rozdział 26 ból

18 1 2
                                    

- Ziemia do, Lottie. Wszystko w porządku? - Usłyszałam cichy głos który od razu rozpoznałam. Cameron. O mój boże! Zapomniałam że on też tu będzie. Co ja mam mu powiedzieć? Dobra, nie panikuj. Będzie dobrze.

Odwróciłam się i uśmiechnęłam lekko gdy brunet położył dłoń na moich plecach. Odwzajemnił uśmiech wręczając mi książkę owiniętą różową wstążką.

- Naprawdę myślałeś że nie mam w swojej kolekcji takiego klasyka jak Jane Austen? - Parsknęłam, patrząc na bruneta.

Wzruszył ramionami.

- Książka była tylko przykrywką... Prawdziwy prezent jest tu. - Odpowiedział podając mi małe pudełeczko. Nie pewnie otworzyłam je, a gdy zajrzałam do środka zaniemówiłam. Piękny naszyjnik z niezapominajkami. Odbijał się w słońcu, dodając sobie jeszcze więcej uroku.

Podoba ci się? - zapytał przeskakując z nogi na nogę, jakby stresował się, że mogłam nie polubić jego prezentu. Uśmiechnęłam się i wyjęłam wisiorek z pudełka.

- Jest piękny... - wyszeptałam. - Dziękuję. - Dodałam po chwili, posyłając mu szeroki uśmiech, który od razu odwzajemnił. Odwróciłam się do niego plecami, wystawiając rękę z wisiorkiem. Chociaż jego palce zetknęły się z moimi tylko na sekundę, to wystarczyły by na moje policzki wpłynęły rumieńce, a motylki w brzuchu obudziły się ze snu. Przygryzłam wargę powstrzymując się przed tym by zarzucić mu ramiona na szyję i ponownie posmakować jego ust. Poczułam metal, który zetknął się z moją szyją. Złapałam ozdobę patrząc na kwiaty, a w głowie pojawiły się słowa Kena.

Niezapominajki oznaczają szczęście...

Czy tym właśnie dla niego byłam? Byłam jego... szczęściem? Zerknęłam na niego przez ramię. Był skupiony na zapinaniu zamka od wisiorka zanim wyszczerzył się i poklepał mnie po plecach.

- Gotowe, Lottie.

- Dziękuję - odpowiedziałam. Bo krótkiej chwili namysłu zerknęłam znów na niego. - Cam... Mógłbyś mnie podwieźć? W jedno miejsce. To nie daleko.

Spojrzał na mnie i pokiwał głową. Sięgnął do kieszeni spodni wyciągając z nich kluczyki.

- Dokąd?

- Niedaleko Bagshaw museum.

***

Gdyby ktoś powiedział mi kiedyś, że na myśl o spotkaniu z moim ukochanym chłopakiem żołądek podejdzie mi do gardła ze stresu i strachu... najprawdopodobniej bym go wyśmiała. A jednak. Jestem tutaj, pod jego domem i czuję się jakbym miała zaraz zejść na zwał. I to nie ze szczęścia. Przełknęłam ślinę, wlepiając wzrok w powitalną wycieraczkę z napisem "Welcome home!" zanim odważyłam się zapukać. Raz. Dwa. Trzy.

Po drugiej stronie rozległy się kroki. Przeskakiwałam nerwowo z nogi na nogę, a gdy zamek się przekręcił zamarłam. W drzwiach stanęła niższa ode mnie o parę centymetrów blondynka. Była ładna. Bardzo ładna. Blond loki upięła w niski koczek a usta miała pomalowane mocną bordową szminką.

- Tak?

Przełknęłam ślinę i splotłam za swoimi plecami ręce.

- Um... Cześć. Ja... Zastałam Huntera? - wyjąkałam.

Dziewczyna uniosła brwi.

- A kim ty jesteś, skarbie? - zapytała, a jej ton przeciekał sarkazmem.

- Mam na imię Charlotte. Jestem dziewczyną Huntera - odpowiedziałam na co ta parsknęła.

- To nie możliwe. - oparła ręce na biodrach przekraczając lekko głowę. - Bo to ja jestem dziewczyną Huntera.

Co?

Chyba się przesłyszałam...

Pokręciłam głową próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie. Moje serce zaczęło bić jak szalone a w oczach zatańczyły łzy, które z całych sił próbowałam przepędzić.
Żeby tego wszystkiego było mało w drzwiach za nią pojawił się on. Hunter. Pieprzona wisienka na torcie.

Smutek szybko zmienił się w złość. Zacisnęłam mocno pięści.

- Mógłbyś mi do cholery wytłumaczyć o co tu chodzi? - wyrzuciłam w jego stronę ręce.

Zagryzł wargę tak jakby zastanawiał się co powiedzieć.

- Wiesz co? Nie wysilaj się. - warknęłam. - Zrywam z tobą, Hunter.

Otworzył szeroko ust z których wydostało się ciche:

- Co?

Jezu, jemu naprawdę wszystko trzeba tłumaczyć?

- Postaram się powiedzieć to szybko i zwięźle bo wiem że twoje komórki mózgowe i tak nie zrozumieją tego co powiem ale... jesteś wredny, nudny i myślisz tylko o sobie.

Widząc jego zszokowaną minę przymknęłam na chwilę powieki. Mam mu to przeliterować czy jak?

-Dziewczynka która była tobą zauroczona nie istnieje. Teraz rozmawiasz z kobietą która potrzebuje p r a w d z i w e g o mężczyzny, nie chłopca z wybujałym ego który myśli że jest bogiem gdy tak naprawdę jest... krótko mówiąc idiotą.

Przechyliłam lekko głowę, uśmiechnęłam dumna z samej siebie. Chciałam już odejść ale ktoś złapał mnie za nadgarstek, wykręcając go lekko.

- Nie skończyłem z tobą rozmawiać.

Popatrzyłam na niego próbując wyrwać rękę.

- Ale ja tak. Puść mnie do cholery!

Już miał coś od krzyczeć, gdy nagle ktoś brutalnie popchnął go w tors, przez co Hunter zatoczył się do tyłu prawie upadając. A tym kimś, był nie kto inny jak Cameron Ambler.

- Powiedziała byś ją puścił. - W jego głosie było słychać powagę i coś jeszcze. Coś czego nigdy u niego nie słyszałam. Coś niebezpiecznego.

Hunter parsknął, ale wycofał się. Pokręcił głową otaczając ramieniem blondynkę.

- Jesteście siebie warci. - odpowiedział trzaskając nam przed drzwiami nosem.

Westchnęłam. Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez niego, a teraz? Teraz czułam tylko ból. Ból w nadgarstku oczywiście. Ten śmieć ma naprawdę mocny uścisk.

Brunet popatrzył na mnie. I znów stanął przede mną ten słodki chłopak o niewinnej naturze.
- Wszystko oke... - nie udało mu się dokończyć, gdy niespodziewanie otuliłam się w jego klatkę piersiową. Przez chwilę stał tam w szoku zanim oddał uścisk. Poczułam się... Bezpieczna.

Hejkaa miśki! Jak się podoba rozdział? Lottie pokazała kto tutaj rządzi xd Do końca Lbp został nam jeszcze jeden rozdział nie mogę uwierzyć kiedy to zleciało... W każdym bądź razie możecie podzielić się swoimi przemyśleniami w komentarzach i to tyle ode mnie. Buziaki i miłego wieczoru ♡ (PS. przepraszam jeśli pojawiły się jakieś błędy)

Love between partiesWhere stories live. Discover now