~•4•~

249 13 0
                                    

Z lotniska pojechaliśmy prosto do szpitala w którym przebywała Octavią. Kobieta z recepcji kazała nam udać się do sali 13, która  znajduje się na pierwszym piętrze po lewej stronie. Kiedy wysiedliśmy z windy i zwróciliśmy się w lewo odrazu rzuciła nam się pani Jonson siedzona na plastikowym krzesełku z wzrokiem utkwionym w białych drzwiach, było widać że płakała

- I co wiadomo już coś? - Mój głos wyrwał ją z tego transu

- Chorowała na serce od dłuższego czasu, miała rozległy zawał, jest nie przytomna i walczy o życie, to mogą być jej ostatnie godziny, przykro mi, lekarka nic więcej mi nie powiedziała bo nie jestem z nią spokrewniona - uśmiechnęła się smutno sąsiadka

Mel na jej słowa zaczęła głośno płakać, wziąłem ją w ramiona i przytuliłem

- Ej wszystko bedzie w porządku, zdążyliśmy słyszysz? Ona jeszcze żyje, każdy kiedyś umiera, musisz się uspokoić i pójść się z nią pożegnać - jeździłem dłonią po jej plecach aby dodać jej otuchy

- Nico to... to jest tak cholernie trudne.... - szlochała w moją koszulkę- ona była dla mnie jak mama, to ona mnie wychowała- dobrze wiedziałem o czym mówi bo odkąd pamiętam Mel przesiadywała u nas codziennie ze względu na sytuację u niej w domu, gdy miała 19 lat wyprowadziła się z tamtąd i wynajmowała pokój u jakiejś koleżanki a rok temu wyprowadziła się do chłopaka - ja... ja nie mogę jej stracić, ty, ciocia i Teo jesteście moją rodziną

- Cśśśśśśśśś - szeptałem jej do ucha i gładziłem po plecach, sąsiadka przyniosła jej wodę, napiła się parę łyków i już mniej więcej uspokojna siedziała na krześle - Idziesz ty pierwsza czy ja? - zapytałem

- Moge iść pierwsza - wstała i delikatnie jakby klamka miała zaraz runąć jak domek z kart nacisnęła ją i weszła do środka, jednak z jej ruchów można było zobaczyć że się wacha

Wiedziałem że teraz przed nią stoi najtrudniejsze zadanie - musi się pożegnać z osobą która dała jej dom, dom w prawdziwym tego słowa znaczeniu, i że będzie to jedna z najtrudniejszych rozmów w jej życiu. Napisałem SMS  do Teodora aby zaaktualizować mu co się u nas dzieje, bo odkąd wysiedliśmy do samolotu nie dostał od nas żadnych informacji

Do: Teodor

Nie sądziłem że będzie tak źle, ciocia miała zawał, możliwe że to ostatnie godziny jej życia. Melisa się z nią żegna. Płacze i jest roztrzęsiona ale da radę, nie martw się zaopiekuje się nią

N.

Zawsze podpisuje się pod SMS nie ma to większego znaczenia, ale jak dla mnie ta literka nadaje powagi przekazywanej treści. Panią Jonson wysłałem do domu żeby odpoczęła, obiecałem jej na bieżącą zdawać relacje jeśli stan zdrowia cioci ulegnie zmianie. Nie wiem ile tak siedziałem, bo straciłem poczucie czasu ale kiedy Mel wyszła była jeszcze bardziej roztrzęsiona.

- Możesz już do niej iść

- A ty? Dasz radę?

- Tak idz już bo zaraz nas stąd wygonią- to był cud że jeszcze tu jesteśmy bo zegar wskazywał kilka minut po pierwszej w nocy.

Kiedy weszlem do sali i zamknąłem drzwi mój wzrok odrazu spoczął na cioci, leżała przykryta biała kołdra, była bardzo blada, a na twarzy już nie gościł ten jej firmowy uśmiech. Była otoczona różnymi maszynami podtrzymującymi funkcje życiowe, a na twarzy miała maseczke tlenową. W tym momencie ciszę przerywały tylko odgłosy maszyn. Pokój był cały biały przez co wydawał się bardziej ponury. Podeszlem do jej łóżka, usiadłem na metalowym krzesełku i chwyciłem zimną dłoń, po chwili zacząłem swój monolog

- Ciociu.... szukałem ich, zacząłem szukać informacji ale nadal jestem w martwym punkcie, szczerze nie wiem co zrobić ale chyba zaryzykuje,  znajdę ich, bo wiem że byłabyś dumna i tego chciałaś, zawsze mi mówiłaś żebym dążył do celów, żebym w siebie nie wątpił i się nie poddawał, nauczyłaś mnie wielu cennych rad, wychowałaś i zbudowałaś dzieciństwo tak jak Melisie. Ona tez jest ci ogromnie wdzięczna i widzę jak cierpi przez to że może nam cię zabraknąć.
Nie mam Ci tego za złe że dopiero teraz powiedziałaś mi o rodzicach, nie wiem może też szukałaś ich na własną rękę ale ci się nie udało ich znaleść. Dziękuję Ci ze wzięłaś mnie pod swój dach, przecież mogłaś odmówić temu człowiekowi, że pokazałaś mi co to miłość, szacunek, co w życiu jest najważniejsze i jak cieszyć się z życia pomimo wielu komplikacji, to dzięki tobie jestem dzisiaj takim człowiekiem, to dzięki tobie tyle osiągnąłem, a te wszystkie wygrane były dla ciebie, dziękuję. Mam nadzieję że to nie jest nasza ostatnia rozmowa, że jeszcze się obudzisz, obdarzysz nas tym swoim promiennym firmowym uśmiechem i porozmawiasz, że wrócimy do domu i będzie tak jak dawniej, zjemy obiad, będziemy się śmiać z tego jak pan Emmanuel daje repremende swojemu psu a on ma to gdzieś, znów przyjdzie do nas Melisa i bedzie się bała wrocić do domu więc przyjedzie jej rycerz na czarnym koniu jak to mówiłaś- westchnąłem na te wspomnienia. Uśmiechnąłem się smutno, jeszcze chwilę siedziałem z nią ale wiedziałem że Melisa też potrzebuje wsparcia.
Na korytarzu zastałem śpiącą Mel, stwierdziłem że wezmę ją do domu, niech się trochę prześpi.

Bagaże mieliśmy ze sobą, swoją torbę zarzuciłem na ramię, w tym momencie byłem niezmiernie wdzięczny sąsiadce że wzięła walizke dziewczyny bo bym się z tym wszystkim nie zabrał. Mel wziąłem na ręce i zaniosłem do domu. Przez park było to 15 minut spacerkiem.

Położyłem ją na swoim łóżku, a sam poszlem do kuchni aby wypić energetyka, wiem że to jest nie zdrowe, ale napewno nie zasne, wiedząc że ciocia może utrzeć, stwierdziłem że napiszę Mel kartke a sam wrócę aby czuwać przy niej

Mel, jestem w szpitalu, czuwam przy niej, na spokojnie zjedz śniadanie, ogarnij się i przyjdź, jeśli coś się będzie działo to zadzwonię, obiecuje

        Nicolas. 

Wziąłem jeszcze szybki prysznic, przebrałem się i jeszcze w mokrych włosach wyszedłem z mieszkania. W sklepie kupiłem kanapkę i energetyka bo wiem że ciężko będzie przetrwać tyle czasu bez snu.
W szpital o tej godzinie oprocz personelu o pacjentów nie było nikogo, ale w sumie co się dziwić jest  5.25

To ty #TOM IIWhere stories live. Discover now