1

20 1 0
                                    

Stał w białym korytarzu przed drzwiami do sali, w której przed chwilą zniknęła jego ukochana siostrzyczka. Lekarze zabronili mu do niej wchodzić pod groźbą wezwania ochrony. Normalnie nie przejąłby się tym gadaniem, ale dziś było inaczej. Bo dziś nie mógł już więcej ryzykować. To była jego wina. To przez niego ona tam teraz leżała, a on stał tutaj i nie mógł nic zrobić. 

Z ponurych rozmyślań wyrwało go lekkie szturchnięcie w ramię. Wzdrygnął się i odwrócił gwałtownie w stronę pielęgniarki, która cofnęła się przestraszona kilka kroków. Spuściła wzrok i wzięła głęboki oddech.

- Czy... - odchrząknęła zerkając na niego niepewnie. - Czy jest pan krewnym pacjentki?

- Tak - odparł cicho. Jego głos brzmiał obco, a gula w gardle nieprzyjemnie dławiła. Młoda kobieta skinęła głową i podała mu jakieś papiery.

- Trzeba wypełnić te dokumenty - powiedziała delikatnie zamyślając się na chwilę. Rozejrzała się po korytarzu skanując uważnym spojrzeniem pozostałych obecnych  i zapytała - Chce pan żebym przyniosła jakieś leki na uspokojenie? Dla pana, albo dla kolegów?

Pokręcił głową niezdolny do wypowiedzenia żadnego słowa. Czuł, że jeśli to zrobi, nie zdoła dłużej powstrzymać łez. A nie mógł teraz płakać. Musiał być silny. Dla niej.

- Więc może po kogoś zadzwonię? - nie odpuszczała ciągle zerkając na osoby siedzące za nim.

Również odmówił. Kobieta była miła, ale on nie chciał jej współczucia. Chciał, żeby już sobie poszła. Zerknął na nią i wziął do ręki podkładkę z dokumentami oraz długopis. Próbując zignorować drżenie rąk wypełnił jej jak najszybciej i oddał pielęgniarce. Gdy pospiesznie się oddaliła wyciągnął z kieszeni telefon wybierając odpowiedni numer. Po kilku sygnałach w słuchawce rozległ się głos jego ojca, a on zamarł jak sparaliżowany.

- Halo? - nie odpowiedział. 

Nie potrafił wykrztusić słowa, choć bardzo chciał. Otwierał usta i natychmiast je zamykał, jakby zapomniał jak się mówi.

- Halo? - powtórzył ojciec. W jego głosie usłyszał zaniepokojenie. Wziął głęboki wdech i niemal wyszeptał.

- Tato?

- Kai, wszystko w porządku? Coś się stało? - napięcie nadal było wyraźnie słyszalne. Zamknął oczy i odpowiedział ponownie powstrzymując łzy.

- Nya jest w szpitalu. 

W słuchawce zapanowała cisza przerywana jedynie jego nierównym oddechem. Kiedy już zaczynał myśleć, że tą informacją przyprawił ojca o zawał ten wreszcie przemówił.

- Gdzie jesteście?

Podał szybko adres mocniej ściskając telefon w spoconej dłoni i rozłączył się błagając, by razem z mamą przyjechali jak najszybciej. Schował urządzenie i cofnął się wpadając na ścianę, po której osunął się nie spuszczając wzroku z tych przeklętych drzwi. Zerknął kątem oka na Lloyda rozmawiającego przez telefon, najpewniej z mistrzem Wu albo z Misako. Obok niego siedział Zane z opuszczoną głową. Na przeciwko nich stał Cole oparty o ścianę mocno zaciskając pięści. Jay chodził w tę i z powrotem ze skrzyżowanymi rękami, aż w końcu zaprzestał tego ciągłego marszu i usiadł tuż obok niego. Wszyscy mieli na twarzach wyraz strachu i niepokoju. Zdawało mu się nawet, że słyszy jak Lloyd pociąga nosem również powstrzymując łzy. 

Jego rodzice wpadli jak burza do szpitala rozglądając się po korytarzach w napięciu. Gdy wreszcie ich dostrzegli puścili się biegiem w ich stronę.

- Co z nią?! - wykrzyknęła jego mama dobiegając do grupy ninja. Widząc w jakim stanie znajduje się jej jedyny syn uklękła przed nim i dotknęła jego policzka. - Kai, co się stało, co z nią?

W jej głosie było tyle bólu i strachu, że miał ochotę wyć z rozpaczy i poczucia winy. Spojrzał na stojącego za nią ojca, który gładził ją uspokajająco po ramionach. Jego twarz była spięta w oczekiwaniu na odpowiedź syna. Ale on nie potrafił im nic powiedzieć. Zacisnął powieki i pochylił głowę ciągnąc się za włosy. Tak bardzo chciał ich przeprosić, a mimo to wszystkie słowa grzęzły mu w gardle.

Słyszał kolejne kroki i pytania. Podniósł głowę zerkając na nowoprzybyłych. Mistrz Wu podszedł do niego i Jaya kładąc mistrzowi błyskawic rękę na ramieniu w geście pocieszenia. Misako w mgnieniu oka znalazła się obok Lloyda przyzywając gestem też Cole'a, a Pixal kucała przed Zanem pytając go co się stało. Po tym zapadła wręcz grobowa cisza. Żaden z nich nie potrafił odpowiedź. Kai nie wiedział, czy nie chcieli tego robić, czy tak jak on bali się wybuchnąć płaczem na szpitalnym korytarzu. Milczenie przerwał dopiero mistrz ziemi.

- Miał miejsce pewien...incydent - powiedział ostrożnie dobierając słowa, które z trudem przechodziły mu przez gardło. Przełknął ślinę i kontynuował nie patrząc na nikogo. - Ona....Ona oberwała w brzuch i straciła sporo krwi, a potem...

- Dostała w głowę i zemdlała - dokończył cicho Zane. 

W tamtej chwili żadne z nich nie było w stanie nawet wymówić jej imienia. Kai ponownie pochylił się nie patrząc na nikogo. Czuł obejmujące go ramiona matki i słyszał stęknięcie ojca siadającego między nim a Jayem. Skulił się drżąc jeszcze bardziej. Zawiódł. To przez niego do tego doszło. 

Nagle do sali wpadły dwie pielęgniarki i jakiś lekarz. Krzyczeli do siebie wydając polecenia i podając jakieś parametry. I wtedy przez szparę w zamykających się drzwiach ujrzał coś, co dosłownie zmroziło mu krew w żyłach.

Nad Nyą podłączoną do masy dziwnych urządzeń i jakichś kroplówek stał lekarz z defibrylatorem. W tej jednej chwili zrozumiał, co się właśnie wydarzyło.

Serce jego ukochanej siostrzyczki stanęło.

Jej Chłopcy | Ninjago |Where stories live. Discover now