Rozdział 14

20 2 1
                                    

Narfi wybiegł z lochów kilka razy potykając się przy tym na stromych schodach. Przystanął dopiero w przestronnym holu, żeby się rozejrzeć. Jego celem były olbrzymie wrota prowadzące na dziedziniec pałacu. Dopadł do potężnych drzwi i pchnął z całej siły, ale te nawet nie drgnęły. Chłopiec rozbiegł się i spróbował kolejny raz, ale tylko odbił się od twardego drewna i upadł na ziemię. Siedząc tak na zimnej podłodze, spojrzał w górę i dostrzegł mosiężną klamkę. Szybko wstał, próbując na wszelkie sposoby dosięgnąć do klamki, ale był zdecydowanie zbyt niski. Drzwi były przystosowane do wzrostu dorosłego olbrzyma. Narfi potrzebowałby wysokiej drabiny, żeby dosięgnąć tak wysoko. Czując się bezsilny kopnął w zamknięte drzwi dając upust złości.
- Co robisz? - Narfi aż podskoczył słysząc znajomy głos. Ilanise przypatrywała mu się z zaciekawieniem.
- Muszę się stąd wydostać. - Odpowiedział wymijająco. Nie był pewien czy może zaufać olbrzymce.
- Dlaczego? - Głos Ilanise stał się smutny. Wpatrywała się w swój but, którego czubkiem rysowała kształty na podłodze. - Nie chcę, żebyś odchodził. Ja nigdy wcześniej nie miałam przyjaciela i kiedy ciebie zabraknie znów będę sama.
- Mój tata... On.. - Narfi nie potrafił i nie chciał wypowiadać tego jednego słowa. Miał wrażenie jakby ktoś mocno ściskał go za gardło nie pozwalając mu mówić. Ilanise położyła swoją drobną dłoń na jego ramieniu. Zrozumiała, że Narfi musi jak najszybciej wrócić do Asgardu i nie chciała przyczyniać się do jego bólu.
- Jest inne wyjście. - Powiedziała, na co chłopiec natychmiast podniósł wzrok, a jego oczy zalśniły. - Chodź, pokażę ci. - Nie czekając na jego reakcję Ilanise złapała go za dłoń i pociągnęła w jeden z bocznych korytarzy.
Część zamku w której się znaleźli była całkowicie inna. Korytarze były ciemne, do wielu mijanych pomieszczeń brakowało drzwi lub leżały one wywarzone i przewrócone na ziemi. Niemal każde mijane okno miało wybite szyby, a śnieg zasypywał dawniej kamienną posadzkę.
- Co tu się stało? - Zapytał Narfi omijając jakiś obraz, który musiał spaść ze ściany. Dzieło było tak potargane i brudne, że nie dało się w żaden sposób zgadnąć co kiedyś przedstawiało. Narfi jednak nauczony szacunku dla czyjejś pracy czuł, że mimo wszystko nadepnięcie na obraz byłoby niegrzeczne.
- Dawniej były tutaj prywatne komnaty Laufeya. Podczas wojny ta część pałacu została najmocniej uszkodzona i nigdy później jej nie odbudowano.
Ilanise doszła do końca długiego korytarza i skręciła w lewo.
- To tutaj. - Pociągnęła ostrożnie za klamkę. Drzwi ledwo trzymały się we framudze dlatego otwierała je z najwyższą ostrożnością. - Stare przejście dla osobistej służby Laufeya. - Zimne powietrze ze zdwojoną siłą wdarło się do środka sprawiając, że Narfi zadrżał. Ilanise wskazała palcem na ruiny niewielkiego budynku do którego kiedyś prowadziła kamienna ścieżka. - Tam były kwatery dla służby. Musisz obejść ten budynek, a znajdziesz dziurę w murze, którą wydostaniesz się na zewnątrz.
- Dziękuję. - Narfi czuł dziwny rodzaj smutku na myśl o tym, że nigdy więcej nie zobaczy tej sympatycznej olbrzymki. Nie znali się długo, ale czuł, że z pewnością mogliby się przyjaźnić. Ilanise też nie śpieszyło się do pożegnania. Stała przytrzymując otwarte drzwi, a wiatr wyrywał pojedyncze kosmyki włosów z jej ciasno zaplecionego warkocza.
- Chodź ze mną. - Zaproponował nagle chłopiec. Wiedział, że Ilanise nie jest szczęśliwa w Jotunheim. Asgard mógłby być dla niej wspaniałym domem.
- Co? - Dziewczynka była zszokowana taką propozycją chociaż przez jej głowę szybko przemknęła myśl, żeby się zgodzić. Zostawić ten ponury świat pełen nienawiści do wszystkich innych istot. Cieszyć się dzieciństwem i być kochana. Smutna rzeczywistość jednak szybko sprowadziła ją na ziemię. W Asgardzie nikt by jej nie kochał. Była lodowym gigantem, znienawidzonym potworem i inne dzieci zwyczajnie by się jej bały. - To niemożliwe. - Westchnęła smutno, cofając się o kilka kroków w stronę korytarza. - Żegnaj. - Dodała zanim Narfi spróbował ją zatrzymać. Stał tak jeszcze przez chwilę, aż drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem.
Narfi zawiedziony i przestraszony, ale zmotywowany, żeby osiągnąć swój cel wyruszył w samotną wędrówkę. Burza śnieżna, która szalała od kilku dni w końcu się uspokoiła i niebo było całkowicie czyste. Chłopiec miał nadzieję, że ułatwi mu to odnalezienie drogi powrotnej. Minął zniszczony budynek i po krótkich oględzinach znajdującego się za nim muru odnalazł niewielką szczelinę. Została częściowo przysypana przez śnieg i Narfi dłuższą chwilę musiał poświęcić na odgarnięcie białego puchu. W końcu miejsca było na tyle dużo, żeby mógł się przeczołgać na drugą stronę. Zdążył zaledwie się wyprostować i otrzepać ubranie ze śniegu, kiedy usłyszał wołanie i szybko zbliżające się kroki.
- Narfi! Zaczekaj! - Odwrócił się, rozpoznając głos Ilanise, po chwili jej głowa wyłoniła się z dziury w murze. Dziewczyna szybko przeczołgała się na drugą stronę.
- Co się stało? - Zapytał, kiedy Ilanise próbowała złapać oddech.
- Zmieniłam zdanie. Chcę pójść razem z tobą. - Oświadczyła, spoglądając na zamek, który do tej pory był jej domem i jedynym miejscem jakie dane jej było zobaczyć przez całe życie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś moim jedynym przyjacielem, a do tego bez mapy z pewnością się zgubisz. - Wyszczerzyła zęby, machając kawałkiem skóry, na której odręcznie ktoś narysował niezbyt dokładną mapę krainy.

*****

Podróż niesamowitą, latającą łodzią skończyła się jak tylko znalazłyśmy się w Jotunheim. Sif uznała, że dalej lepiej pójść pieszo. Pojazd nie był przystosowany do tak niskich temperatur i jego moc szybko by się wyczerpała czyniąc go całkowicie bezużytecznym.
Pomimo surowych warunków nie mogłam odmówić tej krainie wyjątkowości, a nawet swego rodzaju piękna. Puszysty śnieg pięknie mienił się w promieniach słońca.
- Pałac jest jakąś godzinę drogi na południe. - Poinformowała Sif, wskazując na wprost. Z miejsca w którym stałyśmy miałam wrażenie, że w niedalekiej odległości znajduje się ogromna kamienna ściana. W ciągu kilkudziesięciu minut podróży zauważyłam, że skały były nieodłącznym elementem krajobrazu. Mniejsze, większe, o przeróżnych kształtach otaczały nas z każdej strony. Jedna była na tyle ogromna, że w jej wnętrzu na wysokości kilku metrów znajdowała się jaskinia. Przez sople lodu zwisające nad wejściem wyglądała jak paszcza gigantycznego potwora. Zafascynowana podeszłam bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się czarnemu kamieniowi i dostrzegłam wiele zarysowań, jakby jakieś stworzenie używało ostrych szponów, aby wdrapywać się do środka. Przeciągnęłam palcami po jednym z zadrapań zafascynowana tym jakich rozmiarów musiało być to stworzenie.
- Nie chcemy przekonać się co mieszka w tej jaskini. - Ponagliła Sif. Odwróciłam się i podążyłam za nią.
- Dokąd się udałaś po opuszczeniu Asgardu? - Zagadnęłam trochę niepewnie. Nie wiedziałam czy wojowniczka będzie chciała rozmawiać ze mną o prywatnym życiu.
- Odwiedziłam przyjaciół w Wanaheim. Hogun i jego rodzina ugościli mnie naprawdę miło. Pomogli mi odzyskać siłę i wyleczyć rany, ale blizny zostały. - Jej dłoń powędrowała w kierunku pleców, ale zatrzymała na wysokości ramienia.
- Przepraszam... - Nie było słów, których mogłam użyć, żeby wyrazić jak bardzo współczułam jej tego co ją spotkało.
- Nie przepraszaj. Nie możesz zmienić przeszłości. - Jej odpowiedź była szorstka, postanowiłam więc na jakiś czas zamilknąć. Pogrążyłam się w myślach, słuchając jak śnieg skrzypi pod naszymi nogami. Zbliżałyśmy się już do tego co wcześniej wydało mi się  kamienną ścianą. Tak naprawdę okazało się kanionem z wąską, krętą ścieżką. Przeszły mnie ciarki patrząc na przejście pomiędzy skałami. Miałam ochotę zapytać czy nie ma innej drogi, ale z jakiegoś powodu nie chciałam pokazywać strachu.
- Medytacja. - Odezwała się nagle Sif, zerkając na mnie przez ramię. - Medytacja w ogrodach Alfheim pozwoliła mi uporać się z traumą. To tam ponownie dobyłam miecza i zaczęłam trenować pod okiem tamtejszego mistrza.
- Dużo podróżowałaś. - Stwierdziłam, ale zanim dodałam coś jeszcze usłyszałam niepokojący łoskot gdzieś w górze. Dźwięk przypominał potężny grzmot. Obie z Sif zatrzymałyśmy się spoglądając w górę. Wtedy to dostrzegłam ogromny głaz obluzował się i z łoskotem zaczął spadać, odbijając się od ścian i zrzucając kolejne kamienie.
- Biegiem! - Zawołałam, pociągając Sif za sobą. W ostatniej chwili uskoczyłyśmy do przodu, unikając śmierci pod lawiną kamieni i lądując na śniegu, który zamortyzował upadek.
- Było blisko. - Stwierdziłam, siadając i patrząc na stertę głazów. Echo spadających kamieni wciąż niosło się po kanionie. - Nic ci nie jest? - Upewniłam się. Wojowniczka tylko pokręciła głową wpatrując się w szczyt z którego spadły głazy. Również spojrzałam w górę, ale zostałam jedynie oślepiona przez promienie słoneczne.
- Widzisz tam coś?
- Wydawało mi się, że ktoś tam stał. - Wskazała palcem na szczyt ściany kanionu.
- Ja nic nie widzę. - Odpowiedziałam, jeszcze bardziej wytężając wzrok. Stałyśmy tak jeszcze przez kilka sekund, ale żadna z nas nic nie zauważyła.
- Chodźmy. Nie ma czasu. - Stwierdziła Sif jako pierwsza kierując się dalej w stronę wyjścia z kanionu. - Nienawidzę tej przeklętej krainy. - Wymamrotała jeszcze pod nosem wojowniczka.

Naznaczona przez Boga kłamstw. Z krwi Lodowych Gigantów.Where stories live. Discover now