Rozdział 13

20 3 1
                                    

Loki ocknął się przykuty do lodowej ściany na tyle wysoko, że ledwo dosięgał stopami do ziemi. Z trudem zaczerpnął lodowatego powietrza, które boleśnie wypełniło płuca. Uniósł głowę, pulsującą tępym bólem po uderzeniu. Dostrzegł, że Farbauti mówi coś do olbrzyma, który trzymał za ramię Narfiego. Chłopiec szamotał się i wyrywał, a na jego policzkach wyraźne były ślady świeżych łez. Szkatuła, która wcześniej tliła się słabym, mlecznym światłem teraz lśniła jasno, oświetlając pomieszczenie. Najwyraźniej faktycznie z jakiegoś powodu reagowała na obecność chłopca.
- Nareszcie. - Farbauti odwróciła się w kierunku Lokiego, a w jej ręce błyszczało lodowe ostrze. - Szkatuła w końcu odzyska swą moc, a dusza Laufeya zostanie uwolniona.
- Szkatuła nie więzi niczyjej duszy. - Loki ostatni raz spróbował przemówić do rozsądku olbrzymki. - Żaden artefakt w dziewięciu światach nie ma mocy przywracania zmarłych do życia.
- Zamknij się! - Krzyknęła, a jej oczy zalśniły złowrogo. - Powinieneś być zaszczycony. Twoja ofiara przywróci świetność Jotunheim, a twój syn w przyszłości będzie naszym królem.
- Nigdy! - Zaprotestował Narfi desperacko próbując uwolnić się od trzymającego go olbrzyma. Próbował nawet gryźć, ale nie udało mu się zębami przebić twardej skóry.
- Czy to nie zabawne? - Zapytała Farbauti, jednym ruchem rozcinając tunikę Lokiego. - Zabiłeś Laufeya, a teraz twoja krew pomoże przywrócić go do życia. - Zbliżyła ostrze do jego skóry i przesunęła nim od ramienia aż do brzucha tworząc płytkie nacięcie. Ostrze miało nierówne krawędzie przez co boleśnie szarpało skórę.
- Tato! - Krzyknął przerażony Narfi, widząc jak Loki szarpnął się z bólu, kiedy olbrzymka tworzyła kolejne nacięcia.
- Narfi nie patrz. Zamknij mocno oczy i nie otwieraj cokolwiek usłyszysz.
- Wybacz dyskomfort. - Farbauti uśmiechnęła się podle, uderzając pięścią w żebra Lokiego z taką siłą, że dało się słyszeć trzask pękających kości. - Krew musi zostać odebrana w brutalny sposób. Nie ja to wymyśliłam. - Dodała, jakby chcąc usprawiedliwić swoje zachowanie. Zebrała na palce spływającą, szkarłatną ciecz i podeszła do postumentu na którym leżał Laufey. Starannie narysowała kilka run na jego klatce piersiowej. Zapach krwi wypełniał pomieszczenie i sprawiał, że Narfiemu robiło się niedobrze. Nie miał już siły krzyczeć, oczy bolały go nie mogąc wyprodukować więcej łez. Pierwszy raz widział tyle krwi. Kiedyś widział zaledwie kilka kropel, jak zranił się nożem przy obiedzie. Pamiętał, że mama bardzo szybko odwróciła jego uwagę i opatrzyła skaleczenie. Narfi tak bardzo żałował, że teraz jej tu nie było.
Farbauti złapała chłopca mocno za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w stronę szkatuły. Nie zważając na jego protesty, przytknęła obie jego dłonie do artefaktu. Narfi od razu poczuł coś dziwnego, miał wrażenie jakby ktoś szeptał kojąco brzmiące słowa do jego uszu. Cały strach nagle zniknął, a jego miejsce zajęła lodowata pustka płynąca z wnętrza szkatuły. Chciał zabrać dłonie i przerwać tę dziwną więź, ale smugi białego światła otulały jego nadgarstki nie pozwalając się ruszyć. Światło bijące od artefaktu stawało się coraz jaśniejsze i Narfi musiał zamknąć oczy, oślepiony ostrym białym blaskiem. Wszystko trwało zaledwie kilka sekund zanim chłopiec usłyszał ogłuszający huk. Rozbłysk światła był tak potężny, że powalił znajdujące się w pomieszczeniu olbrzymy. Narfi przez chwilę słyszał tylko dzwonienie w uszach. Rozejrzał się zszokowany po pomieszczeniu. Szkatuła lśniła jasnym światłem, chociaż jej blask już nie oślepiał, był taki naturalny i zdrowy. Olbrzymy leżały nieprzytomne pod ścianami na których pojawiły się pęknięcia. Ciało Laufeya wciąż leżało na postumencie, który jednak pękł w pół. Narfi spojrzał w stronę Lokiego. Na ścianie w miejscu gdzie wcześniej był przykuty została tylko smuga krwi. Kajdany również nie wytrzymały uderzenia energii i rozpadły się na kilka kawałków. Na dwóch elementach zobaczył zakrwawione ostre pręty, które musiały przebijać nadgarstki.
- Tato... - Narfi podpełznął do ojca, czując się zagubiony i przerażony. W świetle emitowanym przez szkatułę zobaczył, że skóra Lokiego przybrała taki sam niebieski kolor jak u innych olbrzymów. Z ran zadanych przez Farbauti wciąż sączyła się krew, a czarne żyły rozciągały się już aż pod żebra. Narfi przypomniał sobie jak mama mówiła mu, że jeżeli bardzo chce to może odebrać czyjś ból i przejąć go na siebie. Spojrzał na swoje dłonie, zastanawiając się czy też mógłby czegoś takiego dokonać. Nie miał zbyt wiele do stracenia, postanowił więc spróbować. Przyłożył swoje drobne dłonie do ramienia Lokiego w miejscu gdzie nie było żadnej rany. Zamknął oczy na kilka chwil starając się myśleć o czymś przyjemnym, przywołać jak najwięcej ciepłych i szczęśliwych wspomnień. Nie wiedział dlaczego właśnie to miałoby w tym momencie pomóc, ale poprostu czuł, że tak powinien postąpić. Uniósł odrobinę powieki ciekawy czy coś się zmieniło. Zobaczył, że jego palce błyszczą białym, migoczącym światłem podobnym do tego, które wydzielała szkatuła. Artefakt również zaczął migotać. Przestraszony chłopiec szybko cofnął dłonie i w panice próbował strzepnąć z nich migoczącą poświatę. Narfi usłyszał jak Loki wciągnął gwałtownie powietrze, ale zaraz później znieruchomiał ponownie. Chłopiec nie miał pojęcia czy to co podpowiadał mu instynkt było słuszne, ale podszedł do postumentu i ostrożnie podniósł szkatułę. Wrócił na miejsce odkładając artefakt obok siebie i jedną dłoń kładąc na jego pokrywie, a drugą na ramieniu Lokiego. Koniuszki jego palców natychmiast znów zaczęły świecić. Poczuł jak lodowata energia przepływa przez jego ciało. Początkowo wzdrygnął się, mając wrażenie jakby zamarzał od środka. Szybko jednak uczucie stało się przyjemne niczym czuły, troskliwy dotyk.
- Narfi. - Usłyszał delikatny, melodyjny, kobiecy głos tuż obok siebie, a jednak brzmiał on jakby z bardzo daleka. Chłopiec rozejrzał się w poszukiwaniu źródła tego dźwięku i dostrzegł te samą ognistą wilczycę, którą udało mu się wcześniej stworzyć w sali tronowej.
- Kim jesteś? - Zapytał, otwierając szeroko oczy. Wilczyca była znacznie mniejsza niż ostatnio i tym razem jej łapy nie były połączone z jego dłońmi.
- Jestem bytem astralnym stworzonym przez twój umysł ze strachu i mocy jaka w tobie drzemie.
Narfi nic z tego nie zrozumiał, ale kiwnął powoli głową.
- Czyli jesteś duchem? - Przekrzywił pytająco głowę.
- W dużym uproszczeniu można tak mnie nazwać. - Wilczyca podeszła bliżej i spojrzała na Lokiego. Narfi czuł delikatne ciepło bijące od tańczących, zielonych płomieni. - Musisz przestać. - Nakazała, szturchając nosem dłoń chłopca spoczywającą na wieku szkatuły.
- Ale to pomaga mojemu tacie. - Zaprotestował chłopiec, widząc że skóra Lokiego znów przybrała dawny kolor. Wilczyca pokręciła nerwowo łbem.
- Dodajesz mu sił, które są mu bardzo potrzebne. Nie leczysz jednak jego ran. W ten sposób sam stracisz całą energię i nie będziesz mógł pomóc już nikomu. - Wytłumaczyła spokojnie. - Olbrzymy niedługo się obudzą, musisz uciekać.
- Nie wiem dokąd i nie mogę go zostawić. To wszystko moja wina. - Narfi poczuł jak znów zalewa go poczucie winy.
- Nikt nie będzie cię obwiniał. Jesteś tylko dzieckiem, które zostało oszukane. - Postać wilczycy zamigotała kilkukrotnie. - Nie mogę dłużej z tobą zostać. Musisz uciekać, znajdź najbliższe wyjście i biegnij tak szybko jak potrafisz.
Wilczyca zniknęła zanim Narfi zdążył się odezwać. Wziął głęboki oddech z trudem odrywając dłoń od szkatuły.
- Sprowadzę pomoc. - Oświadczył, stając na nogach.

****

Wszelkie decyzje dotyczące naszej wyprawy pozostawiłam Sif. Nie jeden raz była już w Jotunheim i miała o wiele większą wiedzę i doświadczenie niż ja. Dopilnowałam jedynie żeby każda z nas otrzymała komplet ciepłych ubrań i niezbędne wyposażenie. Miałam pewne obawy związane z wyruszeniem tylko we dwie. Sif uspokoiła mnie jednak tłumacząc, że nie chodzi nam o otwartą walkę tylko o ciche przedostanie się tam i z powrotem. Z tego samego powodu nie miałyśmy udać się tam z pomocą Bifrostu, który z pewnością przyciągnąłby uwagę olbrzymów, ale jakimś innym przejściem.
Nigdy nie byłam w tej mroźnej krainie, wszystko co wiedziałam to, że warunki tam panujące były co najmniej trudne i nie sprzyjały wycieczkom. Starając się nie tworzyć w głowie czarnych scenariuszy upewniłam się ostatni raz, że sztylety tkwią przymocowane do paska na moim udzie, a łuk i strzały spoczywają na plecach. Narzuciłam na głowę kaptur ocieplanej peleryny i ruszyłam w stronę dziedzińca. Sif czekała już na miejscu ubrana w srebrny napierśnik, skórzane spodnie i buty oraz osłony na przedramiona. Na plecach miała okrągłą tarczę i dwa miecze, a z ramion zwieszała się ciepła peleryna. Wojowniczka powitała mnie krótko i skierowała się w stronę pałacu do części, której nigdy nie odwiedziłam. Budynek okazał się czymś na kształt ogromnego hangaru pełnego pojazdów przypominających łódki z jednym trójkątnym żaglem.
Zamiast przeciwległej ściany zamontowano ogromne wrota, które teraz były szeroko otwarte. Jedna rzecz tylko budziła moje wątpliwości skoro najwyraźniej zamierzałyśmy płynąć jedną z tych łodzi. To dlaczego nigdzie nie było widać ani kropli wody?
- Czekasz na czerwony dywan, moja pani? - Zapytała Sif z wnętrza jednej łodzi i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją za dłoń i po chwili również stałam już na pokładzie.
- Jak mogłaś o tym nie pomyśleć? - Zapytałam ironicznie na co Sif wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Jak to działa?
Poczułam delikatne szarpnięcie i oparłam się dłonią o ławkę za mną. W tym momencie dotarło do mnie, że wcale nie będziemy płynąć tylko lecieć.
- Wydajesz się zaskoczona. Loki nigdy ci tego nie pokazywał?
Łódka powoli wysunęła się z hangaru i oślepiły nas ostre promienie zimowego słońca. Na chwilę obie przymrużyłyśmy oczy.
- Jakoś nie było okazji. - Odpowiedziałam, zerkając przez prawą burtę w dół, żeby sprawdzić jak wysoko jesteśmy.
- Około pięćdziesiąt metrów nad ziemią to bezpieczna wysokość dla początkującego pilota.
- Co masz na myśli? - Odwróciłam się przez ramię mając nadzieję, że źle ją zrozumiałam.
- Chodź tutaj. Ta wiedza może ci się przydać, jeżeli będziemy musiały się rozdzielić.
Podeszłam do steru, który wyglądał jak złota kula umieszczona dla ozdoby w tylnej części pojazdu. Czułam lekki wiatr rozwiewający moje włosy.
- Połóż dłoń w miejscu mojej. - Nakazała Sif, a kiedy wykonałam polecenie nakryła moją dłoń swoją. Podstawowe sterowanie okazało się całkiem proste i intuicyjne, wystarczyło przesunąć ręką w kierunku w którym chciało się skręcić.
- Przesunięcie w górę lub w dół zmienia wysokość. Rób to jednak bardzo powoli jeżeli nie chcesz bliskiego spotkania z ziemią.
- A to do czego służy? - Zapytałam, wskazując na pojedynczy, trójkątny żagiel. Nie zauważyłam do tej pory żeby pełnił jakąkolwiek funkcję.
- Żagla używają tylko doświadczeni piloci. Można z niego korzystać, żeby lecieć o wiele szybciej, ale to niebezpieczne.
Miałam nadzieję, że cokolwiek się wydarzy wiedzą, którą mam wystarczy mi, żeby obsługiwać ten niesamowity pojazd.
- Lepiej usiądź i się czegoś złap. - Poradziła Sif, kiedy przelatywałyśmy tuż nad taflą rozległego jeziora. - Zaraz będziemy w Jotunheim.

Naznaczona przez Boga kłamstw. Z krwi Lodowych Gigantów.Where stories live. Discover now