Rozdział 15

1.2K 52 12
                                    

Wyciągnęłam z piekarnika, lasagne, która pachniała bosko! Zamknęłam ostrożnie, gorące drzwiczki i postawiłam naczynie na specjalnej podkładce. Przeczekałam, aż nieco ostygnie i wyłożyłam porcję na cztery talerze.

– Proszę Andy. – uśmiechnęłam się do jedenastolatka, który odebrał ode mnie jedzenie, po czym zaczął się kierować w stronę schodów.

– Dzięki! – odpowiedział szybko.

– A nie zjesz z nami? – zapytałam ze zdziwieniem.

– Nie tym razem, koledzy czekają na mnie. – zatrzymał się na chwilę.

– Ooo... Nie wiedziałam, że ktoś do Ciebie przyszedł.

– Nie, nie... Mamy zaraz razem pograć, czekają na mnie na serwerze. – wyjaśnił i zniknął za rogiem.

Wróciłam do kuchni, biorąc kolejny talerz i zaniosłam go do sypialni na parterze.

– Hejka Lily, przyniosłam ci żarcie. – weszłam rozpromieniona do pokoju, a kobieta posłała mi słaby uśmiech. Siedziała oparta o poduszki, w różowym dresie i tego samego koloru, chuście na głowie.

– Mam nadzieję, że nie jest zatrute.

– Nie coś ty, dorzuciłam tam tylko, trochę wilczych jagód. – puściłam jej oczko, na co się zaśmiała.

– Dziękuję, ale mam nadzieję, że kuchnia lśni. – pogroziła mi palcem, a ja z niedowierzaniem pokręciłam głową.

– Nie przejmuj się tym, jak się czujesz? – zmieniłam temat, odkładając talerz, na szafkę obok łóżka.

– Nie no, proszę nie pytaj mnie o to, słyszę to dwadzieścia cztery na siedem.

– Przepraszam, ale to zwykła troska. – odparłam beztrosko.

– Flora, a jak mogę się czuć? Mam raka piersi, męczę się z nim już pięć lat. Walczyłam przez cztery, a teraz po prostu jest już za późno. – objęła moją dłoń. – Nie lubię takich rozmów, ale skoro już weszliśmy na te tory... Musisz mi coś obiecać.

Skinęłam. Moje gardło zawiązało się w supeł, a oczy zaszkliły.

– Gdy nastanie ta chwila, musisz być przy nim... – nie musiała używać jego imienia, doskonale wiedziałam o kogo jej chodziło. – Nie chcę by przeżywał żałoby sam. Wiem, że proszę o wiele, ale zrób wszystko co w swojej mocy, by po prostu wiódł spokojne i szczęśliwe życie.

Po policzku Lily spłynęła łza, którą zaraz otarła. Ścisnęłam jej dłoń w geście wsparcia. Odwróciłam wzrok, by zaraz znów wpatrywać się w jej szmaragdowe tęczówki.

– Obiecuję, dam z siebie dwieście procent. – uniosłam kącik ust. – No dobra, ale nie gadajmy już o tym.

– Dobrze, ale w takim razie powiedz mi, co jest między tobą a Lukas'em. – wyszczerzyła się diabelnie, czekając podekscytowana na moją odpowiedź, niczym nastolatka.

– Nic. Jesteśmy przyjaciółmi.

– Ehh... przyjaciele, przyjaciele... Daj spokój, przecież widzę jak na siebie patrzycie.

– Niby jak? – skrzyżowałam ręce pod biustem i ściągnęłam brwi.

– Jakbyście znaczyli dla siebie wszystko! Nie widzisz jak jest zapatrzony w Tobie? Dokładnie tak, jakbyś była jego skarbem, który musi pilnować.

– Nie prawda... Gadasz głupoty.

– Jasne wmawiaj sobie. Obydwoje jesteście zaślepieni, ale TY – wskazała na mnie palcem. – jesteś Dla niego, niczym rozgwieżdżone niebo i nie udawaj, że ty też nie, ponieważ patrzysz na mojego chłopca, dokładnie tak samo.

If you knew meWhere stories live. Discover now