Rozdział 7

1.8K 94 3
                                    

Chowałam się pod kołdrą, przytulając swojego misia. Kolejny piorun głośno trzasnął, a deszcz uderzał z ogromną siłą w dach. Ścisnęłam mocniej pluszaka i zatkałam uszy. Puściłam muzykę, ale nawet ona nie pomogła.

Może było to dziecinne, ale wiele osób boi się burz.

Nie wiedząc co mogłam jeszcze zrobić, zaczęłam skubać z nerwów skórki, aż pewna myśl wpadła mi do głowy. Ale wydawała się taka głupia...

Walić to.

Złapałam za telefon i wybrałam numer do Luke'a. Nie liczyłam na to, że odbierze, bo jednak była druga w nocy. Mijał już czwarty sygnał, a gdy chciałam się rozłączyć i dać sobie spokój, w słuchawce usłyszałam jego zaspany głos.

- Halo? Flora?

- Halo! Luke, możesz gadać?

Był środek nocy, a ty pytasz się czy może gadać... No raczej nie, skoro śpi.

- Flor jest prawie trzecia, o co chodzi?

- Boję się burzy... proszę Luke... po prostu, nie rozłączaj się.  - pod koniec głos mi się trochę załamał. Pociągnęłam nosem i czekałam aż odpowie. Po drugiej stronie usłyszałam jakieś szelesty.

- Mam przyjść?

- Co?! Nie! Pogięło cię? Widziałeś co dzieje się za oknem?

- Dobra, czekaj mam inny pomysł...

    Połączenie zostało przerwane.

    Czyli kolejna osoba zostawiła mnie na lodzie...

W moim pokoju było ciemno, tylko małe lampeczki choinkowe zawieszone na suficie, dawały minimalne oświetlenie. Wtuliłam się w kołdrę. Kolejny grzmot rozbłysnął na niebie.

    Moja komórka zawibrowała. Spojrzałam na wyświetlacz... Dzwonił... Czyli jednak nie zostawił mnie. Pospiesznie odebrałam, siadając na łóżku.

- Włącz kamerkę. - polecił.

    Zrobiłam to, a gdy tylko go ujrzałam, uśmiechnęłam się. Siedział na fotelu gamingowym z kocykiem. Obok stał kubek z parującym napojem. Jego włosy były rozczochrane, a wzrok zaspany.

- Nie zostawiłbym cię, wiesz o tym? - uniósł kąciki ust.

- Dziesięć lat temu zostawiłeś...

    Palnęłam głupio. Chłopak zacisnął szczękę i wyraźnie się spiął. Zaczął intensywnie nad czymś myśleć...

- Żałuję tego. Wierz mi... nigdy nie chciałem... - przerwał, biorąc wdech. - To była decyzja rodziców, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.

    Pokiwałam głową w zrozumieniu.

- Pamiętasz mojego tatę ? - spytałam nagle.

- Tak, uwielbiał cię. Pamiętam jak raz zabrał nas na lody, była wtedy zima. Wróciliśmy do domu cali zziębnięci, a nasze mamy nawrzeszczały na niego, że jeszcze się rozchorujemy. - zaśmiał się pod nosem, a ja delikatnie się uśmiechnęłam na to wspomnienie. - Szkoda, że go z nami nie ma. Myśle, że byłby z ciebie bardzo dumny.

- Był najważniejszą osobą w moim życiu. - pociągnęłam nosem i przetarłam wilgotne oczy.

- A twoja mama? Pozbierała się? - spięłam się na samo wspomnienie o niej.

- Lubiłem ją. Zawsze jak do Ciebie przychodziłem, dawała mi ciastka. Pamiętasz jak na twoje szóste urodziny upiekła ci tort z wonder woman?

To było miłe wspomnienie, ale ja nawet nie pamiętałam Alice, kiedy była kochającą matką z dobrą pracą. Wszystkie dobre wspomnienia, zostały zakryte przez te złe.

- Nie chce o niej mówić...

- Dobrze nie musimy - uśmiechnął się słabo. W jego tęczówkach widziałam zmartwienie. Ciągle się martwił, może wyrobiła mu się jakaś trauma? - Ale idź już spać.

- A mogę mieć stuprocentową pewność, że jak się przebudzę, będziesz tu? - spojrzałam na jego łagodny wyraz twarzy.

- Będę.

Ustawiłam telefon na szafce, a sama zakopałam się pod pierzyną. Gdy byłam już na skraju snu, uchyliłam powieki i podziękowałam mu za to że jest. Zamknęłam oczy, a sen sam nadszedł.

***

Chłód zaatakował moje ciało. Próbowałam odnaleźć pościel, ale nigdzie jej nie było. Ktoś mi ją zabrał?

- Spadła na podłogę.

Podskoczyłam na czyjś głos. Zaczęłam rozglądać się w popłochu po pokoju, aż mój wzrok padł na ekran telefonu...

- Dzień dobry, śpiąca królewno!

Luke siedział owinięty kocem, a w ręku trzymał jakąś książkę. Oczy miał podkrążone, ale spokojne. Jego tęczówki były bardziej brązowe. Wyglądał na zmęczonego, ale wątpiłam by się do tego przyznał.

- Nie spałeś całą noc? - To była moja pierwsza myśl.

- Nie. Pilnowałem cię... Właśnie! Wiesz, że gadasz w nocy? - zaśmiałam się pod nosem i sięgnęłam po kołdrę.

- Tak Issy coś mi kiedyś wspominała...

- Kurcze wieki jej nie widziałem... - zamyślił się na chwilę, a gdy na jego usta wypłynął ten głupkowaty uśmiech... - Powiedz mi... Ona nadal się we mnie podkochuję?

    Wytrzeszczyłam oczy, a szczęka mi opadła. Skąd on... Brunet roześmiał się widząc moje zakłopotanie, faktycznie bardzo zabawne...

- Skąd ty...

- Kiedy byliśmy dzieciakami, Issy zwołała tajne spotkanie, tyle, że mnie na niego nie zaprosiła... - faktycznie tak było, przypominało mi się. - Ty w którymś momencie wypaplałaś, że będziecie mówić o chłopcach którzy wam się podobają.

- Więc zakradłeś się pod naszą bazę i podsłuchałeś. - dokończyłam. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Naprawdę podobał ci się Conor? Przecież to był największy chuligan jakiego spotkałem. - zakpił, a ja poczułam jak się rumienię.

- No widzisz... lubię niegrzecznych chłopców. - uniosłam dwuznacznie brwi, by zaraz z chłopakiem wybuchnąć śmiechem.

- Czyli muszę stać się bad boyem? - zamurowało mnie.

- C-co?

- Co?

- Jesteś cała czerwona na twarzy.

- Wcale nie - schowałam policzki w dłoniach.

- Tak, jesteś! Rumienisz się!

- Luke przestań...

- Flora czy ty się zawstydziłaś? - pyta, a ja mam ochotę zrzucić sobie kowadło na głowę.

- Tak, bo zachowujesz się irracjonalnie!

- Owszem, a ci się to podoba.

    Szczęka mi opadła, aż do samej ziemi. Jak on mógł powiedzieć coś takiego! Zaczęło mi się ciężej oddychać, a w pokoju temperatura wzrosła. Czy to była sprawka tego chłopaka z czekoladowymi lokami i brązowymi oczami?

- Gówno prawda! Zastanów się nad swoim zachowaniem niegrzeczny chłopczyku, a ja idę się ogarnąć.

- Ha! Widzisz jestem tym twoim łobuzem!

- Brawo geniuszu! Minęło ponad szesnaście lat, a ty dopiero teraz się zorientowałeś. - z tymi słowami zakończyłam rozmowę nie dając mu odpowiedzieć.

    Nie miałam ochoty przegrać w tym pojedynku, czymkolwiek to było. Czemu tak dziwnie wpłynął na mnie. Nigdy się tak nie zawstydziłam. Przecież Luke to Luke. Jest moim przyjacielem, ale chyba przyjaciele tak też żartują... prawda?

    Z szerokim uśmiechem, wstałam, po czym poszłam pod zimny prysznic, schłodzić rozgrzane ciało i zmyć ten szkarłat z policzków.

Jedyne czego nie potrafiłam się pozbyć, to trzepoczących skrzydełkami motyli w brzuchu.

***

Miłego czytania :)

If you knew meWhere stories live. Discover now