Rozdział 1

7.1K 593 71
                                    

Lilly
Trzy miesiące później...

Naliczyłam, że Abigail westchnęła czterdzieści osiem razy, zanim postanowiła w końcu się odezwać. Siedziałyśmy w kawiarni lotniska, z którego miała wylecieć na wakacje, na które usilnie mnie namawiała od... Od trzech miesięcy. Odkąd poszłyśmy na feralną imprezę, po której po dziś dzień czułam się upokorzona.

Czuła się winna, choć tak naprawdę tę popieprzoną sytuację zawdzięczałam wyłącznie sobie. Zachciało mi się przygód z nieznajomym, to dostałam dwóch...

– Jesteś pewna, że nie lecisz ze mną? – jęknęła. – Też powinnaś odpocząć.

– Abi – westchnęłam. – Byłam dwa tygodnie u rodziców, to był dla mnie wystarczający urlop. Poza tym tylko jutro przeprowadzają rozmowy kwalifikacyjne na stanowisko kierownika księgarni w nowym punkcie O’Neill Bookstore – dodałam, pozbawiając ją tym wszelkich argumentów. Wiedziała, że zależy mi na tej pracy, zwłaszcza, że z poprzedniej wyleciałam, kiedy mój szef zbankrutował.

– Po literaturoznawstwie powinnaś być słynną krytyczką, a nie dziewczyną od układania książek na półkach – prychnęła.

– Sądzę, że za układanie książek będą mi płacić lepiej, niż za krytykowanie literatury. Nie umiałabym tego robić, dobrze wiesz, że w każdej książce zawsze znajduję pozytywy – mówiłam cierpliwie. – Poza tym marzyłam o pracy w księgarni – dodałam i poklepałam ją po dłoni.

– No dobrze – jęknęła. – Ale obiecaj, że jak cię zatrudnią, to zadzwonisz i wszystko mi opowiesz.

– O ile mnie zatrudnią, Abi. To O’Neill, najpopularniejsza sieć w Stanach. Każdy chce u nich pracować.

– Ja nie – parsknęła. – Wolę popijać drinka na plaży.

– To ty będziesz się opalać, a ja będę rozmawiać z właścicielem księgarni i nawijać mu jakieś głupoty, żeby mnie przyjął – zachichotałam.

– Sam właściciel prowadzi rozmowy kwalifikacyjne? – zdziwiła się. – Nie powinien mieć od tego ludzi?

– Taką ma ponoć zasadę. – Wzruszyłam ramieniem. – Pewnie jest już starym dziadkiem, który chce poznać wszystkie swoje owieczki i zachować rodzinną atmosferę – zaśmiałam się.

– Jak się nazywa? – Wyjęła telefon i odpaliła wyszukiwarkę.

– Nazywa się O’Neill, ty mało domyślna babo – parsknęłam, a ona podsunęła mi przed nos swój smartfon. – No i?

– Ma trzydzieści trzy lata i jest wnukiem założyciela. Nie ma zdjęć ani żadnych informacji – wyrecytowała.

– Najważniejsze, żeby płacił – odparłam obojętnie. Doskonale wiedziałam wszystko to, co mówiła, bo przygotowując się do rozmowy szukałam wszystkich informacji, które mogły mi się przydać. Wiedziałam też, że młody O’Neill miał w zwyczaju zjawiać się w każdym z trzydziestu czterech punktów przynajmniej raz w miesiącu. Ponoć miało to sprzyjać relacjom z pracownikami. Ciekawe, który pracownik jest zachwycony, że jego szef stoi mu nad głową...

Wkrótce wezwano pasażerów do odprawy, więc pożegnałam się z przyjaciółką i wróciłam do swojego małego mieszkania. Chciałam wypocząć przed tą ważną dla mnie rozmową. Sęk w tym, że całą noc nie mogłam zmrużyć oka.

Przewracałam się z boku na bok, i jak co noc, wracały do mnie wspomnienia najgorszej, a zarazem najlepszej nocy w moim życiu. Wprawdzie tych gorszych momentów w ogóle nie pamiętałam, ale fakt, w jakim stanie się obudziłam, a raczej z kim, jasno świadczył o tym, że nie wydarzyło się wówczas nic dobrego.

Wciąż towarzyszył mi obraz tych niebieskich, świdrujących oczu, niemal czułam gorący dotyk tego mężczyzny. Teraz już żonatego mężczyzny... Przespałam się z zaręczonym facetem. I najprawdopodobniej z jego kumplem.

Zebrało mi się na wymioty i znów miałam ochotę płakać nad własną głupotą.
Rankiem byłam tak wyczerpana i zrezygnowana, że byłam bliska, by odpuścić sobie pójście na rozmowę w sprawie pracy. Leżące na szafce nocnej rachunki skutecznie odwiodły mnie od tego. Nie chciałam pożyczać pieniędzy od rodziców, a już trzeci tydzień byłam bez pracy. Nie mogłam dopuścić do tego, by mieć jakieś zaległości w opłatach.

Starając się zamaskować efekt ciężkiej nocy makijażem, siedziałam przed lustrem i ciężko wzdychałam. Musiałam pamiętać, by stłumić swoje nawyki podczas rekrutacji. Na pewno wyrzuciliby mnie od razu, gdybym uraczyła ich westchnieniem z nudów, albo ostentacyjnym przewróceniem oczami.

Po zrobieniu najdoskonalszego w moim całym życiu make-upu, włożyłam elegancką, jedwabną koszulę z długim rękawem, by zakryć moje tatuaże, do tego ciemne, garniturowe spodnie, idealnie podkreślające to, co powinny i maskujące niedoskonałości. Na koniec włożyłam szpilki, cholera, te same, które miałam na pamiętnej imprezie i spryskałam się delikatnymi, słodkimi perfumami.

– Lilly, powalisz ich na kolana – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze i uśmiechnęłam się.

Miałam wiedzę o literaturze, oprócz tego naprawdę kochałam książki, doświadczenie w sprzedaży również posiadałam. Nieskromnie twierdziłam, że byłam doskonałą kandydatką, jeśli nie na kierowniczkę, to choćby zwykłą pracownicę księgarni.

Wsiadłam w taksówkę i ruszyłam ku nowej przyszłości. Kiedy samochód zatrzymał się przed ogromnym, szklanym wieżowcem, przełknęłam ciężko ślinę. Od razu było widać, że ludzie zarządzający tym interesem tworzyli potęgę. A mówią, że obecne społeczeństwo nie czyta książek. Bzdura! Na czym niby O’Neill się tak dorobił? Na książkach. Bo te były wieczne.

Pewnym krokiem przekroczyłam próg budynku i podeszłam do długiej, szklanej lady, gdzie miły pan poinstruował mnie, na które piętro mam wjechać. Nie obyło się bez uwag na temat mojego koloru włosów, ale tak jak postanowiłam, nie przewróciłam oczami. Byłam pozytywnie nastawiona i nie przewidywałam innego scenariusza niż sukces.

Mój entuzjazm skończył się dokładnie tam, gdzie kończyła się długa kolejka osób przybyłych na rozmowy kwalifikacyjne w głównej siedzibie O’Neill Bookstore. Przede mną było jakieś sto osób. Kobiety, mężczyźni, młodzi, w średnim wieku, ludzie o różnej narodowości.

– Dzień dobry – przywitałam się z chłopakiem, który był ostatni.

– Cześć – odpowiedział i kiwnął głową na coś, czego i tak nie byłam w stanie dostrzec w tym tłumie. – Jeśli rzeczywiście będą rozmawiać z każdym, to spędzimy tu tydzień – parsknął.

– Może szybko pójdzie. – Wzruszyłam ramieniem i oparłam się o ścianę.

– Poszłoby, gdyby wielki prezes nie spóźniał się od dwóch godzin – prychnął. – Wybacz, zawsze dużo mówię, kiedy jestem zdenerwowany. – Wyciągnął do mnie zadbaną rękę. – Jestem Derek.

– Lilly – przedstawiłam się i ujęłam jego dłoń.

– Płomienny kwiat – mruknął i puścił do mnie oko.

– Błagam! – parsknęłam, i o zgrozo, przewróciłam oczami.

– Znane banały? – zaśmiał się.

– Rzekłabym, że codzienność – odparłam i posłałam mu uśmiech, żeby nie czuł się zakłopotany. – Więc spóźnia się? – Gładko wróciłam do tematu rozmów kwalifikacyjnych. – Przecież każdy jest umówiony na konkretną godzinę.

Spojrzałam na zegarek. Do godziny, na którą ja byłam umówiona zostało jeszcze piętnaście minut. Nierealne, żeby ogarnęli taki tłum, a to oznaczało, że rzeczywiście mogłam spędzić tu tydzień. Nie, tak właściwie moje szanse na odbycie jakiejkolwiek rozmowy zmalały do zera.

– Podejrzewam, że tych, których godzina już minęła, odeślą z kwitkiem – stwierdził. – Ten cały O’Neill ponoć jest kawałem skurczybyka – dodał konspiracyjnym tonem.

– Czyli mamy jeszcze szansę. – Zaśmiałam się nerwowo. – A jeśli chodzi o prezesa, to nie oceniam, bo go nie znam.

Gdzieś na początku tej monstrualnej kolejki usłyszeliśmy jakiś donośny, damski głos, informujący, że rozmowy rozpoczną się za chwilę, bo pan prezes jest już prawie na miejscu. Przewróciłam oczami i zrobiłam kwaśną minę.

Korytarz był bardzo długi, a my staliśmy wzdłuż ściany, jak na rozstrzelanie. Bez zastanowienia wyjęłam z torebki książkę i skupiłam się na lekturze, żeby umilić sobie czekanie. Chłopak stojący obok mnie, od czasu do czasu jeszcze mnie zagadywał, ale w pewnym momencie zagłębiłam się w czytaną historię tak bardzo, że nie docierały do mnie żadne bodźce zewnętrzne.

Dopiero po jakimś czasie podniosłam głowę i otrząsnęłam się. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że wszyscy milczeli.

– Co się dzieje? – zapytałam Dereka.

– Zaczęło się – szepnął. – Przechodził obok nas, nawet zatrzymał się przed tobą na chwilę.

Przepadło. Mój potencjalny szef stał przed moim nosem, a ja nawet nie powiedziałam do niego głupiego „dzień dobry”. Czy można było zrobić lepsze pierwsze wrażenie? Byłam stracona...

Nagle rozpętało się zamieszanie, a korytarzem zaczęli przechodzić ludzie z samego początku kolejki. Mieli zrezygnowane miny i spuszczone głowy, jak skarcone dzieci, idące za karę do kąta. Wzdłuż kolejki przechodziła jakaś kobieta z listą i informowała ich, że nie zostaną przyjęci i że pan O’Neill dziękuje za przybycie. W ten sposób korytarz w przeciągu trzydziestu minut opustoszał.

Czyli tak wyglądała profesjonalna rekrutacja? Gość spóźnia się ponad dwie godziny, przechadza się korytarzem i eliminuje tych, którzy nie stali na baczność? Tyrania w najczystszej postaci.

– Katastrofa – mruknęłam pod nosem, kiedy kobieta zbliżyła się do Dereka.

– Dziękujemy panu za przybycie, może uda się następnym razem – wymamrotała wyuczoną regułkę i gestem dłoni wskazała mu wyjście.

Wstrzymałam oddech, kiedy stanęła przede mną i dla odmiany uśmiechnęła się szeroko. Na oko mogła mieć jakieś pięćdziesiąt lat i musiałam przyznać, że z uśmiechem na ustach było jej znacznie lepiej, niż z tą grobową miną, którą przybierała jeszcze przed momentem.

Zerknęła na listę, którą trzymała w rękach i spojrzała mi w oczy. Cholera, ona na pewno uśmiechała się dlatego, że ma przyjemność mnie stąd wyrzucić.

– Pani Lilly Rose, jak mniemam? – zapytała, lustrując moją twarz.

Tak... Moi rodzice mieli niemałe poczucie humoru, nadając mi kwiatowe imię, mając przy tym kwiatowe nazwisko. Ubaw po pachy, zwłaszcza wtedy, kiedy każdy nazywa mnie płomiennym kwiatem.

– Zgadza się – potwierdziłam.

– Wobec tego zapraszam do sali konferencyjnej. Pan prezes pani oczekuje. – Wskazała mi długi korytarz, w którym zostało naprawdę niewielu kandydatów.

Nie wiedziałam, czy mam najpierw zebrać szczękę z podłogi, czy opanować swój wytrzeszcz, spowodowany szokiem, w który mnie wprawiła. Ostatecznie skinęłam niezdarnie głową i na trzęsących się nogach, ruszyłam w kierunku, który mi wskazywała.
Czyżbym miała wygrać los na loterii?

*****
Lecimy, ale powoli. ❤️ Poniżej 200 🌟 pod rozdziałami w ogóle mnie nie zadowala 🤷🏻‍♀️ Więc wiecie, co robić ❤️
Ja klikam znacznie więcej niż ta jedna gwiazdka, żebyście mieli co czytać 😏

One and Only #1 ✔️Where stories live. Discover now