Rozdział 2

2.6K 104 1
                                    

Z moich ust wydobył się jęk pełen frustracji, gdy okropny dźwięk budzika wypełnił sypialnie. Po omacku zaczęłam szukać telefonu, nie zdolna do podniesienia powiek.

Nienawidziłam wstawać. Była to najgorsza rzecz jaka istniała. Miałam z tym ogromny problem i zawsze musiałam nastawiać po parę dzwonków.

Namierzając w końcu urządzenie, zatrzymałam alarm. Głośno ziewnęłam i przetarłam oczy. Uniosłam najpierw jedną powiekę, a dopiero potem drugą. Gdy obraz się wyostrzył, zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Pięć po ósmej. Super.

Z największym bólem, wygrzebałam się z cieplutkiej kołdry, by chwile później zetknąć się z przeszywającym chłodem. Wzdrygnęłam się na tą nagłą zmianę temperatury. Wstałam z łóżka i podeszłam do otwartej szafy. Wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy, które rzuciły mi się w oko i ślimaczym krokiem, powędrowałam do łazienki.

Omal nie krzyknęłam, gdy ujrzałam jakieś straszydło w odbiciu. Nie poznawałam samej siebie. Pod oczami odznaczały się głębokie i ciemne wory, skóra była poszarzała i wysuszona, włosy potargane, a oczy przekrwione. Cudnie...

Sprawnie się ogarnęłam. Ubrałam się, oczyściłam twarz i nałożyłam korektor, oraz puder. Włosy rozczesałam i spięłam w luźnego koka, a zęby porządnie wyszorowałam. Na odchodne pomalowałam jeszcze delikatnie rzęsy. Nie lubiłam zbyt mocno się malować. Wolałam bardziej naturalny wizerunek.

Byłam wtedy pewniejsza i swobodniejsza. Lekka jak piórko. Z takim pełnym makijażem, czułabym się najnormalniej dziwnie.

W pełni gotowa, opuściłam łazienkę, a z fotela zgarnęłam swoją torbę listonoszkę. Upewniłam się, że mam wszystko, po czym wyszłam z pokoju.

Przelotnie zerknęłam na swój zegarek. Ósma dwadzieścia. "Mam jeszcze dziesięć minut" - powiedziałam sobie w głowię.

Nie tracąc więcej czasu wpadłam do kuchni. Zaczęłam grzebać w poszukiwaniu, jakiś płatków na śniadanie... Znalazłam je, ale została resztka, dosłownie połowa porcji. Mleka też nie było, ale wyszukałam z lodówki jakiś kefir. Co prawda stracił termin ważności, dwa tygodnie temu, ale po spróbowaniu wydawał się okej.

Otworzyłam szafkę z naczyniami. Chciałam sięgnąć po moją ulubioną miskę... niestety ta wyślizgnęła mi się z rąk, zanim zdążyłam porządnie ją złapać. Sekundę później wylądowała z hukiem na kafelkach, rozbijając się na wiele części. Nie miałam nadziei, tylko czekałam na najgorsze.

Zacisnęłam mocno powieki, gdy usłyszałam przekręcanie gałki w drzwiach na korytarzyku. Serce momentalnie przyspieszyło, a ręce zaczęły się pocić.

Przełknęłam gule w gardle, która zdążyła się uformować. Mama stanęła w progu kuchni. Wyglądała jak żywy trup. Cerę miała wręcz przezroczystą, kosmyki brązowych włosów skołtunione, a oczy czerwone z ogromnymi źrenicami. Ubrania wyglądały na nieświeże i brudne.

Bałam się powiedzieć cokolwiek, ale wypadałoby przywitać się i przeprosić za hałas. Dlatego mimo ogromnego strachu, musiałam się przełamać.

- Dzień dobry mamo... Emm... ja p-przepraszam, że cię obudziłam - zająkałam się. W tej chwili zrobiłabym wszystko, by przenieść się w inne miejsce, lub móc cofnąć czas.

- Taa - mruknęła niezadowolona. - Gdzie się wybierasz?

- Do szkoły. - odpowiedziałam spuszczając wzrok.

Ta kobieta potrafiła być przerażająca, nie umiałam z nią normalnie rozmawiać, czy nawet na nią patrzeć. Bałam się odezwać nie proszona. Za każdym razem brałam pod uwagę, że może mi coś zrobić. Cała drżałam i marzyłam tylko o tym by sobie poszła.

If you knew meWhere stories live. Discover now