Rozdział 14

6K 514 26
                                    

Gryson
– Lilly? – wykrztusiłem, całkowicie zdezorientowany

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.

Gryson

– Lilly? – wykrztusiłem, całkowicie zdezorientowany. Spodziewałbym się ujrzeć na progu samego diabła, ale nie ją. – Co ty tu robisz?

– Co za... Szczwany, przebiegły... – cedziła i zaczęła się wycofywać. Była równie zaskoczona, co ja. Na dodatek jej blade policzki zaróżowiły się, kiedy dostrzegła, że otworzyłem jej w samym ręczniku. – Przepraszam, zaszło ogromne nieporozumienie – mamrotała, a ja bez zastanowienia złapałem ją za rękę i wciągnąłem do środka, zanim zdążyła uciec.

– Takie nieporozumienia jestem w stanie przyjąć z największą radością – mruknąłem i zatrzasnąłem drzwi.

– Ja muszę iść, przepraszam, to naprawdę okropna pomyłka, ja...

– Uspokój się. – Wziąłem jej policzki pomiędzy dłonie i skłoniłem, żeby na mnie spojrzała. – A teraz mów. Powoli.

– Twój dziadek zaprosił mnie na obiad i podał mi ten adres – powiedziała, przewracając oczami, a ja wybuchnąłem gromkim śmiechem. Taka zagrywka była do niego podobna.

– Na obiad mówisz? – wykrztusiłem. – Doskonale, zjemy obiad, a z dziadkiem policzymy się później.

– Nie, nie, to pewnie ja coś pomyliłam. Nie bądź na niego zły – mówiła nerwowo. – Ja już pójdę. – Złapała za klamkę i chciała się odsunąć.

– Absolutnie nie jestem na niego zły, zadzwonię i mu podziękuję, bo ja pewnie zdołałbym cię nakłonić na przyjazd tutaj za jakieś pięćset lat – zaśmiałem się. – Bardziej martwi mnie to, że ty czujesz się niekomfortowo przez to, jak cię koncertowo wrobił.

Zauważyłem, że w jednej dłoni ściskała nerwowo kwiaty, więc wziąłem je w ręce i odłożyłem na stolik.

– Czy mógłbyś..  – Wskazała na mój nagi tors.

– Krępuję cię? Przecież nie widzisz niczego, co nie było już twoje – mruknąłem. – Chodź, co prawda nie mam nic specjalnego, ale zamówimy.

– Gryson, moja obecność tutaj naprawdę nie jest wskazana – powiedziała twardo, najprawdopodobniej odzyskując odwagę i kolejny raz przybierając tę swoją maskę złej i agresywnej.

– Twoja obecność jest tu pożądana, Lilly.

Chwyciłem ją za rękę i czekałem. Nie mogłem jej przecież do niczego zmusić. Miałem jednak nadzieję, że ostatecznie postanowi zostać. Zwłaszcza, że jej nieoczekiwane pojawienie się, było tak naprawdę doskonałą okazją ku temu, by udowodnić jej, że nie mieszka ze mną żadna kobieta.

W duchu zdążyłem podziękować dziadkowi milion razy.

Kiedy powoli splotła palce z moimi, wypuściłem ze świstem powietrze, jakbym pierwszy raz trzymał dziewczynę za rękę. To, jaką huśtawkę mi fundowała ta kobieta, przekraczało wszelkie granice.

– Okej, ale włóż coś na siebie – wydusiła.

– Nie wiem czy jest sens – wypaliłem, a ona zgromiła mnie wzrokiem. – Żartowałem! Chodź. – Pociągnąłem ją w stronę salonu i wskazałem miejsce na kanapie. Usiadła dość niepewnie i spojrzała na mnie z dołu. Chryste... Nie powinno mnie to podniecać.

– Kwiaty trzeba włożyć do wazonu – przerwała tę krótką chwilę ciszy.

– Oczywiście. Żadnym kwiatom nie zabraknie wody. – Pochyliłem się do niej i ująłem jej brodę pomiędzy palce. – Na co masz ochotę? – zapytałem szeptem tuż przy jej ustach, a ona je rozchyliła i zamrugała kilkukrotnie.

– Nie jestem pewna – odpowiedziała cicho.

Bez zawahania przytknąłem do jej warg swoje i popchnąłem ją tak, że opadła plecami ją kanapę. Nie potrafiłem jej się oprzeć, działała na mnie jak afrodyzjak. Wystarczyło, że była, a ja chodziłem podniecony jak szczeniak.

Śmiało oplotła ramionami mój kark i pogłębiła pocałunek. Po chwili jednak cała się spięła. Odsunąłem się od niej i pogładziłem kciukiem jej zarumienione policzki.

– Czuję się jak w liceum – parsknąłem.

– Już wtedy zaciągałeś do łóżka nieznajome na imprezach?

– Nigdy tego nie robiłem. A ciebie nie zaciągnąłem, tylko kulturalnie złożyłem propozycję – powiedziałem stanowczo i oswobodziłem ją ze swoich ramion. Podniosła się i poprawiła te swoje ogniste włosy.

– Na jedno wychodzi – wymamrotała i kiwnęła na ręcznik, który już z ledwością trzymał się na moich biodrach. – Włóż coś na siebie.

– Żałujesz?

– Co? – Zmarszczyła brwi.

– Pytam, czy żałujesz tamtej nocy, Lilly.

– Żałuję wszystkiego, co wydarzyło się po niej – odparła i odwróciła ode mnie wzrok.

Nie skomentowałem, tylko poszedłem do garderoby i prędko wybrałem jakąś koszulę i spodnie. Kiedy wróciłem do salonu, stała przed wielkim oknem, po którym teraz spływały strugi deszczu. Musiała mnie usłyszeć, bo od razu się odwróciła.

– Dlaczego jestem na liście? – zapytała i zlustrowała mnie od góry do dołu, jakby pobierała miarę do trumny, którą mi szykowała.

– Twoje nazwisko widnieje na wielu listach, kochanie. Sprecyzuj.

– Biała lista gości w tym wieżowcu. Uknułeś to? Umówiłeś się z dziadkiem, żeby podstępem mnie tu sprowadzić? – pytała, a w jej oczach rozbłysnął gniew.

– Jesteś na tej liście odkąd zgodziłaś się przyjąć pracę u mnie.

– Dlaczego? – dopytywała. – Wszystkie twoje pracownice mają do ciebie nieograniczony dostęp? Mogą odwiedzać cię po godzinach?

– Jesteś jedną jedyną kobietą, która widnieje na tej liście, Lilly. Dlaczego we wszystkim węszysz podstęp? Co muszę zrobić, żebyś przestała walczyć? – pytałem, coraz bardziej się do niej zbliżając. – Gdzie podziała się tamta dziewczyna, którą poznałem w klubie? – wychrypiałem tuż przy jej uchu i skubnąłem jego płatek zębami.

– Została tam, razem z jej godnością – wymamrotała i odchyliła głowę, dając mi dostęp do swojej szyi.

– Doskonale – szepnąłem. – Godność nie jest nam w tej chwili potrzebna.

Złapałem ją za ręce i przyszpiliłem nad jej głową do szyby. Jej piersi unosiły się gwałtownie, ocierając się o mój tors. Całym sobą czułem, że była podniecona.

– Nie powinniśmy – wykrztusiła i zaczęła wić się pod moim naporem.

– Do niczego cię nie zmuszę – zapewniłem i pocałowałem jej szyję. – Nie będę nalegał. – Kolejny pocałunek.

Jedną ręką powiodłem po jej boku i zatrzymałem ją na udzie, wykonałem tylko jeden, delikatny ruch, a ona ochoczo zawiesiła nogę na moim biodrze.

– Nie po to tu przyszłam – sapnęła.

– Wiem, że nie – odparłem i musnąłem językiem jej dolną wargę. – Ale ja chcę ci to dać. Od ciebie zależy, ile postanowisz przyjąć, moja płomienna dziewczyno.

– Może rzeczywiście coś zamówmy – zmieniła ton i chrząknęła, czym jasno dała mi do zrozumienia, żebym nie posuwał się dalej.

Niechętnie odsunąłem się od niej, ale wciąż pozostawałem na tyle blisko, by mieć z nią jakikolwiek kontakt fizyczny. Jej pewność siebie gdzieś się ulotniła i byłem niemal pewien, że właśnie dziś nie miała włożonej maski. Że w rzeczywistości była taka, jaką widziałem ją w tej chwili – zagubiona i przytłoczona, a nie pyskata i agresywna, jaką dotąd zgrywała.

Już tamtej nocy miałem okazję się przekonać, że tkwiły w niej ogromne pokłady ciepła i czułości. Zastanawiałem się jednak, dlaczego tak usilnie próbowała uchodzić za chłodną i bezuczuciową.

One and Only #1 ✔️Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu