Rozdział XLVIII.

290 37 6
                                    


Jeongin kucał przede mną i z politowaniem przyglądał się, jak kulę się roztrzęsiona pod pniem drzewa, nie będąc w stanie uciec ani wykrztusić z siebie choćby słowa.

– Chyba nie zrozumiałaś. – Wyszczerzył się. – Nie ma uciekania przede mną, Y/N.

– Czego ode mnie chcesz? – odważyłam się zapytać.

– Czego chcę? – Rozłożył ręce i spojrzał na mnie zdziwiony. – Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele powinni się widywać. A ja obiecałem ci, że wrócę kiedyś po ciebie i przemienię cię w to samo, co ja. Czemu jesteś taka wystraszona? To ja, Jeongin. Nie cieszysz się na mój widok?

– N-nie jesteś sobą – wydukałam.

– Przecież jestem. – Zaśmiał się. – Teraz jestem sobą bardziej niż kiedykolwiek. Odkąd stałem się wampirem, wreszcie poznałem swoje prawdziwe ja.

– Dawny Jeongin nigdy nie zachowywałby się wobec mnie w ten sposób – utrzymywałam, patrząc mu głęboko w oczy.
Chłopak prychnął i zbliżył swoją twarz do mojej.

– Dawny Jeongin był zwykłym nieudacznikiem, który całe liceum zastanawiał się, dlaczego nie jest dla ciebie wystarczający, tylko po to, by dowiedzieć się, że konkuruje z wampirem – wyszeptał z pogardą. – A teraz sam nim jestem. Nie cieszysz się? Nie wolisz mnie takiego?

– Nigdy w życiu! – krzyknęłam, odpychając go od siebie. – Wampiryzm nic do tego nie ma! Jesteś zmanipulowany przez Sunoo, nie dociera to do ciebie?! Nienawidzę cię takiego! Chciałabym starego Jeongina z powrotem!

Jeongin zadumał się na chwilę, a potem odpowiedział cicho, z grymasem na twarzy:

– Wiesz co, Y/N? Nigdy nie miałem do ciebie żalu, że wybrałaś wtedy kogoś innego. To ja byłem ofermą. Ale jak możesz mnie nienawidzić teraz, kiedy pierwszy raz czuję, że jestem coś warty? Ranisz mnie. Nie cieszysz się szczęściem własnego przyjaciela?

– Gdybyś tylko potrafił się nawrócić, być może znów potrafiłabym cię pokochać, nieważne czym się stałeś – wyszeptałam z bólem. – Rodzina Sunghoona na pewno przyjęłaby cię pod swoje skrzydła i nauczyła jak żyć w zgodzie ze sobą. Błagam, otrząśnij się, Jeongin.

– Już wiem. – Zupełnie mnie zignorował. Doznał olśnienia i uśmiechnął się do siebie tajemniczo. – Po prostu nie jesteś świadoma, jakie to błogosławieństwo być tak potężnym i wiecznym. A Sunghoon nie chce się podzielić z tobą tym kawałkiem raju. Trochę egoistyczne z jego strony, nie uważasz? – Zaśmiał się na własne słowa, by po chwili wlepić we mnie zdeterminowane spojrzenie. – Ale nic się nie bój. To twój szczęśliwy dzień! Ponieważ dla mnie dla odmiany liczy się twoje szczęście, uczynię ci ten zaszczyt i pomogę osiągnąć potęgę. Najpierw mała degustacja.

Skuliłam się w przerażeniu, gdy wyciągnął w moją stronę dłoń. Chwycił mój podbródek na tyle dosadnie, by skierować na siebie mój wzrok. Wytarł palcami krew ściekającą mi z nosa i oblizał je. Gdy tylko zetknęły się z jego językiem, zamarł na chwilę, a potem zaśmiał się cicho.

– Nie to samo, co świeża krew, ale już po tym czuć, jak dobrze smakujesz. Wiedziałem, że twój apetyczny zapach nie mylił – stwierdził z zachwytem. – Pewnie dlatego nie chciał cię przemienić? Żebyś robiła mu za żywicielkę? Zdradź mi, często pije twoją krew? Sprawia ci to przyjemność?

– Nigdy tego nie zrobił! – wykrzyknęłam, jakby zależało od tego moje życie, choć moje słowa przesiąknięte były kłamstwem. – Traktuje mnie jak człowieka, a nie pożywienie! I zawsze tak będzie!

The Invitation | ENHYPEN | Park SunghoonWhere stories live. Discover now