Rozdział 4

6.7K 549 82
                                    

Gryson

Dwa tygodnie prób skontaktowania się z nią spełzły na niczym. Było mi głupio przed własną asystentką, która została wciągnięta w usilne przekonywanie małej, rudej i wściekłej lisicy, żeby przyjęła moją ofertę pracy.

Ostatecznie zatrudniłem na miejsce kierownika księgarni jakiegoś gościa, który ukończył tę samą uczelnię co ona i miał w sobie zalążek przywódcy, będącego w stanie zarządzać małym zespołem. Zrobiłem też kilka przerzutów ze starych punktów, żeby nowego miejsca nie otwierać z całkowicie niedoświadczoną ekipą. Szkolenie miało trwać miesiąc, a nowozatrudnieni zostali rozsiani po wszystkich moich księgarniach znajdujących się na terenie Nowego Jorku.

Obracałem w dłoniach szklankę z whisky, a kostki lodu uderzały o jej ścianki. Nie słuchałem, o czym rozmawiali moi kumple, podczas naszego cotygodniowego spotkania przy drinku. Od wielu tygodni moje myśli były skupione na czymś innym. Na kimś...

- Grys! - krzyknął Matt. - Nadal rozpaczasz?

- Pierdol się - odburknąłem.

- Rozpacza? - zainteresowali się moi kumple, a ja zacisnąłem pięści.

- Twierdzi, że to z naszej winy jego ruda zdobycz uciekła z hotelu - rzucił mój głupi brat i poklepał mnie po plecach.

- Oczywiście - prychnąłem. - Na pewno coś odwaliliście, skoro teraz nawet nie chce ze mną rozmawiać.

- A to nie miał być jednorazowy numerek? - pytał zgryźliwie Deryll.

- Stary, wyszła z pokoju jak spałeś. Raczej nie po to, żeby pogawędzić z nami na korytarzu, a po to, żeby spieprzyć, zanim ją zajedziesz! - rechotali. - Chociaż po nocy z wami dwoma, to pewnie miała problem z chodzeniem przez minimum tydzień.

Na te słowa zamarłem. Umarłem. Kurwa, pochłonęło mnie piekło. Spojrzałem na Matta, który miał równie zaskoczony wyraz twarzy co ja.

- Z nami? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

- No, a nie? Przecież wyszedłeś zaraz za nią w samych gaciach, podczas kiedy Gryson smacznie chrapał - mówił rozbawiony Todd. - Nam zabronił się do niej zbliżać, ale z bratem się podzielił - dodał z udawaną obrazą, a mnie zalała krew.

- Co wy pierdolicie?! - ryknąłem i uderzyłem pięścią w stół.

Zwróciłem tym uwagę niemal wszystkich ludzi, zgromadzonych w barze, w którym siedzieliśmy.

- Stary, ja byłem tak nawalony, że nawet przy takiej lasce jak ona by mi nie stanął. Pomyliłem w nocy pokoje i uwaliłem się tam, gdzie znalazłem kawałek miejsca - parsknął Matthew, a w mojej głowie wszystko zaczynało układać się w jedną całość.

Jeśli obudziła się, widząc w łóżku, oprócz mnie, też Matta, to wyciągnęła jednoznaczny wniosek. Stąd te jej zarzuty, jakobym dzielił się nią z kimkolwiek... Kurwa...

- Rano poszedłem do siebie, wy ją zaczepialiście. - Uniósł ręce i zrobił minę niewinnego szczeniaka.

- Coś jej zrobiliście? - zawarczałem.

- Nie tknęliśmy nawet palcem, nikt by się nie odważył narazić wielkiemu O'Neillowi - powiedział z powagą Todd. - Usłyszała tylko, jak mówiliśmy o tym, że miałeś udany wieczór kawalerski i odhaczyłeś całą listę. Zwyzywała nas od kutasów i uciekła - wyrecytował, a w moich żyłach zaczęła płynąć czysta furia.

- Wy naprawdę jesteście pojebani! Jaką, kurwa, listę?! - jęknąłem.

- Nooo, tę, którą robiliśmy na studiach - wyjąkał Deryll. Wszyscy widząc moją minę, najprawdopodobniej zrozumieli, jakimi idiotami się okazali. Nie miałem pojęcia, że tę głupią listę postanowią wprowadzić w życie po dziesięciu latach!

One and Only #1 ✔️Where stories live. Discover now