Migrena

55 5 4
                                    

   Koniec listopada przyniósł drastyczną zmianę pogody - z ciepłej jesieni na głęboką zimę. Co jest w tej sytuacji normalne, sporo osób w szkole chorowało. Chociaż w tym przypadku "sporo" oznacza jedną trzecią uczniów naszego liceum. Ode mnie z klasy chorych było ponad dziesięć osób, przez co (ze względu na ogólnie małą klasę) na lekcjach pojawiało się nas po mniej więcej piętnaścioro. Najbardziej z tego powodu cierpiała pani od matematyki, powtarzając, że jesteśmy w tyle z materiałem, chociaż i tak mieliśmy dobre tempo.
   -Moglibyście się chociaż wy lepiej uczyć, skoro tamci nie przychodzą - powtarzała w kółko profesor Bagel, zaglądając do swojego magicznego zeszytu, w który wpisywała wszystkie sprawdziany oraz wszystkie "sukcesywne" podejścia do tablicy i kartkówki, składające się na rozliczenie w danym miesiącu.
   Patrzyłam smętnie za okno po drugiej stronie sali, tęskniąc do czasów, gdy matematyka była prostym przedmiotem, a nie jakimiś dziwnymi zaklęciami zapisanymi po obu stronach równania, tudzież nierówności. Aczkolwiek muszę przyznać, że ciągi to niekoniecznie najgorszy dział, z jakim miałam styczność. Zdecydowanie gorzej w tym roku szła mi trygonometria, z której jakimś cudem wywalczyłam tróję z plusem ze sprawdzianu.
   Na dworze padał śnieg. Gdy szłam do szkoły ledwo prószyło, ale teraz opady przybrały na sile, a biały dywan pokrywający ziemię i boisko, widoczne od nas z sali, stawał się coraz grubszy.
   -Ale sypie - rzuciła w pewnym momencie Agatka, a wszyscy spojrzeli za okno.
   -No nie - jęknął w odpowiedzi Bartek. - Znowu będę musiał podjazd odśnieżać...
   Na co odezwał się Mikołaj, siedzący z nim w ławce:
   -Nie martw się, Bartuś, w razie czego ci z bratem pomożemy.
   Bartek jednak dalej narzekał, że ojciec kazał mu już dzień wcześniej odśnieżać. No cóż, taki urok mieszkania w domu jednorodzinnym.
   Oderwałam wzrok od okna i pochyliłam się z powrotem nad zadaniem z sumy wyrazów ciągu arytmetycznego. Jak wspominałam, nie był to bardzo trudny dział, ale zdecydowanie utrudniał go w tamtej chwili ból głowy, który zaczynał się nasilać. Przyłożyłam zimną dłoń do czoła licząc na to, że ochłodzenie trochę pomoże. Niestety ulga nie trwała zbyt długo. Nie miałam wyboru, zacisnęłam zęby i kontynuowałam robienie zadania.
   W takim niemym cierpieniu minęły mi dwie godziny matematyki oraz wf, na którym nie ćwiczyłam ze względu na problemy z kolanem. Apogeum nadeszło na początku następnej lekcji - geografii. Żadna z dziewczyn nie miała nic przeciwbólowego za wyjątkiem No-Spy, ale to to i ja miałam.
   -Jasiu, masz coś przeciwbólowego? - Spytałam chłopaka Mai, który siedział ze mną w ławce.
   W odpowiedzi zaśmiał się tylko ironicznie, po czym zaczął wypakowywać z plecaka Ibuprom, Ibum, APAP i jeszcze jakieś inne leki.
   -Co ty, całą aptekę ze sobą nosisz? - Zaśmiałam się.
   -No słuchaj, tak wyszło - rzekł, po czym dodał wskazując na wyłożone leki - ja bym ci rekomendował Ibuprom, ale nie ufałbym w to, czy zadziała, bo jest mocno przeterminowany, a do tego parę razy się zdarzyło, że mój plecak leżał oparty kieszenią z lekami o gorący kaloryfer.
   -Dobra tam - machnęłam ręką. - Jakoś to będzie.
   -No - odparł raźnie. - W razie czego nie będzie cię na polskim, albo zaczniesz gadać ze ścianami. Albo zaśniesz gdzieś i tyle.
   Oboje zaczęliśmy się śmiać, a w tej samej chwili do sali weszła profesor Bialecka, które dwie minuty temu zniknęła gdzieś na chwilę. Momentalnie wszyscy w sali zamilki. Ja połknęłam szybko lek i popiłam herbatą z kubka termicznego, który zawsze ze sobą brałam do szkoły.
   Profesor Bialecka była niezbyt wysoka, ale nie niska. Miała szpakowate krótkie, układające się włosy, wąskie usta, nieco zaokrąglony nos i świdrujące, jasne oczy, patrzące zza prostokątnych szkieł. Zawsze nosiła bluzki z dzianiny, ciemne spódnice, sięgające lekko za kolana, a zimą całość wieńczyła wełnianą narzutką na ramiona. Była ona postacią wybitną. Bardzo ją lubiliśmy, choć budziła swego rodzaju postrach w uczniach, na sprawdzianach trzeba było znać wszystkie złoża węgla na świecie niezależnie od działu, który się przerabiało, a na każdą głupią wypowiedź lub brak jakiejkolwiek odpowiedzi na zadane pytanie, rzucała jeden ze swoich sztandarowych tekstów, np. "No, drodzy państwo, przyszli inżynierowie, architekci naszych marzeń" lub "I wy z taką wiedzą chcecie iść na MEL..."
   Niedługo po zaczęciu tematu, jakim były stosunki międzynarodowe, rozdała nam karty pracy - po jednej na parę i zaczęliśmy wszyscy razem je robić i omawiać.
   Głowa dalej bolała jak piorun, więc oparłam się znów na ręce licząc, że znów chłód dłoni ciut pomoże.
   -Zofia, wszystko w porządku? - Spytał Jasiu, pochylając się nieco w moją stronę.
   -Niezbyt.
   -Wiesz, ten Ibuprom może nie działać, więc...
   -Nie no, jakoś dam radę do końca lekcji.
   To było najdłuższe dwadzieścia minut w moim życiu. Gdy tylko rozległ się dzwonek trzy czwarte klasy rozpłynęło się w eterze, sala opustoszała.
   Zebrałam rzeczy i wyszłam na korytarz. Zeszłam na parter i skierowałam się do szatni. Gdy chowałam do szafki książki i zeszyty od matematyki i geografii, by zastąpić je polskim i chemią, z przejścia między rzędami, dobiegło do mnie znajome "a kogo my tu mamy?".
   Ostentacyjnie tylko przewróciłam oczami i wyciągając jeden z podręczników, uśmiechnęłam się pod nosem.
   -Coś ty taka markotna? - Spytał Hiszpan, podchodząc do mnie. - Godzinę temu, jak cię widziałem, nie wyglądałaś wiele lepiej.
   -A, nic - westchnęłam. - Tylko głowa mnie strasznie boli. Kolega dał mi przeterminowany Ibuprom, ale coś średnio działa.
   Janek poprawił okulary, oparł ręce na biodrach i utkwiwszy wzrok we mnie, przekrzywił nieco głowę, jakby nad czymś gdybał.
   Uniosłam pytająco brwi i schowałam książki do torby. W chwili, gdy zamykałam szafkę, przeszyło mnie uczucie, że strasznie chciałabym się teraz do kogoś przytulić. Często tak się działo, gdy się źle czułam, tyle że, wtedy przytulałam się do Adama, jako że był jedynym moim znajomym, w przypadku którego nie było to nijak niezręczne. Ale tak jakoś wyszło w tym roku szkolnym, że Adam zaczął się podobać jednej ze swoich koleżanek z klasy, więc raczej unikałam podobnych sytuacji, żeby ona sobie czegoś nie myślała i by nie było jej przykro.
   Schowałam kluczyk do kieszeni i nim zdążyłam się jakoś głębiej nad tym zastanowić, podeszłam do Janka i się do niego przytuliłam. Był on ewidentnie zaskoczony obrotem spraw, ale najwidoczniej mu to nie przeszkadzało.
   -Tego jeszcze nie grali - zaśmiał się chłopak, odwzajemniając uścisk.
   Poczułam jak robi mi się w środku ciepło i jak się ono rozpływa po całym moim ciele. Potrzebowałam takiego wtulenia bardziej, niż mi się wydawało. Do tego miękka, czarna bluza Hiszpana przyjemnie pachniała, co oznaczało, że musiała być świeżo wyprana.
   Po chwili odsunęłam się od niego. Jego dość blade zazwyczaj policzki teraz były czerwono-różowe. Ja zapewne wyglądałam podobnie, bo czułam jakby moja twarz wręcz płonęła.
   -Idę po kawę do automatu - rzuciłam. Idziesz ze mną?
   Janek przytaknął i poszliśmy do przedsionka, w którym temeperatura konsekwentnie spadała. Podeszłam do automatu, wybrałam Cappuccino z czekoladą, zapłaciłam i oparłam się o ścianę, czekając, aż napój będzie gotowy.
   -Myślisz, że stare leki przeciwbólowe i kawa to dobry pomysł na migrenę? - Spytał Hiszpan z powątpiewaniem.
   Rzuciłam mu znaczące spojrzenie, po czym odrzekłam:
   -Nie wiem, ale lepiej, żeby to zadziałało, muszę tu wytrzymać jeszcze trzy godziny.
   Janek uśmiechnął się ironicznie.
   -No widzisz, a gdybyś była już w maturalnej, dzisiaj kończyłabyś dwie godziny wcześniej.
   W odpowiedzi szturchnęłam go łokciem. Janek zgiął się nieco, by odepchnąć atak, po czym podjął próbę dźgnięcia mnie palcami w bok i tak wywiązała się mała przepychanka, zażegnana dopiero w momencie odbioru kawy.
   Janek odprowadził mnie pod salę od polskiego, życzył powodzenia w przetrwaniu, potargał mi głowę na pożegnanie i poszedł na swoją lekcję. Ja za to zostałam stojąc razem z Jasiem przy kanapie, na której siedzieli Kasia, Mikołaj, Agata i Natalka, wygłupiając się. Jakoś pod koniec przerwy zorientowałam się, że ból głowy zaczął ustępować, a na pierwszej godzinie polskiego zniknął zupełnie.
  

Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnegoTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang