~•12•~

220 14 0
                                    

Poznanie reszty rodziny było całkiem znośne, kiedy minął pierwszy szok wydawali się być zadowoleni z mojej obecności, a ja czułem się coraz mniej skrępowany.

Mieszkam tu już drugi tydzień, a od tygodnia oficjalnie jestem Nicolas Williams, syn Olivii i Lucasa Williams. Z rodziną dogaduję się całkiem dobrze, przekonałem do siebie Jaspera i pomimo początkowej niechęci do mojej osoby, dogadujemy się bardzo dobrze. Dziś o 17 mieliśmy iść zagrać w kosza z jego znajomymi, na boisku w parku niedaleko naszego domu

Ubrany w białą koszulkę i niebieskie spodenki, czekałem na brata, który miał się zjawić lada moment. W między czasie pisałem z Jackiem, bo od paru dni jest u ojca w San Diego co stosunkowo jest niedaleko. Zawsze przyjeżdżał do niego na całe wakacje, ojciec wtajemniczał go w swoją pracę, aby miał jakiekolwiek pojęcie o jego biznesie. Ja dwa razy na jego zaproszenie byłem u niego  na kilka dni. Jego rodzice są razem ale mieszkaja osobno, więc  spotykają się typowo na święta, lub  podczas jakiś spotkań. Jego matka wraz z jego siostrami (a ma ich aż cztery) mieszka w Nowym Jorku w tej samej kamienicy co jej rodzice,  natomiast ojciec w San Diego w ogromnej posiadłości pod miastem.

Zauważyłem brata, więc schowałem telefon pisząc że odezwę się później. Jas ubrany był w zielone spodenki oraz czarny T-shirt. Poinformował odpowiednie osoby o naszym wyjściu i spacerem poszliśmy do lasu, po 20 minutach, kiedy już zdążyłem się całkiem pogubić w tych ścieżkach, znaleźliśmy się przy parku, w którym było boisko do koszykówki. Z daleka widać było 7-mio osobową grupkę,  która czekała już tylko na nas.
Ustaliliśmy składy: Jasper, ja, Tony i Jordan kontra Henry, Etan, Chris, Shane, Brad. W pierwszej kwarcie wygrali nasi rywale, ale dwie następne kwarty należały do nas. W ostatniej szliśmy łeb w łeb, ale rzuciłem piłką do kosza za 2 punkty i wygraliśmy. Po skończonym meczu jeszcze trochę zostalismy na boisku. Wyszło na to że byliśmy tylko we dwójkę, rzucaliśmy na przemian do kosza kiedy usłyszeliśmy strzał, najpierw jeden, potem drugi, nie czekając na rozwój sytuacji, pociągnąłem brata w przeciwnym kierunku od wystrzałów

- Nie oglądaj się za siebie dzwonię do taty - ten tylko kiwnął głową

Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer taty, nie odbierał, nie chcąc bardziej denerwować brata zadzwoniłem do Marco, ale też nie odbiera, po którymś razie dzwonienia do ojca odebrał

- Co chcesz?- warknął nie miło, ale nie byłem zdziwiony bo od poniedziałku chodził jakiś struty a dziś jest już czwartek

- Byliśmy w parku, na boisku, ktoś strzelał, idziemy przez las w stronę domu - rzucił jakąś wiązankę przekleństw pod nosem i zawołał kogoś

- Idźcie do ścieżki rowerowej, potem w lewo, tam się spotkamy

- Dobra

Rozłączyłem się, doprowadzić do celu miał nas Jasper bo niezbyt znałem te tereny i gubiłem się tu, on zaczął nas prowadzić przez jakieś krzaki które miały być skrótem. Nie wiem czy takowym były ale po 5 minutach zobaczyłem tabliczkę z znakiem że to droga rowerowa.
Kilka metrów przed nami stały trzy  czarne SUV-y

-To nie nasze - zauważył brat

- Co?

- Nie nasze, nie mamy takich tablic i ci ludzie nie są od nas - jak się przyjrzałem to zauważyłem, ludzie nie byli od nas, ale tego jednego to akurat kojarzyłem, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd.

Tkwiliśmy w krzakach, ale mając widok na to co się dzieje przed nami. Przyjechali nasi, zaczęli strzelać, odwróciłem młodego żeby nie patrzył na to, chociaż się wyrywał, przyjechały kolejne SUV-y. Otoczyli naszych, zobaczyłem jak ojciec wysiadł, przystawili mu spust do głowy, poszedł za nimi, razem z Marco i  resztą, wyrywał się i coś tam krzyczał ale nic to nie dało. Potem jak gdyby nigdy nic odjechali, cała akcja nie trwała dłużej niż 3 minuty.

- Jasper, słuchaj mnie uważnie, nie wiem czy jest bezpiecznie, ja się ide rozglądnąć a ty tu siedź, jak wszystko będzie dobrze wyjdziesz na mój znak i biegniemy do domu, zadzwoń do dziadka albo wujka, niech wiedzą -chłopak tylko pokiwał głową

Zostawiłem zszokowanego brata i poszedłem się rozglądnąć. Robiłem to ostroznie, ale kiedy zobaczyłem niebieskie BMW, z którego wysiadł mój przyjaciel nie wiedziałem o co chodzi

-Nico - odezwał się pierwszy

- Jack co ty tu robisz? - spytałem się po czym przybiliśmy piątkę

- Ojciec tu akcje przeprowadzał, ja mam się rozejrzeć czy nie ma świadków i wszystko jest w porządku. A ty?

- Byłem z bratem i jego znajomymi zagrać w kosza, potem bylo słychać strzały więc stwierdziliśmy ze trzeba wracać, ale.... - zamyśliłem się na chwilę- Czekaj ludzie twojego ojca przeprowadzili akcje na mojego ojca

- Co!

- Lucas Williams tak - skinął głową- zajebiscie, czekaj idę po Jaspera, odprawie go do domu i jedziemy do ciebie

Poszłem tam gdzie młody został ale go nie było

- Jasper! - krzyknąłem- Jasper chodź, gdzie jesteś!?

- On mógł nas zobaczyć i stwierdził że się bratasz z wrogiem i spierdolił

- Masz rację - westchnąłem

- Dobra, wsiadaj jedziemy do magazynu, gdzie ich mieli przewieść, zanim mój ojciec zrobi z nich karmę dla robaków, w międzyczasie zadzwonimy do niego żeby się wstrzymał

Udaliśmy się do samochodu, z tego co mi przyjaciel powiedział mieli się zatrzymać w starym magazynie, który jest jakieś 30km za miastem. Z racji tego że on nie umie jeździć jak normalny człowiek i jechał ponad 120km/h na miejscu byliśmy już po 30 minutach gdzie cala trasa miała jakieś 45km.

Hejj!
Przepraszam za przestój ale musiałam ogarnąć życie prywatne. Z racji przestoju robię mini maraton <3

1/5

To ty #TOM IIWhere stories live. Discover now