Rozdział 30

24 2 1
                                    

Loki nie pozwolił nawet na krótki postój, wiedząc że jeżeli utrzymają tempo dotrą na miejsce trochę przed kolejnym wschodem słońca. Rzucając na sztylet zaklęcie zapomnienia sądził, że ochroni Amy przed niebezpieczeństwem. Sądził, że jeżeli kiedykolwiek dostanie się do niewoli nikt nie będzie mógł wykorzystać jego uczuć do Amy przeciwko niemu, bo zwyczajnie o niej zapomni. Farbauti dźgając go jego sztyletem aktywowała zaklęcie, które powinno samo przestać działać jak tylko znalazł się z powrotem w Asgardzie. Z jakiegoś powodu tak się jednak nie stało i teraz Amy mogła przypłacić to życiem. Dodatkowo noc spędzona z Auren dotknęła ją tak bardzo, że łącząca ich więź została zerwana. Wcześniej nawet, kiedy byli daleko Loki mógł wyczuć jej silne emocje, a czasem nawet fizyczny ból. Teraz nie czuł niczego co było niesamowicie frustrujące.
Została godzina drogi, kiedy ciszę nocnego nieba przerwał przeraźliwy krzyk. Konie zaczęły prychać niespokojnie, zwalniając i odmawiając dalszego biegu. Znajdowali się na otwartym terenie, nie było więc szans na ukrycie się gdziekolwiek. Kołujący nad ich głowami gargulec zaczął szybko obniżać lot co oznaczało, że z pewnością już ich zauważył.
- Przeklęte bestie! - Loki wiedział, że nie mają czasu na walkę do której szykowali się żołnierze. Gargulec wylądował wzbijając kłęby kurzu i kolejny raz płosząc konie. Żołnierze natychmiast zasypali stwora gradem strzał, które jednak odbijały się tylko od jego kamiennej skóry.
- Celujcie w oczy! - Nakazał Loki, wiedząc że to jedno z nielicznych wrażliwych miejsc na ciele gargulca. Kiedy tylko żołnierze wypuścili strzały, Loki użył magi aby podpalić pociski. Gargulec machnął potężną łapą odbijając większość wystrzelonych pocisków, zaledwie jedna dosięgnęła celu i wystawała teraz z oczodołu stwora. Gargulec zaczął chaotycznie machać głową próbując pozbyć się wbitej strzały. W końcu rozłożył skrzydła szykując się do odlotu. Kolejny ryk potwora spłoszył ptaki śpiące w koronach drzew.
- Już to kiedyś widziałem. - Ostrzegł żołnierz, któremu wcześniej udało się trafić gargulca. - Odleci i zaraz wróci ich cała chmara.
- A więc nie damy mu odlecieć.  - Loki złapał halabardę od jednego z żołnierzy i skierował konia na prawo okrążając potwora. Jednocześnie wytworzył iluzję, która skierowała się w przeciwną stronę. Gargulec uważnie obserwował jednak każdy ruch i gdy tylko Loki znalazł się zbyt blisko stwór zaczął uderzać ogonem na przemian raz z jednej raz z drugiej strony.
- Zróbcie trochę zamieszania! Zdezorientujcie go! - Zawołał próbując przekrzyczeć hałas wywołany miotającym się gargulcem. Loki poczekał cierpliwie aż bestia rozłoży ponownie skrzydła i rzucił halabardą przebijając wrażliwą błonę z której zbudowane były skrzydła. Tak jak planował iluzja po drugiej stronie złapała halabardę i powtórzyła jego ruch. Loki zamierzał stworzyć magiczną sieć, która unieruchomi potwora na dłuższą chwilę i pozwoli im bezpiecznie kontynuować podróż. Potrzebował jednak pozostać skupiony dopóki sieć nie będzie skończona. Jeden z żołnierzy nie zachował jednak należytej odległości od pazurów gargulca i stwór nabił go na swoje szpony po czym miotnął nim w stronę Lokiego. Przerażony rumak stanął dęba, kiedy szczątki martwego żołnierza wylądowały tuż pod jego kopytami. Zanim Loki zdążył zareagować zsunął się z siodła, uderzając plecami o ziemię. Szybko przeturlał się na bok, widząc jak gargulec bierze kolejny zamach orając szponami ziemię, żeby chwilę później wydać z siebie kolejny ogłuszający wrzask i wzbić się w powietrze.
- Cholera! - Loki podniósł się z ziemi, obserwując jak żołnierze próbują jeszcze zestrzelić odlatującego potwora. Stracili zdecydowanie zbyt wiele czasu próbując zatrzymać gargulca i Loki zaczynał podejrzewać, że stwór został
wysłany, aby ich spowolnić.

*****

Leżałam przez dłuższą chwilę wpatrując się w gwiazdy na niebie. Na horyzoncie powoli zaczynało świtać. Głowę przeszywał mi tępy, pulsujący ból i czułam krew spływającą po mojej skroni. Czułam też jej metaliczny posmak w ustach. Całe moje ciało wręcz krzyczało z bólu. Nie docierało już do mnie co mówią olbrzymy nade mną. Chciałam tylko zamknąć oczy i odpłynąć do miejsca gdzie niczego już nie poczuję. Nie chciałam myśleć, że się poddałam, ale raczej że pogodziłam się już z losem jaki mnie czekał. Pozwoliłam powiekom opaść, pogrążając się w ciemności. Uspokoiłam oddech, czekając na ostateczny cios.
Dłuższą chwilę zajęło mi zanim dotarło do mojego zamglonego umysłu, że dudnienie, które słyszę jest nie tylko w mojej głowie. Że tak naprawdę to tęten końskich kopyt. Że te głosy w tle to nie tylko rozmowy olbrzymów, ale odgłosy walki, krzyki i szczęk stali.
- Znajdźcie ją! - Ten głos, który tak bardzo pragnęłam usłyszeć jeszcze ten jeden raz. Chciałam żeby towarzyszył mi w tych ostatnich minutach, a którego jednocześnie tak w tym momencie nienawidziłam. Wydałam z siebie zduszony jęk, kiedy spazm bólu przeszył moje ciało. Ktoś nachylił się nade mną i usunął oba sztylety wbite w moje ciało.
- Ona żyje! - Usłyszałam wyraźnie chociaż każda część mnie zaprzeczała stanowczo tym dwóm słowom. Chwilę później ktoś podniósł mnie z zimnego kamienia. Nie miałam jednak siły otworzyć oczu, żeby sprawdzić kto to. Moje ciało zareagowało takim bólem, że aż zrobiło mi się niedobrze, trzęsłam się chociaż nie czułam zimna.
Zostałam zaniesiona do jakiegoś namiotu i ktoś ułożył mnie na twardym posłaniu. Zacisnęłam mocno zęby, żeby nie stęknąć z bólu. Miałam ochotę jeszcze raz uderzyć się w głowę tylko po to żeby stracić przytomność. Nie miałam jednak siły nawet otworzyć oczu. Poczułam tylko jak ktoś ostrożnie dotyka mojej głowy i odsuwa potarganą koszulę oceniając obrażenia.
- Nie dobrze. - Mruknął pod nosem prawdopodobnie sam do siebie.
Wiedziałam, że nie jest dobrze. Moje ciało powinno samo zacząć się regenerować, ale coś mnie blokowało. Może fakt, że gdzieś w głębi serca wcale nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie ratował.
Poły namiotu zatrzepotały, kiedy ktoś wszedł do środka. Poczułam powiew lodowatego powietrza.
- Jak ona się czuje? - Ten głos. Loki. Czułam jak mój wilk balansuje na krawędzi mojej świadomości. Pragnął krwi tego który mnie skrzywdził i przez którego znalazłam się w takim stanie. Zacisnęłam palce na krawędziach posłania. Nie miał prawa pytać o moje samopoczucie. Nie chciałam, żeby troszczył się o moje życie. Nie po tym co mi zrobił.
- Ma rozległy uraz głowy, mam nadzieję że nie doszło do pęknięcia czaszki. Rany na jej przedramionach wymagają szycia, ale... - Przerwał na chwilę ciężko wciągając powietrze.
- Co? - Dopytywał Loki.
- Oczyszczanie i szycie tych ran tutaj, tym co mamy będzie bardzo bolesne, a królowa jest częściowo przytomna.
Byłam pod wrażeniem wiedzy tego żołnierza. Nie sądziłam, że część z nich ma tak rozległą wiedzę medyczną. Wiedziałam też że dodatkowy ból mógł sprowokować proces regeneracji do działania.
- Mogę uśpić ją magią na jakiś czas. - Zaproponował Loki, a moje wnętrzności aż skręciło na tę myśl. Nie potrzebowałam jego litości.
- Jeżeli uraz głowy jest tak poważny jak sądzę to ryzykujemy, że królowa już się nie obudzi.
Zebrałam w sobie tyle sił ile tylko zdołałam, żeby wydobyć z siebie jedno słowo.
- Wytrzymam. - Wychrypiałam i przez chwilę czułam, że się we mnie wpatrują. Później usłyszałam jak mężczyzna przygotowuje wszystko co było mu potrzebne i ustawia na stoliku obok mojego posłania. Zkręciło mi się w głowie i znów poczułam mdłości ze stresu.
- Muszę oczyścić twoje rany, pani. Mam środek, który zrobi to bardzo skutecznie, ale ostrzegam, że pali niczym żywy ogień. - Powiedział, rozcinając rękaw mojej koszuli i odsłaniając ranę po sztylecie. - Jeżeli nie chcesz patrzeć na jej cierpienie to lepiej wyjdź, panie. - Zwrócił się do Lokiego.
- Lepiej mi powiedz jak mogę pomóc.
Nie widziałam reakcji mężczyzny na te słowa, ale mi ani trochę się nie spodobały. Chciałam otworzyć oczy i sprawdzić co dzieje się dookoła mnie, ale gdy tylko uchyliłam powieki światło sprawiło, że moja głowa chciała wybuchnąć z bólu. Zacisnęłam więc powieki z powrotem godząc się ze swoim losem.
- Możesz ją przytrzymać, ważne żeby się nie ruszała, kiedy będę zakładał szwy.
Poczułam chłodną dłoń Lokiego na moim nadgarstku. Nie chciałam żeby mnie dotykał, wręcz nie mogłam tego znieść. Próbowałam wbijać pazury w posłanie, żeby się powstrzymać, ale moja druga dłoń i tak wystrzeliła w kierunku gardła Lokiego. Ból jaki przeszył moje ramię po tak gwałtownym ruchu sprawił że oczy zaszły mi łzami. Loki oczywiście uchylił się wystarczająco szybko więc moje pazury przeszyły tylko powietrze. Zdołałam zobaczyć szok na twarzy żołnierza zanim ból powalił mnie z powrotem na posłanie.
- Wynocha! - Warknęłam w stronę Lokiego przez ściśnięte bólem gardło. Minęło kilka sekund pełnej napięcia ciszy zanim Loki bez słowa opuścił namiot.
- Powinniśmy zaczynać. - Powiedział mężczyzna nie chcąc chyba komentować tego czego właśnie był świadkiem. - Możesz tego potrzebować. - Dodał, podsuwając mi gąbczasty kawałek materiału pod nos. - Żeby nie odgryźć sobie języka i nie połamać zębów. - Wyjaśnił co dało mi do myślenia o jakiej skali bólu mówimy. Posłusznie zacisnęłam zęby na kawałku materiału i wstrzymałam oddech. To co poczułam, kiedy obficie polał moją ranę tą dziwną, oleistą substancją trudno do czegoś porównać. Wytrzeszczyłam oczy miotając głową na prawo i lewo co tylko sprawiło, że moja czaszka kolejny raz eksplodowała bólem. Mężczyzna wziął kawałek czystego materiału i przycisnął do rany jednocześnie drugą dłonią unieruchamiając moje ramię na stole. Palący ból nie skupiał się jedynie w okolicy rany, ale rozchodził po całej ręce. Jakby przez moje żyły płynął wrzący olej. Zacisnęłam mocniej zęby, wydając z siebie zduszony krzyk. Wygięłam plecy spinając wszystkie mięśnie.
- Jesteś bardzo dzielna, pani. - Powiedział mężczyzna, zabierając materiał, który przycikał do rany i przecierając nim moje przedramię. Dyszałam ciężko nie wiedząc jak poradzić sobie z cierpieniem. Łzy popłynęły po moich policzkach i czułam jak trzęsę się z wysiłku. Nie wiedziałam jak zniosę szycie skoro skóra w okolicy rany wciąż pulsowała bólem, a czekało mnie jeszcze to samo cierpienie związane z raną na drugiej ręce. Wzięłam kilka głębokich oddechów próbując uspokoić bijące w szalonym tempie serce. Igła w dłoni mężczyzny odbiła złowrogo światło niewielkiej lampy zanim przebiła moją skórę.

Naznaczona przez Boga kłamstw. Z krwi Lodowych Gigantów.Where stories live. Discover now