3. Spacer do baru

127 11 5
                                    

Wzbudziłem, się gwałtownie. Aż się zdziwiłem, bo byłem cały mokry, zachorowałem czy co, że tak spocony jestem? Szybko wstałem z łóżka i wziąłem, z szafy czarne rurki, bieliznę, niebieską bluzę i pomaszerowałem w kierunku łazienki. Nie pamiętam dokładnie co mi się śniło, ale to chyba ważne nie było.

Zauważyłem, że nie ma nigdzie zapalonego światła, czyli pozostali pewnie jeszcze śpią. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Zapaliłem częściowo światło, po czym rzuciłem ubrania na podłogę. Popatrzyłem się w lustro i ujrzałem nie wyspanego, z worami pod oczami, siebie. Zabawne co przecież bym mógł zobaczyć? Zdjąłem co miałem na sobie i wskoczyłem pod prysznic. Poczułem lodowate kafelki, a woda jak zawsze na początku była zimna. Pośpiesznie przekręciłem w stronę cieplejszej wody. Zbytnio nie myśląc, wziąłem do ręki jakikolwiek płyn. Myjąc się nim, skapnołem się, że to płyn rudego. Ehh no przez najbliższy czas będę pachnieć fiołkami. Oby tylko się nie zorientował, że "zmarnowałem" jego żel. No trudno, w zasadzie to mam na to wywalone. Przecież raz się żyje.

Gdy tylko cały się odświeżyłem, sięgnąłem po czysty ręcznik. Gdy już byłem suchy, ubrałem ubrania, które wyjąłem z szafy. Znów popatrzyłem w lustro... Nic ciekawego. Odwróciłem się i wyszedłem z łazienki po czym właściwie nie wiedziałem co zrobić. Poszedłem do mojego pokoju.

Natomiast gdy tylko wparowałem do pokoju, zauważyłem bałagan. Nie pamiętam dokładnie, co robiłem wczoraj i dlaczego jest tu taki bałagan. Ehh no wpadłem na pomysł, aby trochę chociaż doprowadzić to miejsce do ładu.

***

Po około 15 minutach, wyglądało to trochę lepiej. Nie chcąc mi się zupełnie siedzieć nad tym, ani chwili dłużej walnąłem się znów na łóżko. Patrząc się w sufit próbowałem sobię przypomnieć, o czym śniłem, ale niestety na marne. Do głowy mi nic nie przychodziło, ale tak dosłownie nic. Nawet nie wiedziałem co mam zrobić. ... W końcu doszedłem do faktu, że może wypadało by sprawdzić, która jest godzina. Czy w ogóle opłaca się iść spać? Pośpiesznie sięgnąłem po telefon, który odrazu odpowiedział mi na pytanie. Była 5:27, była to wczesna godzina. Tak wczesna, że postanowiłem się zdrzemnąć. Szybko odłożyłem telefon, i po pewnym czasie odpłynąłem ze świata rzeczywistego do krain Morfeusza , znowu....

-TOOM ILE MOŻNA SPAĆ JEST DWUNASTA, NIE ŻARTUJ SOBIE ZE MNIE I ZŁAŹ NA DÓŁ- krzyknął wkurwiony Edd, a po chwili dodał.-Budzę cię już od godziny Tooom!

Chciałbym jeszcze trochę pospać. Pomyślałem.
-Edd nooo daajj mi jeszcze trochę pospać, no.- Mruknąłem

Niespodziewając się Edda w moim pokoju, znów zamknąłem oczy. Nagle on ściągął ze mnie kołdrę z zdziwioną miną, wymagającą się tłumaczeń, popatrzył się na mnie. Zastanawiało mnie o co mu chodzi, ale po chwili przypomniało mi się, że przecież jestem w codziennych ubraniach. Pewnie o to mu chodziło. Tylko pokierowałem wzrok w jego stronę i patrzyłem tak z kilka sekund, a następnie zamknąłem je.

-Tom, co się dzieje, wszystko dobrze?- Zapytał Edd. W jego głosie słychać było zmartwienie. W zasadzie nawet nie wiedziałem, jak mogłem mu odpowiedzieć. Postanowiłem po krótkim namyśle odpowiedziałem zwięźle i na temat.
-Tak- To prawda skłamałem. Mówiąc szczerze, nie czułem się najlepiej, ale z drugiej strony po co zamartwiać Edda?
Chyba nie była to jakaś wielka zbrodnia, nie?

-Po co kłamiesz, widzę, że o nie tak. Powiedz mi o co chodzi, Tom..- Yhh wydało się i co ja mam powiedzieć, że co? Nie pamiętam nadal co mi się śniło, ale widocznie trochę się tego bałem.

-Miałem koszmar i obudziłem się w nocy, nic mi się nie stało, Edd.- Burknąłem

-Na pewno? Wyglądasz jakbyś widział swoją własną śmierć... Może masz gorączkę.- Po tych słowach Edd przyłożył mi do czoła swoją dłoń. - Tom, chyba jej nie masz, ale masz trochę cieplejsze czoło...- Mówił szybko brunet, nawet nie dał mi dojść do słowa.- Zostań w łóżku zaraz przyniosę kanapki z żółtym serem, pasuję?- Nie czekał, na moją odpowieć a odrazu wyszedł z pokoju. Edd czasami jest trochę za bardzo opiekuńczy.

Sam fakt że mam zostać w łóżku, poprawił mi trochę humor, ale z drugiej strony planowałem przejść się dziś do baru, a to trochę pokrzyżuje moje zamiary.
Po prostu może wymknę się z domu i tam pujdę. Na dworze nie jest za ciepło, a wręcz jest ziąb.

Po jakiś pięciu minutach, wrócił Edd z kanapkami z żółtym serem. Położył je na szafce nocnej, a następnie powiedział, ab je znadł. No co wiąłem jedną kanapkę i zacząłem je jeść, na oczach fana coli, ten się uśmiechną i wyszedł. Znów zostałem sam. Nie żeby jakoś źle to przeżywał, wkońcu lubię samotność, prawda?

***

Chyba już zbliżała się czternasta. Postanowiłem wstać, bo przecież nie przeleżę całego dnia w łóżku. Wstałem, przeciągnąłem się i ruszyłem w stronę drzwi. Pociągnąłem klamką w dół i wyszedłem z pokoju. Pokierowałem się w strone schodów. W między czasie moje myśli, skakały po obłokach w mojej głowie. Można powiedzieć, że trochę nie kontaktuje z rzeczywistością.

Gdy już byłem w salonie, rzuciłem się na czerwoną sofę. Po czym sięgnąłem po pilota, który znajdował się na oparciu kanapy. Ułożyłem się wygodnie i zacząłem serfować po kanałach telewizyjnych, szukając czegoś przyciągającego uwagi. Nic niestety niestety nieprzkuło mojego zainteresowania. Więc wstałem i rosprostowałem nogi. Edda chyba gdzieś wcieło, tak samo jak rudo włosego. Może znowu pojechali do sklepu? Ehh w sumie łatwiej zwiać, nie? Jest czternasta ale to chyba nie przeszkadza, pospaceruję się po parku i tyle. Wcześniej tam nie pójdę, bo przecież otwiera się dopiero o 15 i działa do 8, wiem dziwne godziny otwarcia, ale to nie ja ustalałem. Skoro o tak nie mam co robić to napiszę na kartce, że wychodzę i aby się o mnie nie martwili. Zgodnie z pomysłem zrobiłem, a następnie udałem się do swojego pokoju po telefon i jakiś chais. Bo w końcu trzeba jakoś kupić Smirnoff'a, nie?
Inaczej mi go nie dadzą, a nie napiję się w domu, gdyż Edd będzie na mnie wrzeszczeć.

Po pięciu minutach wyszedłem z domu, zostawiłem kartkę przyklejoną do telewizora, napewno ją znajdą. Nie zapomniałem kurtki, więc jest dobrze, bo nie jest, aż tak zimno. Wielkimi krokami zbliża się zima, zimna zima.

Spacerując wzdłuż ciągnącej się ulicy, pokierowałem się w stronę parku. Park jak park, dużo drzew, chodniki, pojedyncze ławki, jak i czasem jakieś zwierzę np. wiewiórki, różne ptaki i inne, rzadziej spodziewane. Na gałęziach drzew pozostały pojedyncze liście, które ledwo się ich trymają. Jak to końcówka jesieni, albo małe ilości śniegu, lub jego pozostałość. Bo zawsze śnieg, nawet jeśli sypie dużymi płatami, to przecież za chwilę te się rozpuszczają.

Po jakimś czasie, usiadłem na jakiejś starej, wilgotnej ławce. Zacząłem wpatrywać się przed siebie, tak trochę bezsensu.

Nawet bardzo odpłynąłem z tego miejsca, myślami. Znalazłem się też w .... jakimś parku, bardzo podobnym do tego. Różnicą tego było to, że do okoła mnie było ciemno. Tylko pojedyncze lampy błyskały, słabym i żółtawym światłem. Nademną nie bo było pokrytę gwiazdami, małymi i świecącymi. To miejsce przyprawiało trochę o dreszcze. Z nikąt zobaczyłem jakąś postać z rogami, potchodziła do mnie...

Z tego transu wybudził mnie dwonek telefonu. Dwonił do mnie Matt. Odebrałem.

- Tim, gdzie ty jesteś??- zapytał rudowlosy, ciągle przekręca on moje imię, a ja go zawsze poprawiam, tak samo jak teraz.

-Tom, jestem na spacerze, kiedyś wrócę.-
Powiedziałem do rudzielca, po czym rozłączyłem się. Nawet nie skapnołem się, że już jest jakieś pietnaście minut po osiemnastej. Bardzo szybko mineło, za szybko. Chyba serio, jakoś nie kontaktuję się z rzeczywistością. Trudno życie.

Sernik [Tordtom/Tomtord]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz