Rozdział 10

2.2K 82 18
                                    

Chwyciłam za mój ulubiony kubek z pierniczkiem i napiłam się z niego kawy. Siedziałam na zapleczu, przy stoliku czytając po raz setny, swój nieśmiertelny egzemplarz Małego Księcia. Zaznaczyłam w niej, ulubione fragmenty kolorowymi karteczkami i zakreślaczami. Lubiłam adnotować książki, ale tylko te, które skradły moje serce. Historię o tym małym chłopcu znałam niemalże na pamięć.

Niecierpliwie wyczekiwałam końca mojej zmiany. Umówiłam się z Luke'iem, że pokaże mi swoją pracownię malarską. Ekscytowało mnie to, bo miałam okazję, po raz pierwszy zobaczyć jego dzieła. Potem mieliśmy spędzić trochę czasu z Andym i zjeść wspólnie kolację z całą rodzinką chłopaka.

- Halo? Dzień dobry! - do moich uszu doleciał ten charakterystyczny dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami i miły, gładki głos mojej ulubionej klientki.

- Tak, już idę! - krzyknęłam, zamykając książkę i odkładając kawę. Po chwili ujrzałam, czekającą za ladą, uśmiechniętą młodą kobietę.

Była wyższa o głowę ode mnie i starsza, ale nie przeszkadzało mi to. Miała piękne kręcone, szafirowe włosy, sięgające do pasa. Szare tęczówki, mały zadarty nosek i pudrowe usta. Głowę miała okrągłą, a policzki zawsze zarumienione, co dodawało jej uroku osobistego. Nie miała, nie wiadomo jakiej idealnej sylwetki, ale nadrabiała humorem. Z charakteru i dobroci mogła pobić samą Matkę Teresę.

- Cześć Steph! - uśmiechnęłam się szeroko. - Co u Ciebie słychać?

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę! Dobrze, że nie natknęłam się na tą rozpuszczoną królewnę... Jak ona miała? - uniosła oczy do góry, jakby mogła znaleźć tam odpowiedź.

- Melody? - podpowiedziałam.

- Tak! - pstryknęła palcami. - Boże nienawidzę jej. Jest chyba najbardziej toksyczną osobą jaką znam.

Steph skończyła szkołę średnią dwa lata temu i od samej podstawówki zawsze była w klasie razem z Melody. Krótko mówiąc nienawidziły się. Przez cały okres nastoletni miały ze sobą na pieńku, a po skończeniu szkoły, obydwie zostały w miasteczku.

Z niebieskowłosą poznałam się jakoś w piątej klasie. Nie pamiętam jak dokładnie doszło do naszej wieloletniej przyjaźni? Nawet sama nie wiedziałam czy mogę ją tak nazwać. Tak czy siak kumplowałyśmy się. Dużo też sobie pomagałyśmy, szczególnie gdy ojciec Stephanie zmarł na zawał, gdy ta miała piętnaście lat.

- Co Cię tu sprowadza?

- A no wiesz... przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz w pracy i po coś dla mamy.

- Znowu się pożarłyście? - dociekałam.

- Może...? Ale to ona zaczęła. Ja chciałam wyjść tylko z Nickiem, a ona zrobiła awanturę, że "Zawsze tylko ten Nick i Nick!". - pokręciłam z rozbawieniem głową.

- Dobra daj mi chwilę zaraz coś skomponuję. - wzięłam się do układania bukietu, a w tym czasie kobieta zagadywała mnie.

- Co tam w ogóle u Ciebie?

- Hmm... Dobrze. - odpowiedziałam wymijająco.

- Taaak... a na serio? - zaczęła bacznie mi się przyglądać. Zawsze wiedziała gdy kłamie... Westchnęłam przeciągle i spojrzałam na nią spode łba.

- No co? - uniosła ręce w obronnym geście. - Nie patrz tak na mnie, bo gdyby wzrok mógłby zabijać, już dawno leżałabym jak długa... I nie przewracaj na mnie oczami! - zaśmiałam się pod nosem na jej uwagę.

- Dobra, dobra... po prostu jest ciężko.

- Z czym? Chodzi o twoją matkę?

Steph znała mnie lepiej niż Issy. Wiedziała o niektórych moich problemach i o alkoholizmie Alice. Na tym się kończyło. Sama nie umiałam się komuś zwierzyć. Brakowało mi odwagi. Gdybym może miała jej więcej, podzieliłabym się z kimś swoją historią.

If you knew meWhere stories live. Discover now