Rozdział III cz. 1

399 97 245
                                    

Słyszę je. Słyszę bicie swojego serca, które już od tak dawna pozostawało w bezruchu. Czy to aby możliwe, czy to może złudzenie? To musi być przebłysk ulotnej nadziei, albo pierwsza oznaka szaleństwa. Czekam, aż zamilknie, lecz nie daje za wygraną. Uparcie pulsuje, jakby budziło się do życia, lecz nagle zaczyna przyspieszać. Czuję, potwornie bolesny ucisk w klatce piersiowej. Słyszę krzyki ludzi i mógłbym przysiąc, że nawet widzę ich twarze wykrzywione w grymasie bólu. Nie wiem co trudniej mi znieść, cierpienie, czy poczucie winy? Serce dudni i łomoce coraz szybciej, aż w końcu pęka i rozpada się na miliony kawałków. Znowu zapada głucha cisza, towarzysząca mi przez wszystkie te lata stagnacji.

***

Powoli zaczęłam wstawać, ale strasznie kręciło mi się w głowie, więc musiałam przytrzymać się ściany, by złapać równowagę. Wszyscy byli jeszcze nieprzytomni, tylko Zaza krążyła niespokojnie po grocie, a Hugon zawzięcie trącał swoją panią nosem

— Milena, ocknij się. — Potrząsnęłam nią lekko, ale w ogóle nie reagowała. Chwiejnym krokiem podeszłam do brata, który leżał kawałek dalej, z rozciętą głową. Musiał uderzyć się o ścianę upadając. — Michał. Braciszku! — Położyłam mu palce na szyi w poszukiwaniu pulsu, ale nie mogłam go wyczuć. Rozcięcie nad skronią nie było aż tak duże, by wyrządzić mu krzywdę, ale zaczynałam wpadać w panikę. Po chwili poruszył się i otworzył oczy, a rękę przycisnął do skaleczenia na głowie.

— Co się stało?

— Nie wiem, ale żyjemy, a potworów tu nie ma. Wstawaj. Musisz mi pomóc obudzić resztę.

Pociągnęłam go za ramię i pomogłam stanąć na nogi, ale minęła chwila, nim złapał równowagę. Z ulgą zobaczyłam, że wszyscy zaczynają się budzić. Wszyscy poza Siwym, który leżał bezwładnie na kamiennej posadzce. Myślałam, że nie żyje, lecz gdy tylko zbliżyłam się by to sprawdzić, zaczął się poruszać. Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy jako ostatni otworzył oczy i uniósł się do siadu.

— To był jakiś wybuch? — zapytała Milena.— Tak strasznie dzwoni mi w uszach.

— Niemożliwe — zawyrokował tata. — Nigdzie nie ma ciał tych stworów. Odłamków skał. Zresztą, wybuch zawaliłby grotę na nasze głowy.

— Może się wystraszyły i uciekły — stwierdziła mama, rozmasowując stłuczone ramie.

— Ta brama zniknęła — zauważył Michał i wskazał na pustą ścianę. Podszedł do niej bliżej i przyjrzał się dokładnie. — Hmm, chyba nadal tu jest, bo widać w ścianie te dziwne znaki. Po prostu przestały świecić.

— Wyjdźmy stąd i rozejrzyjmy się po okolicy. Zbierzcie swoje rzeczy — polecił tata i chciał schylić się po swoją strzelbę. — Chyba zabrali mi broń.

— Wszystko zniknęło — odparła Milena, rozglądając się dookoła. Faktycznie, dopiero teraz zauważyliśmy, że naszych plecaków nie było. Zostało nam tylko to, co mieliśmy na sobie przed wybuchem, a także łuk Mileny i nóż Michała. Chyba tylko dlatego, że po prostu w czasie eksplozji trzymali je w dłoniach.

Rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę, po śliskich kamiennych schodach. Po pewnym czasie wyszliśmy na zewnątrz przez wąską szczelinę w ścianie. Oślepiło nas słońce, więc zdałam sobie sprawę, że musiało minąć wiele godzin, podczas gdy my byliśmy nieprzytomni. Kiedy nasze oczy przystosowały się do jasnego światła poranka, spostrzegliśmy zmiany, jakie zaszły w otoczeniu. Owszem znajdowaliśmy się na tej samej polanie z rzeką płynącą przez jej środek, jednak na szczycie skał, wyrzeźbiony był kamienny posąg przedstawiający tę samą bramę, która eksplodowała na dole. Las, który nas otaczał był dużo wyższy, a drzewa o wiele grubsze. Niektórych z nich, nigdy nie widziałam na oczy. Pomyślałam, że tak musi wyglądać dżungla, z lianami i wijącymi się pnączami, okalającymi rośliny. Na łące, wzdłuż rzeki rosły jakieś dziwne kwiaty wodne. Wyglądały jak lilie, z szerokimi zielonymi liśćmi i fioletowymi kwiatostanami, były wielkie i sięgały mi niemal do ramion.

Pomiędzy Światami - Tom I: Przebudzenie animaga.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz