10. śniadanie

68 10 0
                                    

Gdy tylko znalazłem się w swoim pokoju, zamknąłem i zjechałem po nich jak to mam w zwyczaju. Dlaczego on mnie w ogóle przytulił. Przecież on się tak nie zachowuję, nie wiem może tylko mi się wydawało? Już sam nie wiem...

Postanowiłem się trochę upewnić i zobaczyć, czy nadal jest on przy drzwiach, lub w ich okolicy.

Wyszedłem z swojego zakamarku. Powoli i ostrożnie wyjrzałem za ściany. Na korytarzu go nie było, więc zacząłem się skradać w kierunku schodów. Nadal tam był, stał a bardziej wpatrywał się w ulice, paląc cygara. Zastanawiałem się trochę, czy nie jest mu zimno. Stoi tam w bokserkach i trochę przy dużej koszulce. Ja sam zapomniałem z tego wszystkiego zdjąć kurtki i mam ją dalej na sobie.

Nawet nie wiem kiedy, ale Tord odwrócił się i zniknął mi z oczu.  Może po prostu poszedł do kuchni, lub coś w tym stylu.

Tym razem zastanawiałem się, czy nie iść znowu się upewnić czy tam jest, ale pytanie po co.

Nagle poczułem czyjąś rękę na moim ramieniu.

-Wszystko dobrze?-Zapytał komunista ziewając w trakcie.- Nie wyglądasz najlepiej Jechovo, masz gorączkę? Źle się czujesz?-Zapytał zmęczonym głosem.

Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, a on przyłożył mi swoją rękę do mojego czoła. Nie powiem najprawdopodobniej znów byłem cały czerwony.

-Chyba powinieneś się położyć, ale przed tym zdjąć tą kurtkę.- Byłem zdziwiony jego zachowaniem, czy aby na pewno był to Tord? Już sam nie wiem, może jestem. Jest zbyt... Opiekuńczy, miły? Ehh może po prostu alkochol miesza mi w głowie i tyle.

-Zdejmij ją. Nie dość, że zniknąłeś nie wiadomo gdzie to jeszcze nie było ciebie do trzeciej w nocy. A na dodatek wracasz cały przemoczony i chyba przeziębiony.

Rosunąłem suwak, a następnie zdjąłem z siebie kurtkę. Gdy tylko miałem ją w rękach i chciałem ruszyć w stronę wieszaka, karmelkowo włosy wyrwał mi ją i wyręczył mnie w tym co chciałem zrobić.

-Idź się położyć.- Wydał kolejne polecenie, bardzo stanowczo to powiedział, jakby miał w tym takie doświadczenie, że gdy on coś powie to nikt nie ma odwagi zaprotestować.

Poszedłem do swojego pokoju i zdjąłem jakąś część ubrań, tak że zostałem tylko w bieliźnie i koszulce z nadrukiem "ska-band".  Następnie popatrzyłem w kierunku mojego łóżka. Było one całe rozwalone, najprawdopodobniej kiedy wychodziłem, po prostu nie chciało mi się go pościelić.

Szczerze, tak mnie głowa boli, że zaraz  nie wytrzymam. Chyba znowu się zamyśliłem, bo czyjś głos sprowadził mnie na ziemię:

-Co tak stoisz, nie umiesz położyć się spać.- Powiedział dość głośno, a po chwili dodał- Mam Ci pomóc, czy co?

Słysząc to, od razu mnie zamurowało, ale po chwili mu odpowiedziałem na jego durne pytanie:

-Wywalaj.-Zwięźle i na temat, ale nie powiem byłem trochę zmieszany.

On tylko na to dziwnie się uśmiechnął, po czym odwrócił się i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

Zostałem sam w pokoju. Ehh chyba nigdy nie zrozumiem jego toku myślenia. Jest on taki ... inny, sam nie wiem dlaczego... Chyba serio się dziwnie czuję, jak najszybciej powinien się położyć. Po upływie nawet nie, dwudziestu sekund rzuciłem się na łóżko. Pociągnąłem głęboki wdech, a następnie wydech. Leżałem tak trochę, głową w poduszce. Przyznam, że nie jest to najwygodniejsza pozycja. Nawet nie miałem już siły jej zmienić, ale w końcu się ruszyłem, odwracając się w lewą stronę, tak, że leżałem na prawym ramieniu, mając głowę skierowaną w stronę okna. Zamknąłem oczy, alby chociaż spróbować oddalić się w krainy Morfeusza.

***

Obudziłem się jakoś około czternastej. Przyznam, że Edda u mnie w pokoju nie było. Pewnie zauważył, że śpie twardym snem i mnie nie obudzi. Pamiętam, że wczoraj poznałem jakiegoś typa, który postawił mi drinka, czy coś w tym stylu. No chyba miał na imię... Kurwa nie pamiętam. Ehh no trudno.

Teraz tylko czy jak, wstanę i wyjdę z pokoju, to czy Edd mnie zabije. Film mi się urwał jakoś w barze, ale kiedy dokładnie to nie wiem. Też w sumie się zastanawiam jak dostałem się do domu, może nie zamknęli na noc? Nie Edd zawsze pilnuję, aby je zamknąć. Może oknem wlazłem.

Ale chyba to już nie jest ważne, bo przecież to już przeszłość, a liczy się dziś i jutro, nie?  Co do teraz, chyba powinien coś zjeść, może jest szansa, że przeżyje, tylko jak to zrobie to nie wiem.

Zszedłem po schodach na dół. W kuchni stał Edd. Trochę zniechęciłem się faktem, że zaraz będzie mnie opierdzielał za wczoraj. W końcu on zakazał mi wczoraj wychodzić z domu. Jednak zdziwiłem się, kiedy ten odwrócił się i zapytał:

-Czy się lepiej czujesz?

Nie powiem, zdziwiłem się. W takim razie co się stało, czy to o co się zapytał mnie ma związek z wczoraj? Ehh naprawdę nie wiem.

Przemilczałem odpowiedź na to pytanie, tylko spojrzałem fanu coli w oczy. Zamknąłem, a moją głowę opanowały myśli, a głównie pytania.

Na ziemie przywróciły mnie dalsze słowa bruneta:

-To co, chcesz coś na śniadanie?- Zapytał

-No chyba tak-Wymruczałem pod nosem. Na to Edd tylko posłał mi uśmiech, a pózniej dodał-  A co naleśniki?

-Mogą być.-Odpowiedziałem.

Po jakimś czasie fan coli znów mnie zawołał. Tylko gdy przyszedłem na stole leżały naleśniki. Tak nie ziemsko pachniały, że aż dało się poczuć ich smak. Wyglądały tak jakby były z jakiegoś snu.

Dzień dobry, dawno nie było rozdziału, za co przepraszam. Mam nadzieję, że ta część wam się spodobała. Nie ukrywam miałam małą przerwę jeśli chodzi o pisanie.
Jeśli macie jakieś pomysły, co mogłoby się zdarzyć w następnych rozdziałach to piszcie śmiało :3

SernikWhere stories live. Discover now