Rozdział 30

4.8K 450 27
                                    

Gryson

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gryson

– Lilly! – krzyczałem, przeczesując jej małe mieszkanie.

Wszystko niestety wyglądało tak, jak zostawiliśmy tego ranka. Jej walizki stały tam, gdzie wcześniej, z szafy nie zniknęły żadne rzeczy. Nie było żadnego śladu jej obecności. To jednocześnie dawało mi nadzieję, że nie wyjechała, i napawało strachem, że zapadła się pod ziemię i nie wiedziałem, gdzie jej szukać.

Mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącego połączenia. Nawet się nie łudziłem, że to ona. Na wyświetlaczu pojawił się numer Matta.

– Wydaj oświadczenie do mediów – powiedział od razu, kiedy odebrałem. – Ona musi wiedzieć, że ta zdzira nie jest twoją żoną.

– Myślisz, że będzie czytać artykuły na portalach plotkarskich? – prychnąłem i opuściłem jej mieszkanie. – Jest wkurwiona i zraniona, a to oznacza, że można spodziewać się po niej tak naprawdę wszystkiego.

– Ja się tym zajmę tak, żeby zobaczyła choć jeden – odparł. – A ty postaraj się ją znaleźć zanim zrobi coś głupiego.

To również mnie nie pocieszało. Lilly była impulsywna i jej główną formą obrony była ucieczka i całkowite zamknięcie się na wszelkie tłumaczenia. I choć kochałem ją całą, właśnie to chciałbym w niej zmienić.
Wsiadłem do wozu i ruszyłem tak naprawdę w nieznanym mi kierunku. Nie miałem pojęcia, gdzie jej szukać. Po raz kolejny wybrałem jej numer i ku mojemu zaskoczeniu tym razem usłyszałem długie sygnały. Jak jednak mogłem się spodziewać, nie odebrała. Następna na liście była jej przyjaciółka. Pomogła mi na początku, więc liczyłem, że i tym razem stanie po mojej stronie.

– Wyjechała – burknęła, od razu po odebraniu połączenia. – Do rodziców – dodała.

– Rozmawiałaś z nią?

– Tak, ty zdra...

– Nie! – przerwałem jej. – Felicity nie jest moją żoną! To cholerne plotki, których nie zdążyłem naprostować.

– Nie rozumiem, po co w ogóle takie plotki rozpuściłeś! Przecież to szczeniackie! – jęknęła, a gdzieś w tle słyszałem głos Derylla, mówiącego, że jestem idiotą.

Oczywiście, że nim byłem. W ogóle nie podejrzewałem, że moja niedawna chęć uchodzenia za żonatego faceta, w tej chwili przyniesie takie skutki. Na dodatek w momencie, w którym naprawdę pragnąłem się ożenić z tą rudą wariatką.

– To nie jest teraz ważne. Muszę ją znaleźć – mruknąłem.

– Już mówiłam. Wspominała, że pojedzie do rodziców. Chciałam ją powstrzymać przed tym głupim pomysłem, ale mnie nie słuchała. Dobiją ją jeszcze bardziej, a to może mieć opłakane skutki.

– Nie rozumiem – powiedziałem nieco zdezorientowany.

– Jej matka jest najgorszym człowiekiem na świecie – westchnęła.

– Adres – warknąłem. – Zabiorę ją stamtąd.

– W tym problem, że nigdy nie podała mi adresu swoich toksycznych starych. Wiem tylko, że mieszkają w Newtown Square – mówiła, jakby była znudzona.

– Przecież Lilly urodziła się w Filadelfii. Myślałem, że to właśnie tam mieszkają jej rodzice.

– Mieszkają w cholernym Newtown Square, a Lilly na pewno jest już w drodze, więc pakuj ten swój kłamliwy tyłek w auto i jedź za nią! – wykrzyknęła i się rozłączyła.

Jak, do cholery, miałem znaleźć ją w miejscu, którego nawet nazwy nie znałem?

Włączyłem nawigację i wpisałem nazwę miasteczka, które teraz stało się moim celem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, a słowa Abigail dodatkowo wzbudzały we mnie niepokój. Owszem, sam zauważyłem, że relacje Lilly z rodzicami nie były najlepsze, ale nazywanie jej matki najgorszym człowiekiem na świecie, nie wróżyło niczego dobrego.

Jeśli rzeczywiście jej pobyt w rodzinnym domu miałby źle na nią wpłynąć, to nie wyobrażałem sobie, jak czuła się w tej chwili, skoro zdecydowała się na wyjazd właśnie tam. Nie sądziłem, że przyjdzie mi mierzyć się z takimi konsekwencjami tylko dlatego, że wpadłem na szczeniacki pomysł, by pozbywać się niechcianych panienek. Byłem całkowicie pochłonięty życiem, które zaczynaliśmy wspólnie tworzyć, przez co nie przyszło mi w ogóle do głowy, by zdementować te fałszywe plotki. Teraz przyszło mi zebrać tego plony.

Po niespełna dwóch godzinach wjeżdżałem do jej rodzinnego miasteczka. Dysponowałem wyłącznie numerem telefonu jej matki i wiedza, że była właścicielką jakiegoś ogólnospożywczego sklepu. To wciąż było niewiele, ale w jakiś sposób zawęziło teren poszukiwań. W ten sposób jeździłem od sklepu do sklepu, pytając czy właścicielka nosi nazwisko Rose.

Czułem się jak kretyn.

Wchodząc do kolejnego, sporych rozmiarów marketu i wzbudzając niezrozumiałe zainteresowanie jego pracowników, natychmiast dostrzegłem jej matkę. Podszedłem do niej energicznym krokiem, a kiedy i ona mnie zauważyła, zrobiła kwaśną minę.

– Dzień dobry – przywitałem się, starając się trzymać nerwy na wodzy.

– Co pan tu robi? – zawarczała nieprzyjaźnie.

– Szukam Lilly – odparłem zgodnie z prawdą.

– Tutaj? Przecież wyprowadziła się do pana. Odkąd w tak bezduszny sposób wymieniła rodzinę na obcego faceta, nie widziałam się z nią – powiedziała z udawaną obojętnością.

– W tym rzecz, że wyjechała i z tego co wiem, wybierała się właśnie do państwa – mówiłem, zaciskając mocno szczęki. – Boję się, że...

– U nas jej nie ma – odburknęła, nie dając mi dokończyć.

– Kazała tak mówić? – wycedziłem. – Muszę z nią porozmawiać, to jest bardzo ważne.

Kobieta patrzyła na mnie zmrużonymi oczami i założyła ręce na piersi. Dopiero teraz dostrzegałem, jak nieprzystępny wyraz twarzy miała. Natychmiast wzbudziła we mnie negatywne emocje, choć ze wszystkich sił starałem się nie uprzedzać na zapas.

– Przecież mówię panu, że od chwili, kiedy wyszła ze szpitala, nie widzieliśmy się z naszą córką. Dzwoniła do nas raz czy dwa, ale nic poza tym. Nie mam pojęcia, co między wami zaszło, i szczerze mnie to nie obchodzi, więc z łaski swojej, proszę nie niepokoić mnie w pracy. – Wskazała mi drzwi ręką i uniosła brew. – Do widzenia.

– Nie rozumie pani, że Lilly mogła sobie coś zrobić?! – ryknąłem, a ona parsknęła, sprawiając, że miałem ochotę tak po prostu ją udusić. W ogóle nie obchodził ją los córki?

– Do widzenia – powtórzyła i zaczęła się oddalać.

Złapałem ją za ramię i zatrzymałem. Odwróciła się i spojrzała na mnie z wyraźną kpiną.

– Nie zrozumiał pan za pierwszym, ani za drugim razem? Nie wiem, gdzie ona jest – wysyczała i odepchnęła moją rękę, po czym prędko się oddaliła.

Z poczuciem porażki opuściłem sklep i wsiadłem do wozu. Bezradność mnie przygniatała i pozbawiała tchu. Oparłem czoło o kierownicę i kilkukrotnie uderzyłem w nią pięścią.

Wtedy kolejny raz odezwał się mój telefon. Tym razem jednak na wyświetlaczu pojawił się numer, którego nie spodziewałem się widzieć, i który nie zwiastował niczego dobrego...

***
Witajcie w Nowym Roku ❤️
Nie obiecuję, że ruszymy pełną parą, ale wracam ❤️

One and Only #1 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz