Spokojne życie

47 8 8
                                    

    Leżałam, wpatrując się w niebo, poprzysłaniane drzewami. Słońce delikatnie oświetlało mi twarz, na której czułam, jak pojawiają się letnie rumieńce. Dookoła panowała leśna cisza, co jakiś czas jedynie przerywana trzaskami gałązek lub odległymi głosami przechodzących gdzieś dalej patroli harcerzy. Mój punkt dotyczył patrona naszego szczepu - Alka Dawidowskiego i historii harcerstwa.
    -Halo?! - Rozległo się nagle czyjeś wołanie. - Jest tu jakiś punkt?
    Za chwilę dołączyły do niego inne głosy. Podniosłam się z ziemi, by stać się nieco bardziej widoczną.
    -Tam! - Zakrzyknął ewidentnie pierwszoroczny harcerz.
    Po paru sekundach zjawił się przy mnie pierwszy patrol z podzastępowym Wików Michałem Pawliszem na czele. Zrobiłam im krótki wstęp odnośnie tego, co miało ich czekać na punkcie. Za zadanie mieli odpowiedzieć „prawda" lub „fałsz" na dziesięć pytań o Alku, a następnie musieli ułożyć drzewko z historią harcerstwa. Po tym patrol był wolny, by iść dalej, szukać reszty kadr szczepu.
    Z powrotem położyłam się na ziemi, krzyżując ręce pod głową i zamknęłam oczy. Czułam się trochę jak na wakacjach. Manwery zawsze były swego rodzaju przedsionkiem obozu. Był to jedyny biwak, który naprawdę zawsze lubiłam, podczas gdy pozostałe harcerskie weekendy w pewnym stopniu mnie przytłaczały.
    Zadzwonił telefon. Zdziwiona faktem, że w ogóle miałam w tamtym miejscu zasięg, spojrzałam na ekran. Dzwonił nasz obozowy komendant - Damian. Przeciągnęłam słuchawkę na zielone pole, ale gdy podniosłam telefon do ucha, usłyszałam jedynie głuche brzęczenie. Jednak sygnał nie był wystarczająco dobry, aby dało się rozmawiać.
    -No nic - westchnęłam. - Kiedy indziej pogadamy.
    Po czym zadowolona z dłuższej chwili spokoju, wróciłam do wypoczynku w oczekiwaniu na kolejne patrole. Nim się obejrzałam moje myśli odpłynęły i usnęłam.
    Zbudziło mnie mocne szturchnięcie w bok.
    -Druhna dobrze się czuje? - Spytała Zuzia Bielik, nasza nowa harcerka Calathei.
    Wstałam, wzdychając cicho i zabrałam się za egzaminowanie patrolu z wiedzy o historii harcerstwa i Alku. Ewidentnie te tematy nie należały do obiektu szczególnego zainteresowania członków obecnej grupy, ponieważ zdobyli u mnie najniższą ocenę ze wszystkich.
    Po tym jak harcerze opuścili mnie zawitały do mnie jeszcze trzy patrole. Trochę mnie to dziwiło, bo mój punkt był w miejscu łatwym do znalezienia, ale jak zawsze w takich grach terenowych bywa, sporo ludzi gubi się nawet na prostej drodze. Ale przynajmniej dzięki temu mogłam w świętym spokoju dospać do końca gry.
    Gdy o trzynastej zadzwonił budzik, zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam z powrotem do miejsca manwerowego. Na jednym ze skrzyżowań leśnych dróg spotkałam Różę i Hanię, niedługo potem dołączyli do nas Andrzej i Witek.
    -Wiesz co zrobił jeden patrol? - Zagadnęła Hania, łapiąc mnie pod rękę na wzór idących przed nami Róży i Witka. - Na moim punkcie były te wyścigi i za którymś razem chłopcy wymyślili, że będą udawali dinozaury! Na początku co prawda dziewczyny, które z nimi były nie chciały się na to zgodzić, ale w końcu dały się przekonać i wszyscy razem wyglądali tak przekomicznie! I co najlepsze, mieli najlepszy czas ze wszystkich.
    -Ja bym dała jeszcze punkty za kreatywność - zaśmiałam się.
    -Dałam im!
    Obie się roześmiałyśmy.
    Reszta drogi minęła nam w dobrych humorach.
    Na miejscu zastaliśmy cały szczep, siedzący patrolami na drodze dojazdowej do plaży, wokół ognisk stanowiących kuchnie polowe. Przy każdym ognisku zaś leżał zestaw obiadowy: baniak wody, mięso, makaron, warzywa, sos i przyprawy, a w powietrzu unosił się zapach palonego drewna i przygotowywanych potraw. Kadra szczepu natomiast czekała na nasze kadry na „skarpie" nad plażą z rozpalonym ogniem, na którym gotowała się woda w menażkach Ali Kraśnik. Usiedliśmy więc obok nich i zaczęliśmy przygotowywać resztę jedzenia. Mi przypadło krojenie warzyw. Najpierw jednak musiałam „umyć" ręce, więc zeszłam nad wodę. Kucnęłam i zanurzyłam dłonie. Przyjemne zimno przeniknęło moje ciało.
    -No proszę, kto to w końcu postanowił się umyć - zawołał wesoło Janek, kucając obok mnie, by umyć menażkę po krojeniu mięsa.
    -Tobie też by się przydało - mruknęłam, kiwając się lekko w bok tak, by szturchnąć go ramieniem.
    -Jak poszło na punkcie? - Zagadnął.
    -A świetnie - uśmiechnęłam się. - Głównie spałam.
    -Leń - rzucił uszczypliwie.
    -A ty co, lepszy?
    Janek wydął usta w zamyśleniu, po czym odparł:
    -Tak. Bo widzisz, ja gdy śpię na grze, to przynajmniej robię to z godnością i patrole nie muszą mnie budzić.
    -Aha? - Mruknęłam z oburzeniem.
    -Bartek mi powiedział - oznajmił Hiszpan, uśmiechając się, po czym wstał, chlapiąc mnie przy tym wodą.
    Nim jednak skierował się na górę, zawołałam do niego, by pomógł mi wstać. Po ostentacyjnym westchnieniu i paru głupich uwagach na temat moich kolan, utrudniających mi między innymi kucanie i wstawanie z tejże pozycji, podał mi rękę i podciągnął mnie do góry.
    -No patrz, jak chcesz, to potrafisz być miły - uśmiechnęłam się i razem skierowaliśmy się na górę.



Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnegoWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu