Walc

49 4 3
                                    

   Poza pojawieniem się postaci trzecioplanowej, jaką był Antoni i powrotu dawnych wspomnień, bal sam w sobie był całkiem fajny. Z racji, że obecny był Witek, Róża spędziła z nim prawie cały czas. Ja tańczyłam sama, albo czasem trafił się stary znajomy, który prosił mnie do tańca lub z którym po prostu siadałam gdzieś z boku i rozmawialiśmy. Nowe dziewczyny za to na zmianę biegały gdzieś razem, tańczyły albo przysiadywały ze mną. Tak więc spokojnie można stwierdzić, że z mojej perspektywy cały bal był dość chaotyczny.
   Jakikolwiek program pojawił się w końcu w części, którą stanowiła nauka walca angielskiego. Róża oczywiście stanęła w parze z Witkiem, nowe dziewczyny uciekły z parkietu, żeby jeszcze przypadkiem jakiś chłopiec nie poprosił ich do tańca, a ja zostałam sama. Rozglądałam się wokół, mając nadzieję, że trafię na kogoś znajomego, kto jeszcze nie ma pary. W końcu udało mi się wyhaczyć niejakiego Ludwiczka. Był on rok ode mnie młodszy i do niedawna pełnił funkcję zastępowego w drużynie zwanej Puszcza, z którą byłyśmy rok wcześniej na obozie. Parę miesięcy temu Ludwik zrezygnował z rozwijania się w drużynie harcerskiej i przeszedł na stałe do wędrowników. Niewątpliwie do nich pasował - lubił przygody, wyjazdy w dziwne miejsca i dużo chodzić.
   -Widzę, że koleżanka też nie ma nikogo do tańca - zawołał na mój widok, uśmiechając się.
   -Takie życie, co poradzisz - odparłam, również się uśmiechając. - A więc? Czy taka para ci odpowiada.
   Zaśmiał się, kiwając głową i podał mi rękę. Stanęliśmy obok siebie, czekając na instrukcje od prowadzącej naukę tańca Aliszy.
   -Dopiero przyszedłem - rzekł Ludwik. - Nie miałem za bardzo czasu się rozejrzeć po ludziach. Jest ktoś znajomy?
   -Od nas jest Róża, widziałam też Maćka, Janka i Feliksa z Eskadry, Zuzię i Olę z Rachytii i Melę, Krysię i Bognę z Brzeziny - odpowiedziałam, przekrzykując się przez panujący hałas.
   -Brzezina tu jest!? - Zdziwił się. - O rany! Dawno ich nie widziałem, odkąd nie działam z drużyną na obrzeżach miasta. A ogólnie, jak się bawisz? Było warto przychodzić?
  -Nie jest źle - oznajmiłam. - W pierwszej połowie była fajniejsza muzyka i tańczyliśmy Sing hallelujah!. No i Róża porzuciła mnie dla chłopaka.
   Ludwik zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż dotąd. Na obozie często ZZ-ty nasz i część Puszczy spotykały się na ploty obozowe. Ludwik zawsze przeżywał wszystko bardziej niż ktokolwiek inny. Był przez to nieco podobny do Vege z drużyny Antoniego.
   -Kto jest tym szczęśliwcem? Opowiadaj! - Poprosił, jak zwykle niezmiernie przejęty.
   Zawahałam się przez chwilę. Czy powinnam mu o tym mówić? Ostatecznie jednak uznałam, że przecież i tak ich zobaczy w końcu razem i wszystkiego się dowie.
   -Witold Sumania - rzekłam.
   Ludwik otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Znał Witka. Poznał go przez jego młodszego brata, Franka, który za jego namową zmienił drużynę i przeszedł z Wików do Puszczy, gdzie akurat potrzebny był dodatkowy zastępowy. 
   -Witek? - Szepnął z niedowierzaniem. - O rany, to ostatnia osoba, jaką podejrzewałem, że byłaby w stanie wyrwać kogokolwiek, a co dopiero Różę! Przecież oni są skrajnie różni. O czym rozmawiają?
   -Dużo się zmieniło od czasu, gdy go ostatnio widziałeś, mój drogi - zaśmiałam się. - Tych dwoje się dobrało, że ze świecą lepszej pary szukać, mówię ci. 
   Ludwik chciał coś odpowiedzieć, ale z głośników popłynęły instrukcje do tańca. Wszyscy na sali umilkli. Ustawiliśmy się twarzami do siebie. Byłam wyższa, więc czułam się nieco dziwnie. 
   Następnie przysunęliśmy się nieco do siebie. Położyłam lewą rękę na jego ramieniu, a prawą uniosłam do góry. On z kolei pochwycił ją, a swoją prawą położył mi na talii. Na sali zrobił się szmer, ponieważ niektórzy mieli poważny problem ze stanięciem w odpowiedniej pozycji. Gdy już wszystkim się to udało, Alisza wraz z drużynowym Kniei, Alkiem Teberskim, zademonstrowali, jak należy stawiać kroki. Po chwili wszyscy zaczęliśmy ich naśladować, mamrocząc pod nosem "raz, dwa, trzy", by nie wypaść z rytmu.
   -Nieźle nam idzie - oznajmił z dumą Ludwik, spoglądając przez moje ramię na Witka i Różę, którzy z opanowaniem kroków mieli zdecydowanie więcej trudności od nas.
   -Myślę, że to kwestia naszego talentu - odparłam, również odwracając się w stronę naszych zakochanych.
   -Zdecydowanie - rzekł Ludwik tonem pełnym pewności siebie i wróciliśmy do liczenia pod nosem.
   Potem z głośników poleciała muzyka i zupełnie zapomnieliśmy o rozmowie, starając się z całych sił, by nie nadepnąć sobie nawzajem na nogę. Sam taniec nie był mimo to trudny, ale też nie był zbyt... ciekawy. Ot, chodzenie do rytmu po planie kwadratu. 
   Po walcu Ludwika odciągnęli chłopcy z jego wędrowniczej drużyny, a ja wróciłam do poprzedniego sposobu spędzania czasu na tym balu. Róża z kolei zniknęła z Witkiem. Potem okazało się, że spacerowali dookoła budynku szkoły, rozmawiając.
   Gdy nasze harcerki już wróciły do domu, a moja przyjaciółka wciąż zajęta była Witkiem, stwierdziłam, że nadszedł najwyższy czas bym i ja coś ze sobą zrobiła. Odebrać nas z balu miał tata Róży, ale do jego przyjazdu została jeszcze ponad godzina. Moi rodzice byli w gościach, czyli nie mogłam zadzwonić do taty. Filip też odpadał, ponieważ samochód był z rodzicami. Musiałam czekać. Poszłam więc do szatni, gdzie zostawiłam torbę z rzeczami, w tym z telefonem. Wyciągnęłam go i włączyłam ekran. Dwa nieodebrane połączenia od Janka.
   -A temu co się stało? - Westchnęłam, zmęczona.
   Dzwonił półtorej godziny temu. Uznałam, że w gruncie rzeczy wypadałoby oddzwonić, więc tak też zrobiłam. Po dłuższej chwili, gdy już myślałam, że włączy się poczta, w telefonie rozbrzmiał zaspany głos Janka:
   -Zofia? 
   -No, dzwoniłeś - mruknęłam. - Coś się stało?
   -A  nic - mruknął. - Po prostu siedzę przeziębiony w domu sam i się nudziłem. 
   
-A, to ten - bąknęłam, nie wiedząc, jak powinnam odpowiedzieć. - Zdrowiej, chłopie. Jak się trzymasz?
   -No git nawet. Mam trochę gorączki i katar, więc nie jest źle, serio. A co u ciebie?
   
Opowiedziałam mu wszystko, co się działo, o Antonim Kozicy, o Witku i Róży, o Walcu, Ludwiku i o tym, że nie mam co robić. Janek wysłuchał całej historii i stwierdził, że w takim razie mogę spędzić tę godzinę, gadając z nim. Jednak mimo najlepszy chęci stan podgorączkowy Hiszpana dawał się we znaki i momentami zaczynał gadać od rzeczy. W końcu kazałam mu się rozłączyć i iść spać. Nie miał wyboru i zrobił, jak mu poleciłam. 
   Ostatecznie założyłam bluzę, usiadłam w szatni na ławce w rogu, wygodnie się ułożyłam i czas do przyjazdu taty Róży po prostu przespałam.

Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnegoWhere stories live. Discover now