~•16•~

437 19 2
                                    

Lucas Williams:

Meksykanie zaatakowali dwa nasze magazyny, z różnica kilku godzin, kiedy miałem jechać do drugiego, zatrzymał mnie mój główny ochroniarz mówiąc że muszę oddzwonić do ojca w trybie pilnym. Zacząłem szukać telefonu i kiedy go znalazłem w aucie okazało się że jest rozładowany, poprosiłem Marco żeby dał mi swój, a on jak zobaczył coś na swoim smartfonie delikatnie pobladł

- Co jest?

- Nicolas dzwonił 3 razy, a twój ojciec 7 - o cholera jest źle, ojciec nigdy tak się nie dobija

-Daj - wyrwałem telefon blondynowi i zadzwoniłem do ojca

- No wkoncu któryś z was raczy odebrać, jeździe do domu, atakują, co prawda wysłałem tak już ludzi ale wy też tam jesteście potrzebni

-Kurwa mać, przecież dzieciaki są w domu - Nie czekałem aż zacznie dalej mówić tylko rozłączyłem się i wcisnąłem gaz do dechy.

- Zaatakowali dom - powiedziałem do Marco

Kiedy ja jechałem jak szaleniec, Marco zadzwonił tu i ówdzie, aby zwiększyć ochronę domu.
Ja myślami byłem daleko gdzieś u myślałem tylko czy dzieciakom nic się nie stało.

Z piskiem opon zaparkowałem przy SUV-ie moich ludzi, odbezpieczyliśmy broń i z obstawą skierowaliśmy się do domu. Drzwi były rozwalone, tak jak okna. Na dole zobaczyłem obcego mężczyznę, ale Marco odtazu go postrzelił, blondyn z dwoma ochroniarzami skierował się na górę, a ja z resztą rozejrzałem się po dole, kiedy stwierdziłem że jest czysto, ruszyłem w górę, zauważyłem że mój przyjaciel stoi w drzwiach Nicolasa, więc tam podeszlem i kiedy zobaczyłem to na co patrzy, myślałem że się przywidziałem.

-Nicolas!- kucnąłem obok syna który leżał w kałuży krwi, oprócz zakrwawionej nogi musiał mieć ranę na plecach bo nie było widać źródła krwotoku

- Nicolas, Ej synu. Nie zamykaj oczu, obudź się Marco dzwoń po doktora - zwróciłem się do Marco który dopiero jakby ogarnął co się stało

- Jas... Mel... są  w garderobie.. - wyszeptał ostatkiem sił

- Nico budź się, ej - lekko nim potrząsałem- Kurwa mać

- Evans już tu jest za chwilę przyjdzie - poinformował mnie przyjaciel

- Idź zobacz do garderoby zobaczyć  czy jest tam Jasper z Melody

Z ochroniarzem położyłem Nicolasa na łóżku, i rana tak jak myślałem była na plecach, Marco wyszedł z garderoby z małą na rękach i przykładał jej głowę do swojej piersi, aby nie widziała a Jasper szedł cały zapłakany, wiedziałem że jak na 11 to za dużo, dlatego przytuliłem go do siebie

- Jedź po Olivie niech nie wraca sama - zwróciłem się do ochroniarza

Doktor przyszedł z pielęgniarzem, więc my opuściliśmy jego pokój, wiedzieliśmy że nie ma czasu wieść go do szpitala bo od szpitala musiało już chwilę minąć

- Wszystko będzie dobrze, wyliże się z tego zobaczysz

- Kazał..... wam powiedzieć.... że.. wa....s kocha... - wyszlochał a ja poczułem nieprzyjemny uścisk w sercu, on nie może umrzeć, nie nie może, to nie może być prawda - Masz... klucz do... gabinetu... Nico go wziął nie wiem... po co

- Chodź do sypialni mojej i mamy, uspokoisz się tam, mama zaraz przyjedzie, a ja muszę to ogarnąć, dobrze - skinął tylko głową

W pokoju był już Marco z małą, kiedy mnie zobaczyła zaczeła mnie wolałam, dlatego wziąłem ją na ręce 

- Dziś pojedziecie na noc do domu dziadka, mama przyjedzie spakujecie się i tam chwilowo będziecie spać, do czasu kiedy nie ogarnę naszych spraw, okej?

Kiedy mała już była spokojna i Jasper też się uspokoił zostawiłem ich z Marco a sam zeszlem na dół, moi ludzie już sprzątali ciała, popatrzyłem się na kilka z ciał nie moich ludzi i byli to Meksykanie, z racji tego że ostatnio dogadałem się z Vincentem i mieliśmy się informować o wszystkim co się łączy  z nimi zadzwoniłem do niego

- Witam Williams, stało się coś?

- Meksykanie zaatakowali dwa moje magazyny, i w międzyczasie dom, Nicolas jest postrzelony - powiedziałem obojętnym głosem, przyglądając się otoczeniu. Słyszałem po drugiej stronie jak wciąga powietrze i jakiś ruch

- Co z nim?

- Lekarz go operuje, dostał w nogę i w  plecy.

- Przysłać ci moich ludzi?

-Nie trzeba, chciałem Cie tylko o tym poinformować, że względu na naszą umowę

- Dziękuje w razie czego dzwoń

- Dobrze, do usłyszenia

- Do usłyszenia

Rozłączyłem się i podeszlem do szefa ochrony

- Który żyje do magazynu i jutro będą się nam spowiadać, reszty się pozbyć - ten tylko skinął głową. Kiedy moja żona podjechała rozglądnęła się po otoczeniu i pobladła widząc jak wygląda dom

- Co z dziećmi?- spytała przerażona

- Z Melody wszystko okej, Jasper jest trochę przestraszony, a Nicolas.... 

- Mów- ponagliła mnie

- Postrzelili go w plecy i nogę, ale już go Evans operuje - rozchylilem ręce a żona wtuliła się we mnie

- Nie.. nie... on nie może umrzeć, musi żyć, nie teraz...- szlochała w moje ramiona

- Nie umrze da radę, chodź Mel cie nie widziała długo i tęskni za tobą- musiałem ja jakoś odpędzić od złych myśli

Siedziałem na korytarzu już któraś godzinę i wpatrywałem się w drzwi od pokoju Nicolasa, Liv z dzieciakami oddelegowalem do mojego domu rodzinnego, wiem że pod wieczór zjawi się moja siostra wiec nie będzie sama, Marco pojechał ogarniać jeszcze magazyny i spisać straty, a Hektor gdzie się tu kręcił. Jake jak się tylko dowiedział że Nicolas jest postrzelony chciał przyjechać, ale powstrzymaliśmy go z jego ojcem, ale jak tylko będzie leżał w szpitalu to przyjedzie. Straciłem rachubę czasu, dopiero gdy drzwi się otworzyły wstałem I poczułem jak bardzo mam zastane kości ale to nie było w tym momencie najważniejsze

- I co z nim?

- Rana na nodze nie była taka groźna, ale kulka na plecach zatrzymała się bardzo blisko aorty, na szczęście udało się ją usunąć, stracił dużo krwi, organizm jest bardzo osłabiony, najbliższe 24h będą decydujące, za chwile weźmiemy go do szpitala. Jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się obudzi

- Dziękuje doktorze

Kamień spadł mi z serca że przeżył





5/5



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 03 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

To ty #TOM IIWhere stories live. Discover now