Rozdział 31

4.8K 433 20
                                    

Lilly
Odczekałam kilka minut, by mieć pewność, że na pewno odjechał i wyszłam ze swojej kryjówki

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Lilly

Odczekałam kilka minut, by mieć pewność, że na pewno odjechał i wyszłam ze swojej kryjówki. Czułam się jak zbieg, który nie może poruszać się swobodnie nawet na własnym terenie, żeby nie zostać schwytaną w nieprzyjazne sidła. Jak zaszczute zwierzę, nie mające już swojego miejsca.

Prędko udałam się do swojego mieszkania i w popłochu pakowałam najważniejsze rzeczy. Trochę ubrań, kosmetyki, pieniądze. Włożyłam na siebie czarny dres, a na stopy wsunęłam sportowe buty. Włosy związałam w ciasny kucyk i schowałam pod kapturem. Miałam pecha, że moje włosy były tak charakterystyczne, że byłam widoczna z daleka.

Kiedy jedna z moich walizek była już wypchana po brzegi i próbowałam ją dopiąć, drzwi mieszkania otworzyły się z takim hukiem, jakby ktoś je wyważył. Prędko poderwałam się na nogi i złapałam za jakiś wazon, żeby rzucić nim we włamywacza.

Wybiegłam z sypialni z krzykiem i zderzyłam się z twardym, męskim ciałem. Natychmiast zostałam przytrzymana za ramiona, a wazon spadł na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki.

– Dokąd to, wściekły rudzielcu? – zawarczał.

Podniosłam wzrok i ujrzałam Matta.

– Co ty tu robisz? – wycedziłam i go odepchnęłam.

– Nie jesteś aż tak przebiegła, jak ci się wydaje – parsknął. – Musimy pogadać – dodał i rozsiadł się w salonie.

– Chyba kpisz – wysyczałam, czując, jak narastała we mnie furia. – Zresztą... – Machnęłam ręką, szybko złapałam za swoją torebkę i po prostu skierowałam się do wyjścia. Chciałam uciec od tego wszystkiego, a rozmowa z którymkolwiek O’Neillem była ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę.

Nagle poczułam silne szarpnięcie w tył, a kiedy chciałam zacząć krzyczeć, moje usta zostały zamknięte przez wielką dłoń.

– Wysłuchasz mnie, a później rób, co chcesz – warknął i popchnął mnie brutalnie na kanapę. – Nie przywykłem do tego, żeby za kimkolwiek się uganiać, a już tym bardziej nie za laską mojego brata, więc z łaski swojej nie wkurwiaj mnie i słuchaj! – ryknął, a ja zastygłam.

Dotąd myślałam, że Matt jest spokojnym, wyluzowanym gościem i nigdy nie podejrzewałabym, że mógłby pokazać aż taką wściekłość.

– Felicity nie...

– Nie chcę tego słuchać – przerwałam mu. – Kłamstwo macie we krwi – wycedziłam i wstałam. – A teraz wynoś się z mojego mieszkania i zejdź mi z drogi.

Zmierzył mnie wściekłym spojrzeniem i westchnął.

– Nie wiem, jak on z tobą wytrzymuje – syknął. – Ty w ogóle wiesz, czym jest rozmowa? Zdrowe relacje, w których pozwala się na jakieś wyjaśnienia? Czy od razu wydajesz wyrok, nie mając pewności, że ktoś jest winien?

– Gówno o mnie wiesz! – wykrzyknęłam i wymierzyłam w niego wskazujący palec. – Całe pierdolone życie wysłuchiwałam pieprzonych usprawiedliwień, które były kłamstwami i już nigdy nie popełnię tego samego błędu!

Matt zrobił zaskoczoną minę i zbliżył się o krok.

– Nie podchodź do mnie! – ryknęłam na całe gardło. – Nie zbliżaj się! – dodałam płaczliwie, a po moich policzkach znów popłynęły łzy. Gardło ścisnęło się boleśnie, a umysł opanowała mgła. Byłam na skraju.

Zostałam złamana.

– Chryste... Kto cię tak skrzywdził, dziewczyno? – szepnął i nerwowo przeczesał włosy, po czym uniósł ręce, jakby chciał mi pokazać, że nic mi nie zrobi.

– Nie mam pojęcia, jak wyglądają zdrowe relacje, bo dotąd spotyka mnie wyłącznie trucizna – wykrztusiłam z trudem i poszłam po swoją walizkę.

Kiedy ciągnęłam ją z sypialni, Matt stał już przy drzwiach.

– Nie życzę mu źle – szepnęłam. – Tobie też nie. Ale po prostu... Dajcie mi spokój – jąkałam.

– Powiedz chociaż gdzie jedziesz – poprosił spokojnie, a ja zaśmiałam się gorzko.

– Do piekła – odparłam cicho i wskazałam mu drzwi.

Bez słowa przekroczył próg i wyszedł z mieszkania. Zamknęłam drzwi na klucz i spuściłam głowę.

– Było miło – bąknęłam, czując jak resztki mojego serca rozpadają się w pył.

Było miło, ale wszystko okazało się być mrzonką. Snem, z którego zostałam brutalnie wybudzona.

– Porozmawiaj z nim – mówił do moich pleców. – On nie jest żonaty, przysięgam. To tylko...

– Nieporozumienie – dokończyłam za niego. – Oczywiście – dodałam, kręcąc głową.

Nie mówiąc niczego więcej, zeszłam po schodach i ruszyłam w losowo wybranym przez siebie kierunku. Wyjęłam telefon, żeby wezwać taksówkę i zauważyłam kolejne połączenia i wiadomości od Grysona.

Nie rozumiałam, dlaczego jeszcze próbował się ze mną kontaktować. Kolejny raz przyszła mi do głowy myśl, że pewnie zależało mu, żebym go nie wydała. Jak wtedy.

Było mi przykro, że w to wszystko został wplątany ich dziadek. I chyba tylko do niego nie mogłam mieć pretensji. Wprawdzie to on popchnął mnie w ramiona swojego wnuka, lecz nigdy nie powiedział, że Grys nie ma żony. Chociaż on jeden nie próbował kłamać, tylko ze swoją przebiegłością zapewnił wnukowi rozrywkę w postaci kretynki, którą byłam. Którą jestem.

Zamówiona przeze mnie taksówka podjechała w miejsce, które wskazałam w aplikacji. Kierowca wysiadł i włożył moją walizkę do bagażnika. Matt minął nas swoim ryczącym wozem, ale już po chwili zatrzymał się z piskiem i cofnął. Stanął na środku drogi tak, by taksówkarz nie miał możliwości wyjechać z miejsca, w którym zaparkował, i wysiadł.

– Porozmawiaj z nim! – krzyknął w chwili, kiedy wsiadłam do samochodu i błagałam kierowcę, by w jakiś cudowny sposób ruszył. – Słyszysz, ty ruda, uparta jędzo?! – Uderzył kilka razy w drzwi, po czym zwyczajnie odszedł.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam w niekontrolowany sposób drżeć. Nie dlatego, że się wystraszyłam, a dlatego, że przywołał kolejne najgorsze wspomnienia.

Matka, po długotrwałym cyklu traktowania mnie jak gówno, podchodziła do drzwi mojego pokoju i również uderzała w nie z całej siły. Krzyczała, że to wszystko moja wina, a po chwili przepraszała.

Na końcu zaczynała płakać i wzbudzała we mnie litość, błagając o rozmowę, do której nigdy nie dochodziło. Nigdy nie chciałam jej łez, dlatego wychodziłam wówczas ze swojej kryjówki i wszystko natychmiast jej wybaczałam.

Zawsze karmiła mnie tymi samymi kłamstwami, a później historia się powtarzała.

Zepsuła mnie...

Teraz również czułam się winna, bo tak naprawdę wyłącznie ja ponosiłam odpowiedzialność za to, że kolejny raz dałam się oszukać. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie była mi potrzebna jakaś terapia, by przepracować wszystko to, z czym mierzyłam się przez długie lata. Może pomogłoby mi to zwalczyć tę cholerną naiwność i desperackie pchanie się w ramiona ludzi, którzy wykazywali wobec mnie ułamek zainteresowania.

Byłam jak cholerna ćma, lgnąca do światła. I choć powinnam wiedzieć, że się poparzę, za każdym razem ignorowałam tę świadomość. Finalnie moje skrzydła były doszczętnie spalone. Ja byłam wypalona...

– W porządku? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos taksówkarza. – Dokąd panią zawieźć?

– Na dworzec – szepnęłam.

One and Only #1 ✔️Where stories live. Discover now