Przylepa

41 6 1
                                    

    -Zofia Antonina Strzelecka - rozległ się nade mną głos Kasi. - Co ty tu robisz?
    Spojrzałam na nią, podnosząc głowę z oparcia kanapy.
    -Ty nie na fizyce? - Zdziwił się, od ferii wiecznie towarzyszący Kasi, Mikołaj Zalewski.
    Zmarszczyłam nos, niezadowolona z faktu, że mnie rozbudzili. Ta dwójka od wyjazdu do Wrocławia, jaki zorganizowali w ferie razem z Natalią, Antkiem, Mają i dwoma Frankami (Frecińskim i Cieszyńskim) nie rozstawała się nawet na krok. Podobnie zresztą jak Maja i Antek Szubar, ale to już inna kwestia.
    -Z tą laską i tak niczego się nie nauczę - westchnęłam, z powrotem kładąc głowę na oparciu.
    Kasia i Mikołaj milczeli przez chwilę, wpatrując się we mnie ze zdziwieniem na twarzach.
    -To kto robi notatki? - Spytała zdezorientowana Kasia. - Przecież ty nigdy nie przepuszczasz okazji do robienia notatek.
    -Agatka jest - odparłam zmęczona. - Poza tym i tak wszystko jest na Teamsie, to potem i tak przepiszę.
    Kasia popatrzyła na swojego chłopaka, gestem dając znać, że coś ze mną jest dziś nie tak. W odpowiedzi skinął z powagą głową.
    -Zofia, wszystko w porządku? - Zapytał.
    -Nie, próbuję spać, a wy mi przeszkadzacie - bąknęłam, poprawiając się na swoim miejscu.
    Może i była to niemiła odpowiedź, ale nie miałam siły, by owijać w bawełnę.
    -Chodź - Kasia złapała Mikołaja za rękę, ciągnąc go w stronę drugiej kanapy, znajdującej się obok mnie. - Dziecko musi odespać robienie matmy po nocach i ten swój kurs kwater-coś tam, co robiła cały weekend. Dajmy jej spokój.
    Uśmiechnęłam się, zamykając oczy. Miło było wiedzieć, że jednak ktoś słuchał mojej opowieści o srebrnym kursie kwatermistrzowskim (SKK), który w ten weekend zajął mi łącznie szesnaście godzin (dziesięć w sobotę w postaci wykładów i sześć w niedzielę, na co składały się ostatni wykład i zaliczenie). Było to koszmarnie męczące, nie przeczę, jednakże cieszyłam się, że go zaliczyłam. Wreszcie wiedziałam, co i jak, o co chodzi z ziherem, jak poprawnie rozliczyć drużynę, etc. Co prawda zajmowałam się ziherem już wcześniej i miałam za sobą rozliczenie roczne drużyny, ale było ono przeprowadzone mimo wszystko... nieskładnie. Ani ja ani Zuza nie wiedziałyśmy, jak to się robi. Dotąd zajmowała się tym wszystkim Agata, a jej już w drużynie od jakiegoś czasu nie było w postaci innej niż formalna.
    Czekał mnie jeszcze jeden kurs - srebrny kurs kwatermistrzowski rozszerzony (SKK+), dający możliwość bycia kwatermistrzem na zimowiskach i obozach. Nie miałam póki co zamiaru zajmować się tym na takim poziomie, ale uznałam, że zrobię sobie ten kurs, a następnie podepnę się pod jakąś znajomą komendantkę lub kwatermistrzynię na zimowisko, żeby zobaczyć, jak cała ta wiedza, którą nabędę, będzie wyglądała w praktyce.
    Do SKK+ jednak zostało mi jeszcze trochę czasu, a konkretnie trzy weekendy, z czego prawie każdy harcerski. W najbliższy mieliśmy przełożone święto szczepu, które zazwyczaj odbywało się w rocznicę wybuchu powstania styczniowego (prawdę mówiąc, nie wiem, czemu tak), w drugi odbywał się biwak, kończący metodyk, w następny była Wielkanoc i dopiero w czwarty czekała mnie kolejna seria wykładów i zaliczenie.
    Na udzie poczułam wibrację leżącego obok telefonu. Ktoś wysłał wiadomość na Messengerze.
    -Kto to? - Rzuciła Kasia z zaciekawieniem.
    -Natalia - odpowiedziałam, patrząc na dymek czatu naszej grupy, próbując ustalić, czego dotyczyła wysłana przez koleżankę wiadomość. - Pisze coś o... nie za bardzo wiem, co to za słowo, ale chyba chodzi jej o coś z francuskiego.
    -Czyli nic do nas - zaśmiała się Kasia.
    Przytaknęłam jej, również zaśmiawszy się pod nosem.
    -Imagine, jedyny raz jak ich nauczycielka pojawia się w szkole, to daje im wypracowanie do napisania na następny dzień - rzucił Mikołaj.
    -Frajerzy - odparłyśmy zgodnie.
    -Jesteśmy wredne - westchnęłam.
    -A jest nam z tym źle? - Spytała Kasia, znacząco na mnie spoglądając.
    -Nie - odpowiedziałam i zgasiłam telefon, ukontentowana.
    Ponownie oparłam głowę o oparcie kanapy i zamknęłam oczy. Nie dane jednak było mi zasnąć, bo zaraz z głębi klatki schodowej, obok której się znajdowaliśmy, rozległ się piszczący glos Mai:
    -Kasia! - Wołała, wchodząc na piętro.
    Kasia odpowiedziała w podobny sposób i wstała z kanapy. Gdy tylko Maja weszła na piętro, rzuciły się sobie w ramiona, jakby nie widziały się od miesięcy. Zaczęły coś do siebie mówić, ale nie byłam w stanie rozróżnić wypiskiwanych przez nie słów.
    -A witam szanownych państwa - rzekł radiowym głosem Antek, wyłaniając się zza pleców Mai.
    -Witaj Antoni - przywitał się Mikołaj i uścisnęli sobie ręce.
    Następnie Antek podszedł do mnie i przybił ze mną piątkę na dzień dobry. Zaraz jednak spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał, czemu nie ma mnie na lekcji. Tym razem Mikołaj wytłumaczył, że staram się odespać robienie matmy po nocach i ostatni weekend. W gruncie rzeczy, to dwa weekendy, albowiem tydzień wcześniej miałam całodzienną zbiórkę, zorganizowaną w ramach metodyka, na której kończyłyśmy nasze zaliczenia z zimowiska, rozmawiałyśmy o śródrocznych książkach pracy, komisjach instruktorskich, rozwiązywaniu problemów wewnątrzdrużynowych i prowadzeniu współpracy z różnymi jednostkami i organizacjami.
    -No, a Zofia, powiedz, co takiego robiłaś w ten weekend - zaproponował Antek, dosiadając się do mnie.
    W dużym skrócie opowiedziałam mu co i jak, starając się używać słów możliwie najbardziej zrozumiałych dla osoby nie związanej nigdy z harcerstwem i finansami. Po wysłuchaniu Antek pokiwał głową, po czym stwierdził, że niewiele zrozumiał, ale cieszy się, że ten kurs sprawił mi radość.
    -Antoś, przesuń się - zapiszczała Maja, rękami wskazując, w którą stronę jej chłopak ma się przemieścić, aby było jej wygodnie się do niego przytulić.
    Gdy siedzieli już wtuleni w siebie, zaczęli rozmawiać o czymś i tylko co jakiś czas wybuchali śmiechem. Maja i Kasia zaczęły z powrotem mówić normalnymi głosami, Mikołaj i Antek pochłonięci byli swoimi dziewczynami, a ja siedziałam, po swej prawicy mając jednych, a po lewicy drugich zakochanych, których lubiłam określać mianem "przyssanych do siebie jak glonojady do szyby".
    Głupio się czułam, otoczona nimi. Po dziesięciu minutach słuchania ich rozmów nie wytrzymałam. Wstałam i oznajmiłam, że idę po kawę. Dali mi znać, że przyjęli to do wiadomości. Zabrałam swoją torbę, odwróciłam się i skierowałam w stronę klatki schodowej, znajdującej się po drugiej stronie korytarza.
    Pod automatem spotkałam Adama Sterowca z kochającą się w nim koleżanką. Jak się potem okazało, w tamtym czasie strasznie mnie nienawidziła, paranoicznie twierdząc, że zarywałam do Sternika, a nasza przyjaźń to ściema. Na szczęście Adam zawsze miał więcej cierpliwości do ludzi ode mnie, więc spokojnie tłumaczył Oldze, że jestem tylko jego harcerską koleżanką i że naprawdę nic więcej nas nie łączy.
    Gdy tylko ta dwójka zniknęła w głębi szatni, w drzwiach wejściowych zjawił się zasapany Hiszpan, którego nie widziałam w szkole od naszego spaceru.
    Dzisiaj chyba mamy jakiś maraton pomyślałam, przewracając oczami. Zdawałoby się, że nigdzie nie mogłam się ruszyć w spokoju, bez spotykania przynajmniej jednej znajomej osoby.
    -Zaczęła się już druga lekcja? - Rzucił, zdejmując po drodze plecak i kurtkę.
    -Jeszcze się pierwsza nie skończyła - odparłam, przykładając telefon do automatowego terminala.
    -Jak to? - Zdziwił się chłopak, biorąc kurtkę pod pachę i zakładając plecak z powrotem na plecy.
    -Słońce, spójrz na zegarek - poleciłam, ironicznie przesłodzonym głosem. - Co widzisz?
    -Ósma czterdzieści trzy... - rzekł dobitnie, biorąc głęboki wdech. - Chwała Bogu. Na drugiej lekcji mam zastępstwo i sprawdzian z chemii. Ławicz by mnie zamordowała, gdybym się spóźnił...
    Odebrałam z automatu kawę i odwróciłam się w stronę stojącego przy wejściu do szkoły Janka, trzymającego pod jedną pachą kurtkę, a pod drugą zwinięte czapkę i szalik.
    -Dobra, lecę do szafki i pod salę, bo muszę jeszcze to cholerstwo powtórzyć - oznajmił, podszedł, dał mi na powitanie całusa w czoło, po czym skierował się szybkim krokiem do szatni i rzucił na odchodne: - życz mi szczęścia!
    -Pomyślę! - Odpowiedziałam i skierowałam się do schodów obok automatów.
    Wchodząc na górę czułam się jakby lżej i nagle przestała mi przeszkadzać myśl, że będę musiała znów siedzieć z tamtymi przylepami. Zdałam sobie sprawę, że ja też mam swoją "przylepę", tyle, że moja przylepa była teraz niedostępna, przez sprawdzian z chemii...

Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnegoWhere stories live. Discover now