*rozdział 37*

189 14 14
                                    

pov: Aurora

- Chyba musicie sobie coś powiedzieć - stwierdził Bill patrząc to na mnie, to na brata. Jednak ja i Tom utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy tylko ze sobą. - Aura, ja już będę szedł. - Zwrócił się do mnie, więc na chwilę na niego spojrzałam.

Patrzył na mnie z uśmiechem, ale widać było że jemu też jest przykro z powodu mojego odejścia. Podszedł do mnie i od razu mnie przytulił, a ja postąpiłam tak samo.

- Fajnie, że do nas wpadłaś. - powiedział trochę ciszej, tak jakby nie chciał żeby Tom to usłyszał.

- Tak. Będzie mi cię brakować. - odparłam i jednoczenie poczułam że w moich oczach nagromadziły się łzy. Nie byłam gotowa na to rozstanie, ale przecież przede mną jest jeszcze trudniejsze.

- Mi ciebie też. - powiedział, odsuwając się ode mnie. Ostatni raz spojrzał na moją twarz, a widząc że pojedyńcza łza spływa mi po policzku, podniósł rękę i przetarł mi ją po przyjacielsku.

- Powodzenia. - dodał z uśmiechem, a potem się odwrócił i odszedł. Pokierował się korytarzem do pokoju.

Odprowadziłam go wzrokiem pod same drzwi i po cichu oczekiwałam, że jeszcze chociaż na chwilę się odwróci i obdarzy swoim miłym spojrzeniem. Jednak tak się nie stało, bo po prostu odszedł. Chyba patrzyłam na niego tak długo głównie po to, żeby nie zwracać uwagi na Toma, który przecież ciągle przy mnie stał.

- To wygląda jakbyś już miała odejść. - powiedział robiąc krok w moją stronę. Akurat z daleka widziałam jak Bill otwiera już drzwi i sekundę później za nimi znika, więc w końcu spojrzałam na Toma.

Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na jego outfit. Był ubrany dokładnie tak samo jak podczas naszego pierwszego spotkania (tak, zapamiętałam jak był wyglądał za pierwszym razem). Założoną miał białą koszulkę i pasującą czapkę oraz luźnie, granatowe jeansy. W ręce trzymał siatkę z jakimiś produktami, więc tak jak powiedział Bill, był na zakupach.

Ja rzecz jasna też byłam ubrana tak samo. W swoje rzeczy, zamiast Lary, bo dziwne by było jakbym nagle wróciła z nowymi. I oczywiście miałam ze sobą swoją torebkę i mamy, bo przecież z czymś muszę do nich wrócić. Wyglądało to trochę tak jakbyśmy z Tomem odtwarzali tamto spotkanie.

- Bo już odchodzę. - wydusiłam z siebie.

- Kupiłem trochę rzeczy, bo chciałem zrobić ci kanapki - powiedział wskazując na reklamówkę. - Chodź do pokoju to ci przygotuje. - dodał, a następnie się odwrócił myśląc, że za nim pójdę. Jednak nie mogłam tyle tego przeciągać. Im dłużej tutaj stałam tym było gorzej, a co dopiero jakbym znowu weszła do jego pokoju. Może to i lepiej, że go w nim nie było jak przyszłam, bo przy nim dużo trudniej byłoby mi wyjść.

- Tom... nie mogę. - powiedziałam dość cicho, ale i tak mnie usłyszał, bo znowu się do mnie odwrócił.

- Nie jesteś głodna? - zapytał. Widziałam, że chce oszukać samego siebie i dlatego udaje że ciągle normalnie sobie żyjemy. Tak jakbym właśnie nie mówiła o swoim odejściu.

- Wiesz, że nie o to chodzi. - odparłam, na co podszedł do mnie. Będąc w miarę obok, odłożył reklamówkę pod ścianę, ale i tak podszedł jeszcze bliżej. Ja zaś ciągle stałam w miejscu. Trochę wzdrygnęłam się gdy złapał mnie za ręce. Tak jakby jego dotyk nie był dla mnie codziennością od wielu dni.

- Wiesz kiedy wróciłem do hotelu? - zapytał, a ja pokiwałam głową, dając znać że nie wiem - Pół godziny temu. Jebane pół godziny zajęło mi wejście na górę. - powiedział, ale ja nadal milczałam. Myślałam, że ma lepszą kondycję. Ciągle wpatrywałam się w jego oczy, a on w moje - A wiesz czemu?

Right person, wrong time || Tom Kaulitz Where stories live. Discover now