Prolog

9.4K 524 142
                                    

Lilly

Hałas przed drzwiami mojego pokoju świadczył tylko o jednym – Abigail postanowiła wyciągnąć mnie z mojej jaskini. Kiedy wpadła z hukiem do pomieszczenia, w którym ukrywałam się od dwóch tygodni, nakryłam głowę kołdrą.

– O nie! Nie, nie, nie! Wstawaj natychmiast! – krzyknęła. – Bo wyciągnę cię z łóżka za te czerwone kudły!

– Daj mi spokój – odburknęłam.

Wtedy kołdra z mojej głowy została brutalnie zdarta. Jęknęłam z niezadowoleniem i schowałam twarz pod poduszką. Nagle zapadła cisza, więc miałam nadzieję, że moja przyjaciółka skapitulowała i postanowiła mi odpuścić. O słodka naiwności...

– Natychmiast wstajesz! – ryknęła, a moja ukryta głowa i reszta ciała zostały oblane lodowatą wodą.

– Abi! Zwariowałaś?! – pisnęłam i prędko wyskoczyłam z mokrej pościeli.

– Też się cieszę, że cię widzę, moja ruda kitko – prychnęła. – A teraz marsz pod prysznic, zabieram cię na imprezę. – Wskazała na drzwi łazienki.

– Ale...

– Żadnego „ale”! – Nie dała mi dokończyć. Uniosła brew i skrzyżowała ramiona na piersiach. – Im dłużej zasłaniasz mi to mokre łóżko, tym gorzej. Trzeba wymienić pościel, chyba że wolisz spać w takiej. – Podniosła przemoczoną poduszkę.

– Nienawidzę cię – wysyczałam i ostatecznie się poddałam, bo wiedziałam, że z tą blond wariatką nie byłam w stanie wygrać. I tak wykazała się ogromnymi pokładami cierpliwości, skoro zastosowała tak drastyczne i mokre środki, dopiero po dwóch tygodniach mojej rozpaczy.

No dobrze, może nie rozpaczy, nazwalałabym to raczej pogrzebaniem poczucia własnej wartości i związanej z tym żałoby. Okej, kogo chciałam oszukać... Rozpaczałam. Nad własną naiwnością, absolutną, bezsprzeczną głupotą, które sprawiły, że przez rok związku z Calebem, nie zauważyłam, że jestem wyłącznie opcją, z której korzystał, kiedy „ta właściwa”, akurat była poza miastem.

Przekonałam się o tym boleśnie, kiedy nakryłam mojego chłopaka, tfu... Tę zdradziecką świnię, z nią w łóżku. W tym samym łóżku, w którym kilka godzin wcześniej... Nie... Nie będę tego wspominać. Nie będę przywoływać myślami tych dobrych chwil. Wyłącznie najgorsze. Musiałam chwytać się tego, co pozwoli mi go znienawidzić i ostatecznie zapomnieć.

– Nie słyszę! – krzyknęła za drzwiami Abi. – Masz ładnie pachnieć i lśnić!

– Spadaj – burknęłam, ale mimowolnie na moich ustach wykwitł delikatny uśmiech.

Po gorącej kąpieli czułam się jakby trochę lepiej. Finalnie zrezygnowałam z walki z przyjaciółką i przygotowałam się do wyjścia. Wiedziałam, że ma rację. Nie powinnam użalać się nad sobą, tylko iść do przodu. Łzy przecież i tak nie pomogą, choć bardzo bym chciała go po prostu w nich utopić.

Stanęłyśmy w kolejce do wejścia przed ekskluzywnym klubem. Nie pozwalałam sobie na takie wybryki zbyt często, ponieważ byłam tylko biedną studentką, której rodzice zapewniali czesne i mieszkanie. Na przyjemności musiałam zarobić sama, więc nie byłam skora do wydawania pieniędzy, kiedy nie było to konieczne.

– Uśmiechnij się – wycedziła przez zęby.

– Po co? – mruknęłam. – Ktoś robi zdjęcia? Czy może mam przyciągnąć jakichś samców alfa, a uśmiech jest znakiem godowym?

– Lilly, błagam cię, przestań być taka smętna. Dziś będziesz się dobrze bawić i zapomnisz o tym zdradzieckim dupku. Musisz się tylko trochę postarać. Z taką miną odstraszasz – mówiła z czułością i patrzyła na mnie z markotną miną.

One and Only #1 ✔️Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora