19. Grzeczniej.

2.1K 93 17
                                    

Sufit okazał się lustrzany. Widziałam nas z góry patrząc tam, gdzie mi nakazał. Twarz Vess'a zbliżała się do mojego uda. Strach jeszcze bardziej zawładnął moim ciałem. Jego ręka owinęła się nieco powyżej mojego kolana. Mentalnie próbowałam się przygotować na to, co zaraz miało nastąpić. Rzecz najważniejsza w tym, że wszystko związane z Vess'em, nie potrafiło mi się zmieścić w głowie.

– Chcesz, żebym ugryzł cię wyżej? – zapytał z głową pod cienkim materiałem białej sukienki, muskając ustami wewnętrzną stronę mojego uda. – Czego pragniesz, Lilith?

Nadal obserwowałam nas z góry, rozpływając się przez jego dotyk.

– Pragnę, żebyś mnie nie ugryzł – odparłam, kładąc dłoń na szerokim barku mężczyzny. – Proszę.

– Nie proś mnie o coś, czego nie mogę spełnić. – Składał pocałunki coraz wyżej. – Jeśli jakikolwiek inny mężczyzna cię dotknie, pozbawię go krwi.

– A gdy będzie to inny wampir? – zapytałam, drżącym głosem, mając na myśli Erina.

– Wtedy zabawimy się nim z moim znajomymi, których już poznałaś w teatrze – odpowiedział, ocierając kły o moją skórę, co oznaczało, że mógł w każdej chwili je zatopić w moim udzie. – Takie tam wampirze niegroźne zabawy – dodał ironicznie.

– Nie – rzekłam krótko, nagle klękając. Zarzuciłam mu swoją rękę na kark. – Całuj mnie, a nie gryź. Rób ze mną to, co ze swoimi wampirzycami.

– Nie przeżyłabyś tego, ale jeśli tak bardzo chcesz, mogę cię trochę skrzywdzić.

– Co to znaczy trochę skrzywdzić? – zapytałam, wpatrzona w jego oczy, które czerwieniały.

– Gdybym ci odpowiedział, nie byłoby zabawy i elementu zaskoczenia. – Pokręcił głową, wyraźnie rozbawiony, wyglądając przerażająco-seksownie. – Mogę ci jedynie zdradzić, że chodzi tutaj o lecznicze działanie jadu wampirów.

– Boże – szepnęłam sama do siebie, jeszcze bardziej się bojąc. – Zgoda, ale gdy powiem nie, zostawiasz mnie w spokoju.

Sama się sobie dziwiłam, że postanowiłam zatańczyć z istnym diabłem, tajemniczy taniec grzechu. Mogło się to dla mnie skończyć tragicznie, lecz ja pod przypływem adrenaliny, nie byłam sobą. Całkowicie straciłam racjonalne myślenie. Vess mnie zaślepiał, jak przystało na prawdziwe zło.

– Zabawa polega na tym, że gdy zostawię cię w spokoju, zginiesz – tłumaczył Vess – będziesz uzależniona ode mnie.

– Nic nie rozumiem. Co to znaczy?

– Zrobię z tobą to, co z moimi wampirzycami, ale w trochę zmienionej wersji na potrzeby tego, że jesteś człowiekiem i nie potrafisz się tak szybko regenerować.

– Nadal nie rozumiem, choć mniej – to było moim ostatnim zdaniem wypowiedzianym przed rozpoczęciem walki o życie.

Vess von Harred, wpił się w moje usta, jakby należały tylko do niego. Całował je łapczywie, ściskając moje policzki w objęciach dłoni. Nagle oplótł jedną ręką moją talie, wstając. Ruszył wgłąb swojej tajemnej galerii sztuki, trzymając mnie, jakbym nic nie ważyła.

– Siedź grzecznie, Lilith – nakazał, sadzając mnie na iście królewskiej czerwonej kanapie, całej w ozdobnym hafcie. – Śmierć Albine autorstwa Colliera – powiedział, zdejmując z kołka jeden z obrazów w złotej ramie.

Położył go na podłodze, po czym w ułamku sekundy, zawisł nade mną, mając kolana po bokach moich bioder. Przełknęłam głośno ślinę z rozchylonymi ustami z wrażenia. Bałam się tego co było i tego, co zaraz nastąpi. Vess w wydaniu wygłodniałego i napalonego wampira, przeraziłby absolutnie każdego. Pewnie nawet samą Giulię, która miała na jego punkcie obsesje.

VAMPIRE STUDENTWhere stories live. Discover now