji paliwowej. Za oknem wciąż było słychać warkot przyjeżdzających i odjeżdżających silników, a klientami baru byli głównie tirowcy z tatuażami z bandanami zawieszonymi na głowie, którzy wyglądali jak wierni fani rocka.

— I jak? — zapytałam, gdy Wyane wziął gryza kanapki z majonezem. — Smakuje ci?

Złapałam za brzeg stolika i lekko przechyliłam się do przodu, czekając na jego ocenę.

Z jakiegoś powodu chciałam, żeby mu smakowało. To znacznie ułatwiłoby mi mój plan wyciągnięcia od niego pieniędzy, których potrzebowałam na kupienie podróbki bransoletki Kate.

Wayne w milczeniu przeżuwał kawałek kanapki. Przejechał językiem po zębach i odłożył bułkę na talerzyk z serwetką.

— Wyjątkowo dobre — stwierdził, a ja odetchnęłam z ulgą, opuszczając ramiona.

— Prawda? Odkryłam to miejsce, gdy brakowało mi kasy. Okazało się, że wcale nie muszę jadać w drogich restauracjach, żeby się najeść.

— Zawsze mogłaś ugotować coś sama.

— Ja? — prychnęłam rozbawiona. — Nie bądź niedorzeczny. Mam dwie lewe ręce do gotowania. Próbowałam przetrwać na zupkach w proszku, ale wciąż chodziłam głodna.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz