18. Nate i Diana.

20 4 19
                                    

Cisza miała w sobie ogromną moc. Potrafiła przywoływać, pobudzać, a co najgorsze - niszczyć. Miała w sobie tę tajemną, wręcz pradawną siłę, która dawała jej możliwość rozłupania ludzkiej skorupy i dorwania się do źródła, czyli serca. Rozrywała od środka przez napięcie, jakie potrafiła wywołać. Wpełzała pod skórę, szczypiąc do udręki, doprowadzając do szaleństwa wywoływanego niepewnością. Była destrukcyjna, a wyniszczała samą sobą, właśnie tym brakiem dźwięku, sygnału, który by pobudzał. Cisza pomiędzy ludźmi mogła zwiastować wiele, ale jak na nieszczęście, była główną przyczyną bólu. Przecież właśnie przez nią człowiek zadawał sobie wiele pytań, na które nie mógł dostać odpowiedzi od drugiej osoby. I wraz z tym wprowadzano do życia szaleństwo, wewnętrzną rozpustę myśli, których nie dało się zagłuszyć niczym innym. Bo w końcu cisza dookoła je przerastała. Pozostawiała po sobie tę pustkę, którą każdy omijał. Nikt w końcu nie chciał ginąć w poczuciu samotności, która z nią przychodziła.

Wiele osób krzyczało, ale jeszcze więcej nie zostało wysłuchanych.

Mnóstwo szeptały, ale ich głos cichł w przestrzeni.

Pozostała jedynie dręcząca cisza.

Pełzła w świecie, zakorzeniając się w najmniej odpowiednich miejscach, jakby szukała ofiar. Nawet w świetle czarujących gwiazd potrafiła roznieść się w każdym pomieszczeniu i siać ziarno niewiedzy, które przykrywało ciche pytania i niedopowiedzenia. A ono za sprawą ciszy rosło, rosło i rosło, aż było za duże, żeby je pominąć, więc zaczęło przeszkadzać. Tworzyło przepaście między ludźmi, stawiało niewygodne pytania czy oddalało od siebie pisanych sobie. Było pomiotem ciszy, bo w końcu od początku ona była głównym problemem.

Z resztą nawet jeśli wszędzie było głośno, ona wciąż była nieustępliwa. Rozmowy i śmiechy mogły być codziennością dwójki wspaniałych ludzi, co nie oznaczało, że między nimi nie było ciszy. Bo mogła ona występować jako jeden, malutki temat omijany szerokim łukiem. Już wtedy szukała zwady, zaczepnego punktu. A gdy się w końcu zagnieździła i uznała, że jest to odpowiednie pod każdym względem miejsce, siała spustoszenie.

Miałam dziwne wrażenie, że mając do wyboru jakiekolwiek miejsce na świecie, wybrała właśnie jeden z hotelowych pokoi w Fort Myers, w stanie Floryda. Bo wyczuła w tym miejscu na ziemi straszną złość pomieszaną z goryczą, nie wiedzą, a na samym końcu z niedopowiedzeniami, bo je kochała najbardziej. Dlatego osiedliła się w starej, skórzanej kanapie o paskudnym odcieniu brązu. W niewielkim telewizorze, który co chwilę się zacinał. W skrzypiących, ciężkich drzwiach i ciemnych ramach okien. W lampach, które rzucały żółte światło. Może nawet w bukiecie pięknych, białych lilii na stole, którego przed wyjściem nie widziałam. W jednej chwili tego nie czułam, a w drugiej odnosiłam wrażenie, że wszystko w pomieszczeniu nosiło jej imię. Przytłaczała mnie ta cisza, od której robiło się aż niedobrze. Will w końcu przestał próbować odwrócić uwagę Nate'a od drzwi, Luke o dziwo nawet nie drgnął, a Celeste jedynie głośno oddychała. Ja za to stałam w miejscu, nie wiedząc, na czym skupić wzrok. Czułam, jakby wszystko tutaj wciąż było przepełnione wypowiedzianymi w złości słowami i słowami, które chociaż paliły skórę, były faktami. Diana nawet nie wiedziała, że wychodząc, pozostawiła po sobie jeszcze długą nić niezgody i bólu, którego nie pokazywał po sobie Nate. Ale przecież nie było trudno odgadnąć.

Stał w miejscu, nie spuszczając wzroku z drzwi, jakby miał nadzieję, że w jednej chwili znowu się otworzą, a Diana wbiegnie do środka, mówiąc cokolwiek, co chciałby usłyszeć. Znając jego miłość do brunetki, w głowie wyobrażał sobie, co by było, gdyby dało się cofnąć czas. Byłam przekonana, że gdyby mógł, zrobiłby to bez wahania. Jednak nie było takiej możliwości, więc bez życia stał na środku salonu, a ja miałam wrażenie, że obserwuje jak owe życie z niego ucieka. Kropelka po kropelce wszystko, co dobre, go opuszczało i nie było tutaj nikogo, kto byłby w stanie znowu złożyć go w całość, ponieważ Diana była daleko, a poza nią... cóż, nie było nikogo.

Beauty Of The WanderingWhere stories live. Discover now