Rozdział 17

553 19 10
                                    

Bo nie mam już nic do stracenia. Za długo czekałem, bym teraz miał odpuścić.

Odsunęłam się od niego, tak bym mogła widzieć jego twarz. Nie rozumiałam co to miało znaczyć. O czym on mówił? "Za długo czekałem, bym teraz miał odpuścić." Złapałam się za nasadę nosa i przymknęłam powieki. Musiałam pomyśleć... Czemu? O co znowu chodziło?

– Dobrze się czujesz?

– Co to ma znaczyć? – wypaliłam bez najmniejszego namysłu. Widząc jego zdziwienie, doprecyzowałam myśl. – Z tym, że za długo czekałeś i nie masz już nic do stracenia...

– Nie... – odwrócił się do mnie bokiem. Oparł łokcie na kolanach i zgarbił się, chowając twarz w dłoniach. Cała jego energia, gdzieś wyparowała, a zastąpiło ją zmęczenie. – Powinienem był od razu Ci o tym powiedzieć... – wymamrotał. Bardziej sam do siebie, ale na tyle głośno bym usłyszała.

– Powiedzieć mi co? Jest coś jeszcze?

Nerwowym ruchem, przetarł twarz i zmierzwił włosy. Odchylił głowę do tyłu i wziął parę wdechów, zbierając się w sobie.

– Byłem tu.

Teraz to już zupełnie niczego nie pojmowałam.

– Gdzie "tu"?

– Dwa lata temu. Przyleciałem tu... Z Liverpoolu do Missisipi.

Rozszerzyłam wargi z niedowierzania. Serce zabiło mi szybciej już któryś raz, tego dnia.

– Nie. – zaśmiałam się. – Żartujesz prawda? Powiedz, że to żart.

– Szukałem Cię... – kontynuował ignorując mnie. – Nawet na siebie wpadliśmy. Miałaś na sobie jeansowe szorty do kolan, swoje niebieskie trampki i granatową bluzkę. – mówił, nieustannie wbijając wzrok w podłogę. – Dwudziesty trzeci czerwca.

– Co?

– Wtedy na siebie wpadliśmy, wtedy przyleciałem. Szłaś chodnikiem w parku, czytając książkę... Kiedy Cię zauważyłem, początkowo nie wierzyłem, że to naprawdę ty. Tak bardzo się zmieniłaś... Ale wiedziałem już, gdy się uśmiechnęłaś.

Uważnie słuchałam historii, którą sama ledwo pamiętałam, a przecież brałam w niej udział. Nie chciałam pominąć żadnego słowa, dlatego również nie przerywałam.

– Specjalnie na Ciebie wpadłem. Chciałem zobaczyć, czy mnie pamiętasz. Czy mam jakiekolwiek szanse, na to by wszystko odbudować... Uniosłaś wzrok znad książki, wymamrotałaś ciche przeprosiny, ale zamiast iść dalej... ty stałaś. Przez chwile miałem nadzieję, że mnie poznałaś. Niestety zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wykrzywiłaś usta w nieśmiałym uśmiechu i mnie wyminęłaś.

Słuchałam dalej, jak się usprawiedliwiał, że nie wiedział czemu w ogóle tu przyleciał. Nie miał zamiaru zaprzątać mi głowy, skoro go nie pamiętałam i nie chciał się narzucać. Zaczynałam się czuć winna, ponieważ przypomniałam sobie. Nie tylko to, że taka sytuacja miała miejsce... ale również zdawało mi się, że to on. Pamiętam to. wydawał się tak znajomy. Pewien głosik, wręcz krzyczał, że to mój przyjaciel, ale nie wierzyłam mu. 

– Luke... – przerwał i spojrzał na mnie pytająco. – Ja pamiętam to. Podświadomie wiedziałam, że to ty, ale... To było dla mnie niemożliwe, by okazało się realne.

– Naprawdę? 

Wpatrywaliśmy się w siebie, zatracając w sobie nawzajem. Znów pojawił się ten magnez. Coraz bardziej mnie przyciągał. Nie mogłam uciec, nie miałam jak. Szczególnie gdy nawzajem się do siebie przyciągaliśmy, nie mając o tym pojęcia. Nie mieliśmy żadnych szans.

If you knew meOn viuen les histories. Descobreix ara