A harcerstwo toczy się dalej

73 7 2
                                    

  Październik przyniósł nowe tempo mojemu życiu. Nie chodziło tu już jedynie o to, że szkolne rzeczy takie jak kartkówki z matematyki dwa, trzy razy w tygodniu stały się normalnością, ale również o to, że rok harcerski zaraz po Dniu Polskiej Harcerki ruszył pełną parą.
  DPH samo w sobie nie było wyjątkowe względem innych. Zastępy miały swoją grę, a kadry i wędrowniczki swoją. Nie jestem zbyt wielką fanką gier terenowych, więc nie można było powiedzieć, że dobrze się bawiłam, szukając punktów na starówce. Spotkałyśmy tam parę znajomych drużyn, ale zamieniłyśmy z nimi dosłownie dwa słowa, ponieważ z reguły, jak na siebie wpadałyśmy, było to na jednym z punktów, więc dziewczyny zajęte były wykonywaniem zadań. Po grze odbył się apel, który trwał, zdawałoby się, w nieskończoność. Cóż, było nas ponad tysiąc czterysta - wszystkie warszawskie i podwarszawskie hufce. Nota bene uzyskałyśmy miano srebrnej koniczynki. Na koniec zjawili się chłopcy i rozdali nam róże. Spośród rozdających jedynymi znajomymi twarzami byli drużynowy Połocka i jego brat, będący w tamtej drużynie przybocznym.
  Tydzień po DPH odbył się biwak drużyny. Nocowałyśmy w Zielonce w harcówce tamtejszego szczepu.
  W dzień przyjazdu tam, głównie piłyśmy herbatę. Nie było to... planowane zajęcie. Po prostu były tam dwa duże elektryczne czajniki, oraz zapas herbaty. My oczywiście miałyśmy również swoją. Potem siedziałyśmy podzielone na dwa pokoje - w części jadalnej, w której stał duży stół i kanapa siedziałyśmy kadrą i częścią ZZ-tu, a w salce, w której spałyśmy siedziała reszta drużyny i ZZ-tu.
  -No to, Natalka, jak tam twój stopień? - Spytała Zuza, podnosząc do ust kubek z zieloną herbatą cytrusową.
  Zastępowa Papaverum uśmiechnęła się niezręcznie.
  -Jaki stopień? - Odparła.
  Cała kadra posłała jej znaczące spojrzenie.
  -Natalia, jesteś już zastępową, a nadal nie zamknęłaś tropicielki - rzekła Agata.
  -Ale nie mam jeszcze piętnastu lat.
  -A co to ma do rzeczy?
  Zapadła cisza.
  -Zamknę do zimowiska - mruknęła zrezygnowana dziewczyna. - Obiecuję.
  Potem zmieniłyśmy temat na to, co chcemy obejrzeć przed snem, ponieważ Agata zabrała ze sobą rzutnik i laptopa. Propozycjami były "Shrek", "Coco", "Jak wytresować smoka" i "Zwierzogród". Wygrał "Zwierzogród".
  Tego wieczora byłam w wyjątkowo kiepskim nastroju. Wynikało to zapewne ze zmęczenia i słabego dnia wcześniej w szkole (zawaliłam kartkówki z matematyki i z polskiego). Siedziałam więc na rogu stołu, z otwartym przed sobą zeszytem, w którym zapisywałam wszystkie harcerskie rzeczy z kursów etc. i kreśliłam długopisem jakieś rysunki. Większość z nich przedstawiała chłopaków, najczęściej harcerzy. Każdemu z nich po skończeniu nadawałam imię. I tak powstali Maciek, Tadek, Jacek, Jędrzej, Janek i Karol.
  Zadzwonił mój telefon. Odebrałam. Był to drużynowy Filipa. Chciał się dowiedzieć, czy nie mamy może jakiejś fajnej miejscówki na biwak dla zuchów. Podałam mu nazwy dwóch miejsc i tego, w którym właśnie nocowałyśmy. Potem jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy. Zagadnął mnie, co słychać, jak sobie daję radę jako przyboczna i w ogóle, jak tam moje harcerstwo.
  Lubiłam rozmawiać z Antkiem. Znałam go ładnych parę lat. Przyjaźnił się z moim bratem odkąd ten przeszedł z zuchów do harcerzy. Potem razem poszli do liceum i na studia i tak ta znajomość trwała. Antek z czasem stał się praktycznie nowym członkiem rodziny. Często do nas przychodził. Z racji, że był ode mnie starszy jedynie o dwa lata łatwo złapałam z nim kontakt. Stał się dla mnie drugim starszym bratem, tyle że mniej się kłóciliśmy niż normalne rodzeństwo.
  Po skończonej rozmowie, która ostatecznie trwała prawie godzinę, odbyło się pożegnanie dnia. Poszłyśmy się umyć (w harcówce była łazienka z prysznicem, ale bez ciepłej wody) i nadszedł czas na seans. Zasnęłam tuż po scenie niczym z "Ojca chrzestnego".
  Sobotę spędziłyśmy w harcówce. To znaczy, kadra siedziała, a reszta drużyny odbywała grę terenową po Zielonce. Jako wybitnie ambitne osoby, większość czasu przespałyśmy.
  Po powrocie Agata i Róża przeprowadziły zajęcia o komunikacji (komunikat "ja", tzw. "kanapka"). W tym czasie ja i Zuza zajęłyśmy się stopniami - przejrzałyśmy spis wszystkich harcerek, w tym obecnych na biwaku, podzieliłyśmy dziewczyny według wieku, a następnie według tego jakie stopnie mają, a jakie mieć powinny. Po skończonych zajęciach, wzięłyśmy się za rozpisywanie stopni, sprawności i omawianie prób (na stopnie).
  Wieczorem po kolacji zrobiłyśmy sobie herbaty i znowu siedziałyśmy podzielone na dwa pokoje. Ja i Róża tym razem jednak leżałyśmy w pokoju z karimatami. Wygłupiałyśmy się i śmiałyśmy, a dziewczyny siedzące niedaleko nas, co jakiś czas również wybuchały śmiechem. Z pokoju ze stołem dobiegały raz po raz rozentuzjazmowane okrzyki dziewczyn, grających w Uno. Panowała więc miła, wesoła atmosfera. 
  Spać położyłyśmy się po dwudziestej trzeciej. Oczywiście przed zaśnięciem musiał odbyć się seans. Tej nocy postanowiłyśmy obejrzeć uwielbiany przez cały Flores film, czyli "Ratatuj". Znowu nie dotrwałam do końca, ale muszę przyznać, że miło było zasypiać, gdy w tle leciała pogodna francuska melodyjka.
  W nocy zaczęła się potworna ulewa i rozpętała porządna wichura. Łomot deszczu o szybę zbudził mnie około czwartej nad ranem. Z uchylonego okna dobiegał nieustanny świst wiatru. Harcówka, w której spałyśmy znajdowała się tuż za szkołą, pewnie niegdyś była mieszkaniem dozorcy, ale co za tym szło, była odgrodzona od boiska drzewami i krzewami, którymi teraz szargał wiatr. W pewnym momencie jakaś gałąź odłamała się i uderzyła z całej siły w szybę. O dziwo nikt się nie obudził. Skuliłam się w śpiworze, naciągnęłam na głowę kaptur od bluzy, która częściowo służyła mi za piżamę. 
  Kolejny łomot. Tym razem gałęzie poleciały na daszek nad wejściem do harcówki. I wtedy nagle deszcz na chwilę ustał. Wciąż wiało, ale nie było już słychać uderzania kropel o dach. Stwierdziłam, że podejdę do drzwi i wyjrzę przez okno obok nich, ponieważ do tego w pokoju nie miałam dostępu ze względu na śpiące pod nim Agatę i Maję. Wyczołgałam się ze śpiwora. Momentalnie całe moje ciało przeszył dreszcz. Przemknęłam między śpiącymi dziewczynami i weszłam do sieni, w której było jeszcze zimniej. Włączyłam latarkę w telefonie i poświeciłam na wiszący tam termometr. Temperatura spadła z dwudziestu do dziesięciu stopni. Wyjrzałam przez okno. Było czarno. Jedynie mokre liście odbijały światło mojej latarki, przebijające się przez brudną szybę.
  Wtem coś uderzyło w okno tuż przed moją twarzą, a dookoła znów rozległ się huk deszczu. Zaskoczona odskoczyłam, a serce zaczęło walić mi jak młotem. 
  -Cholerna gałąź - mruknęłam sama do siebie i wróciłam do śpiwora.
  Dodatkowo wyziębiona, skuliłam się, naciągnęłam poduszkę na głowę i niedługo potem usnęłam. 
  Rano pogoda była już ładna, nie licząc chłodu. Po śniadaniu spakowałyśmy się, sprzątnęłyśmy miejsce urzędowania i opuściłyśmy harcówkę. Po klucze od niej zjawiła się druhna, z tutejszego szczepu. Przy okazji wypytała nas, czy słyszałyśmy, co się działo w nocy.
  Przed powrotem do Warszawy, poszłyśmy do kościoła. Niestety w środku brakowało już miejsc, więc całą mszę spędziłyśmy na zewnątrz. Los chciał, że zaczęło wiać. Co prawda nie tak mocno jak w nocy, ale był to zimny wiatr.
  Nigdy dotąd nie byłam tak szczęśliwa z powrotu z biwaku, który nie był pod namiotami.

Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnegoWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu