Rozdział 6

256 12 6
                                    

W klubie pojawiłyśmy się tuż przed wybiciem północy. Minęłyśmy muskularnego ochroniarza, który ze swoimi tatuażami w kształcie wijącego się wzdłuż ramion węża wyglądał, jakby dopiero co uciekł z więzienia. Oddałyśmy nasze płaszcze dziewczynie w szatni. Lia rzuciła jej kilka dolarów na blat i w końcu mogłyśmy przejść do sali, z której rozbrzmiewały ostre nuty rockowego kawałka.

Gdy weszłyśmy do środka, dudniąca z głośników muzyka postawiła wszystkie włoski na moim ciele. Połyskujące w neonowych odcieniach barwy reflektorów sprawiały, że źrenice w moich oczach rozszerzały się w bezkresnej ciemności. Biała mgła, która wydostawała się z sufitu i która spadała na ciała tańczących imprezowiczów, sprawiała, że dziewczyny tańczące na parkiecie zaczęły piszczeć.

Złapałam Melody za nagie ramię, aby nie zgubić jej w tłumie. Krótki błyszczący top, który jej pożyczyłam, wyglądał na niej obłędnie. Kawałki cekinów odbijały się od świateł, gdy dziewczyna nabierała głęboko powietrza w płuca. Wzdrygnęła się pod moim uściskiem i odruchowo próbowała wyszarpać rękę, lecz gdy zrozumiała, że to mój uścisk, odetchnęła z ulgą.

Zwabienie tutaj podstępem dziewczyn było poniżej mojej godności, ale zasady moralne odchodziły w zapomnienie za każdym razem, gdy w grę wchodził Dylan McCarten. On był powodem, dla którego postanowiłam oszukać swoje współlokatorki i wolałam nie myśleć nad konsekwencjami, jakie będę musiała ponieść, gdy Lia połączy fakty, gdy zobaczy Dylana w tłumie imprezowiczów.

Zadarłam głowę i zaczęłam szukać go w tłumie. Na parkiecie tłoczyło się całe stado imprezowiczów, którzy ocierali się o swoje rozgrzane do czerwoności ciała i wyciągali głowy w stronę sufitu, aby zaczerpnąć trochę powietrza. Przeskanowałam cały parkiet, ale nie było tam mojego byłego.

Przecież powinien gdzieś tutaj być. Wszędzie rozpoznałabym plakat, który wyświetlił wtedy w bibliotece i byłam święcie przekonana, że znalazłyśmy się w odpowiednim miejscu. Biegające w galopie serce utwierdziło mnie w przekonaniu, że on gdzieś tutaj się krył. Każdy krok zbliżał mnie do niego. Wyczuwałam jego obecność, nawet jeśli nie mogłam go jeszcze odnaleźć.

Potrząsnęłam głową i odwróciłam się w stronę loży, ale i tam nie było ani śladu Dylana. Na skórzanych kanapach siedziały obściskujące się pary, lecz żaden z tych mężczyzn nie był nim. Odczułam lekką ulgę na myśl, że mógł się rozmyślić i pozostać w akademiku. Wolałam przyjąć do świadomości taki scenariusz niż gdybym miała przyłapać go tutaj z Bethany Anderson, studentką, z której pokoju wyślizgnął się, gdy spotkałyśmy go na korytarzu.

Przed wyjściem wypiłyśmy dwie butelki czerwonego wina, którego posmak wciąż czułam na czubku języka. Wydanie pieniędzy w klubowym barze wydawało się mi czystą głupotą, bo marża, którą naliczał klub, była ogromna, a jak na studentki przystało, odliczałyśmy każdy cent. Ta zasada tyczyła się mnie i Melody, bo Bergman nie miała żadnych oporów przed wydaniem pieniędzy swojego tatuśka.

- Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żebyśmy tutaj dzisiaj przyszły - krzyknęła Melody, starając się przekrzyczeć muzykę.

- Żartujecie? - Poprawiłam pasma włosów i założyłam je za uszy. - Przecież impreza dopiero się rozkręca.

- Skąd w tobie nagle tyle optymizmu, co? - Lia zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem. Obojętnie potrząsnęłam ramionami.

- Po prostu chcę pokazać światu, że dobrze się bawię.

A konkretniej chcę pokazać to Dylanowi, żeby nie myślał, że piątkowe wieczory spędzam, opłakując do poduszki jego stratę.

Jeszcze jeden raz omiotłam spojrzeniem całą salę i stwierdziłam, że Dylan musiał ukryć się gdzieś wśród tańczących par. Na samą myśl, że mógł obmacywać w tańcu Bethany, wbiłam paznokcie w dłoń, aby pozbyć się palącego uczucia zazdrości.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Where stories live. Discover now