VII

464 108 44
                                    

I kolejny dla was!

To co powiedzie, duża aktywność i jutro max pojutrze next?

Harry wstał zdecydowanie przed Louisem, a do tego wyspany jak dawno nie. To było szalone, ale jego omega wyciszyła się i uspokoiła.

Dłuższą chwilę poświęcił, na przyglądanie się Alfie, a palcami lewej dłoni uszczypnął skórę prawej, nie wierząc częściowo że to jego rzeczywistość a nie sen.

Szatyn miał na sobie zwykły t-shirt i bokserki. Tatuaże na rękach zostały wyeksponowane i mógł łatwo je obserwować.

Pamiętał, jak Louis marzył o tatuażach i się ich dorobił. Był bardzo szczęśliwy, widząc że szatyn spełnił tyle swoich marzeń.

Nie chciał budzić alfy, wiedząc że ten regeneruje się po meczu z poprzedniego dnia, delikatnie wstał z łóżka, zamierzając zrobić śniadanie dla nich.

Przy okazji szykowania wszystkiego, zadbał o to aby wziąć leki i przejść przez inhalację, którą starał się na bieżąco robić, co nieraz mu nie wychodziło.

Zajęło mu to chwilę, ale w momencie kiedy zalewał herbatę gorącą wodą, usłyszał kroki zbliżające się do niego.

Nim zdążył się obrócić, dwie silne dłonie wylądowały na jego biodrach, momentalnie się na nich zaciskając, a przez jego ciało przeszły dreszcze.

- Dzień dobry - głos pełen chrypy zabrzmiał przy jego uchu.

- Dzień dobry - odpowiedział, a jego głos był żywszy dzięki działaniu inhalacji - Dobrze spałeś?

- Mhm, masz wygodne łóżko - pocałował policzek omegi.

- A ty przyjemne ramiona do spania w - zadrżał delikatnie na uczucie przyjemności - Śniadanie już gotowe.

- Rozpieszczasz mnie - spojrzał na posiłek - Mój brzuch już się zaczął upominać o jedzenie.

- Śniadanie musi być pożywne, zwłaszcza dla piłkarza w kwiecie kariery - był zadowolony z tego, co przygotował.

- To prawda - zaśmiał się - Mam dużo ruchu.

- Bardzo dużo, aż za dużo. Czasem się boję że zabraknie ci energii, tyle biegasz na tym boisku - kręcił głową - A miałeś swego czasu szczęście co do złamań.

- Na szczęście nie ma to mocniejszego odbicia teraz - wiedział o co chodzi omedze - Oby obyło się bez kontuzji już.

- Oby, bo widzę jak dobrze ci idzie ten sezon - przyciągnął jeszcze Louisa do poprawnego pocałunku, nim popchnął go delikatnie w stronę zastawionego już stołu.

- Już się kończy. Za dwa tygodnie mamy ostatni mecz w Londynie i będę miał przerwę - wyjaśnił, kierując się potulnie do stołu.

- I jakieś większe plany co do przerwy? - dołączył do stołu, kiedy ich herbaty były gotowe - Chyba nie uciekniesz mi na drugi koniec świata?

- Muszę znaleźć mieszkanie - wymienił swój priorytet w tym momencie - I pojechałbym gdzieś odpocząć, ale sam nie wiem.

- Zapraszam do mnie, jakbyś nie miał dość naszego Donny - propozycja łatwo przeszła przez jego gardło, kiedy przyciągnął do siebie talerz i zaczął jeść.

- W zasadzie... Masz jakieś obowiązki tu na miejscu? - spytał, biorąc się za jedzenie.

- kompletnie nie, trochę żałosne to z mojej strony - doskonale sobie zdawał z tego sprawę, powinien ruszyć przez te trzy lata.

- Bardziej pomyślałem, że może wyjechalibyśmy gdzieś razem - zaproponował lekko - Wiesz, odpocząć i odciąć się trochę od tego co tu.

- Jeśli nie będziemy w dużych tłokach... Dlaczego nie? - w jego głowie wciąż krążyły słowa Gemmy.

When We Were Young Where stories live. Discover now